Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Nawet dwunastoletni Wookie, którzy dopiero co uczestniczyli w ceremonii dorastania hrrtayyk, znali sposoby budowania szałasów z gałęzi młodych drzew, wyrabiania narzędzi z szypułek ogromnyc liści i splatania lin. Wiedzieli, które rośliny czy owady nadają się di 262 jedzenia, gdzie szukać źródeł wody pitnej i gdzie znajdują się kry- jówki niebezpiecznych gadów albo drapieżnych kotów. Istoty rasy Wookie potrafiły wykorzystywać wytwory zaawan- sowanej techniki, ale nigdy nie zapomniały o zaletach porastającej powierzchnię ich planety bujnej dżungli, w której mogli znaleźć schronienie i przeżyć tak długo, jak będzie to konieczne. Pilot promu Vadera, niespodziewanie ostrzelanego z kilku sta- nowisk artylerii przeciwlotniczej naraz, skręcił w kierunku naj- większego balkonu Kachirho i włączył generatory potężnych pól ochronnych. Z czterolufowych działek laserowych wylatywały raz po raz serie śmiercionośnych błyskawic w kierunku dwóch grado- ogniowych robotów, które Wookie wciągnęli na wyższe poziomy nadrzewnej fortecy. Błyskawice z dziobowych stanowisk artylerii promu przemieniły wyrzutnie pocisków w stosy stopionego metalu i odszczepiły z drewnianych belek i wsporników platform drzazgi twarde i ostre niczym gwoździe. Siła eksplozji posłała we wszystkie strony ciała kosmatych obrońców. Niektórzy przelecieli nad porę- czą balkonu i runęli w kilkusetmetrową przepaść. Vader stał w kabinie ostrzeliwanego promu przed hologramem do- wódcy jednego z toczących walkę oddziałów i słuchał jego meldunku. - Staramy się nie używać przesadnie dużej siły, Lordzie Vader, e mieszkańcy planety odpierają wszędzie nasze ataki - mówił ka pitan. -Jak wspomniałem, istoty rasy Wookie zrobią wszystko, żeby nie dostać się do niewoli. Opuszczają nadrzewne miasta i uciekają do gęstej dżungli. Jeżeli ukryją się w niej wystarczająco głęboko, odnalezienie ich i wykurzenie stamtąd może nam zająć wiele mie sięcy, a może nawet lat. Koszt takiej operacji będzie bardzo wysoki, zarówno w sprzęcie, jak i w ludziach. Vader zmniejszył do zera natężenie głosu w hologramie i spojrzał Ina stojącego po drugiej stronie przejścia dowódcę szturmowców. - Zgadza się pan z jego opinią, kapitanie? - zapytał. - Już w tej chwili tracimy zbyt wielu żołnierzy - odparł bez wa pnia Appo. — Proszę wyrazić zgodę, żeby dowódcy okrętów na Irbicie mogli rozpocząć ostrzał starannie wybranych punktów nąj- ilniejszego oporu. Vader zastanowił się nad jego propozycją. Nie lubił się mylić, [już wręcz nie znosił, kiedy ktoś mu wytykał błędy, ale nie widział mego wyjścia z obecnej sytuacji. 263 - Wyrażam zgodę na bombardowanie z orbity, kapitanie - ode- zwał się w końcu. - Proszę jednak ostrzelać Kachirho w ostatniej kolejności. Mam tu do załatwienia pewną sprawę. Kiedy holowizerunek dowódcy się rozpłynął, Vader odwrócił się w stronę niewielkiego iluminatora kabiny i pogrążył w zadu- mie. Zastanawiał się, gdzie mogli się ukryć poszukiwani Jedi i jaką przygotowali na niego zasadzkę. Na myśl o tym, że wkrótce stanie z nimi do walki, poczuł zniecierpliwienie i gniew. Nie rozkładając skrzydeł promu, pilot wylądował na balkonie, chociaż od kadłuba cały czas odbijały się błyskawice blasterowych strzałów. Kiedy opadła rampa ładownicza, zbiegł po niej Appo i je- go szturmowcy. Vader zapalił klingę świetlnego miecza i odbijając z powrotem nadlatujące błyskawice, także zszedł na balkon. Trzej pierwsi żołnierze upadli, zanim zdążyli się oddalić dwa me- try od stóp rampy. Doskonale ukryci Wookie prowadzili ogień zza prowizoryczn>cłi barykad i krzyżujących się wysoko nad balkonem grubych belek. Sklonowany pilot włączył repulsory, obrócił prom na niewielkiej wysokości nad balkonem o sto osiemdziesiąt stopni i omiótł oko- licę ogniem z laserowych działek. W tej samej chwili z kryjówek wyskoczyło dwóch Wookie z przewieszonymi na ukos przez pierś torbami. Podbiegli do otwartego włazu i wrzucili do wnętrza statku kilka ładunków wybuchowych. Rozległ się ogłuszający huk, a siła eksplozji oderwała jedno skrzydło i posłała prom na skraj balkonu, Vader postanowił przejść do ataku. Przemykając między gradem lecących ku niemu strzałów, w kilku susach pokonał odległość od stanowisk oporu istot rasy Wookie. Wymachując na prawo i lewo szkarłatną klingą, odbijał z powrotem blasterowe błyskawice, a cza- sami amputował kończyny i głowy obrońców