Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Za to w pokoju obok, już nie mistyk Saint-Exupery, ale rozhukany dziecinny (r)Saint-ExŻ, ten, który potrafił się skarżyć, że "dorośli i tak nicze- go nie rozumieją, więc po co nużyć się dawaniem im wciąż tych samych wyjaśnień", pokazywał lady Dianie sztuki magiczne. Za dotknięciem jego ręki układały się talie kart w z góry wyznaczona kolejność, a złote monety, jak na czarnym rynku, znikały i pojawiały się z powrotem w najbardziej nieoczekiwanych miejscach. Sam sprawca tych figli kuglarskich bawił się nie mniej od widzów, akompaniując sobie radosnymi okrzykami i wy- buchami śmiechu. Wtem, w toku tasowania kart zatrzymał się nagle i spo- kojnym głosem powiedział: (r)dziś rano byłem u wróżki. Widocznie nie rozpoznała odznak na moim mundurze i wzięła mnie za marynarza, bo przepowiedziała mi bliską śmierć w falach morskichŻ. Nikt z obecnych nie odrzekł słowa. Ale przypomnieliśmy sobie, jak przed laty, zaginionego od wielu dni po przymusowym lądowaniu na pust- kowiu, Antoniego de Saint-Exuperyego tylko za wskazaniem i namową ja- snowidzącej odnaleźli koledzy w chwili, gdy już w prasie paryskiej zaczęły się ukazywać jego nekrologi. A wiedzieliśmy, że jedna z jego rąk, tak zgrab- nych w żonglerskich igraszkach, nie posiada wystarczającej siły, by nadać samolotowi konieczną w razie nieprzyjacielskiego pościgu zwrotność. Więc brzmiący nadal śmiech rozbawionego Saint-Exa wywoływał odtąd mniej szczere echo. Na wiadomość, jaka nadeszła w parę miesięcy potem, czekaliśmy już prawie. 31 lipca nie powrócił z patrolu. Komunikat niemiecki doniósł o ze- strzeleniu francuskiego samolotu nad Morzem Śródziemnym. Dopiero po zakończeniu walk porównanie zapisków sprzymierzonego i hitlerowskiego lotnictwa pozwoliło na odtworzenie okoliczności jego śmierci. Po spełnieniu zadania i dokonaniu zdjęć fotograficznych w rejonie Grenoble leciał ku Korsyce. Dzień był pogodny i upalny, morze spokojne. W samo południe zabiegł mu drogę myśliwiec niemiecki. Jedna seria po- cisków starczyła, by strącić szybki, lecz nie uzbrojony Lightning. Po raz ostatni zachwiały się wielkie skrzydła i samolot Antoniego de Saint-Exupe- ry'ego runął ku morzu, w którym odbijało się niebo i gorzało południowe słońce. W wydanej pośmiertnie Cytadeli pisał: (r)Piękną nad inne jest droga, która wiedzie ku morzu. A wzlot znam tylko jeden, od ziemi do słońcaw. Między Churchillem a de Gaulle'em ZARAZA WSPOMINKARSTWA ogarnęła nie tylko Polaków. Liczba i jeśli nie szczerość, to szczegółowość i niedyskrecja pamiętników wydanych po ostat- niej wojnie przez ludzi, którzy zajmowali w jej toku ważne lub nawet kie- rownicze stanowiska, budzi zdumienie. Ich wspomnienia wespół ze zbiorami dokumentów dyplomatycznych, które w Polsce i we Francji wpa- dły w ręce hitlerowskie, a w Niemczech w ręce amerykańskie i sowieckie, pozwalają rozszyfrować tajniki polityczno-wojskowe nadspodziewanie ry- chło i dokładnie. Trudność dla historyków tego okresu stanowić będzie nie brak dokumentacji, ale właśnie jej nadmiar i niejednokrotnie sprzeczność. Co przy nawet bardzo cząstkowym i niepełnym zapoznaniu się z tak obszernym materiałem uderza najsilniej, to niezgodny, jak by się zdawało, z duchem dziejów wzrost wagi czynnika osobistego w rozwoju wypadków. W walce mobilizującej fizycznie i psychicznie całe narody, operującej nie znanymi przedtem liczbami żołnierzy, przynoszącej milionom ludzi zwy- cięstwo i prawo do życia lub śmierć i niewolę, zależały najważniejsze roz- strzygnięcia od postawy, od decyzji, chciałoby się prawie powiedzieć: od kaprysu paru kierowniczych jednostek. Tkwi w tym jakiś głęboki paradoks, że właśnie mechanizacja, właśnie rozwój techniki doprowadziły do stanu, w którym jedno naciśnięcie guzika rozpętuje sumy energii, na jakie skła- dać się musiał uprzednio olbrzymi wysiłek zbiorowy i że z drugiej strony demokratyzacja życia społecznego tak pogłębiła znajomość psychologii mas, iż ludziom rozporządzającym aparatem propagandowym, prasą, ra- diem, telewizją dała do ręki władzę, o jakiej nie marzył żaden absolutny monarcha. Sądząc z ich zapisków i wypowiedzi, Juliusz Cezar i Napoleon mniej panowali nad nastrojami swoich współobywateli i żołnierzy i przez to byli od nich bardziej zależni niż nie tylko Hitler, Mussolini i Stalin, ale także przywódcy wielkich demokracji zachodnich, Churchill i Roosevelt, których głos docierał do każdego oddziału na froncie, do każdej zapadłej wioski własnego kraju