Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
150 To był niepewny wspólnik. Nie wiedział nawet, czy jeszcze kiedyś go zobaczy, ale to go nie martwiło. Te myśli przerwał nagle dzwonek telefonu, stojącego na szafce nocnej. Pascale wszedł do sypialni, usiadł na łóżku i podniósł słuchawkę. - Panie Pascale, tu Warren. Danny Warren, donosiciel, ćpun i nieudacznik. Pascale często go wykorzystywał. - Co tam, Danny? - Panie Pascale - powiedział jak zwykle uprzejmie Danny - słyszałem coś, co pana zainteresuje. - Mów. - W biurze szeryfa na Camp Street coś śmierdzi. Uciekł im podobno jeden agent. Nazywa się Eddie Hungate. Pomyślałem, że będzie pan chciał to wiedzieć. Pascale aż podskoczył. Z całej siły ściskał słuchawkę. - Jak to uciekł? Dlaczego? - Z dobrego źródła wiem, że od jakiegoś czasu brał w łapę. Słyszałem też plotki... tylko plotki, no wie pan... że podobno pan z nim robił kiedyś interesy. Ten gość może panu nieźle nabruździć, panie Pascale. Zadzwoniłem, jak tylko o tym usłyszałem. Chciałem pana ostrzec. - Dobrze zrobiłeś, Danny. - Dziękuję, panie Pascale. - Jutro się z tobą rozliczę. Tam gdzie zwykle. O tej samej porze. Jeśli jeszcze coś dziś usłyszysz, zadzwoń od razu. Będę tu cały wieczór. Pascale odłożył słuchawkę. Teraz przydałby mu się Klyne, żeby rozwiązać ten problem. To była jego specjalność. Tylko że Klyne'a nie było już w Nowym Orleanie. Będzie musiał sam sobie z tym poradzić. Najpierw jednak musi znaleźć Eddiego Hungate, zanim zrobią to gliny. Potem go zabije. Nie było innego wyjścia... 151 - Jak poszło? - zapytał Taylor, kiedy Sarah wróciła do kryjówki. - Chyba zyskałam trochę na czasie, zanim przeniesiemy się gdzie indziej. Jeśli o to chodzi, warto było jechać. Dziękuję, że załatwiłeś mi widzenie, i to w tak krótkim czasie. Doceniam twoje poświęcenie. - Nie ma sprawy. - Taylor uśmiechnął się, wspominając, jak Elworthy zmył mu głowę za to, że nie załatwił tego normalną drogą, tylko pominął zastępcę szeryfa okręgowego. - Dzwoniłem do Robideaux, zanim tutaj przyjechałem. Zajmuje się poszukiwaniem Hungate'a. - Kto to jest Hungate? - Eddie Hungate... - przerwał i skinął sam do siebie. - Oczywiście, przecież nie słyszałaś. - O czym? - zapytała przestraszona, a potem ucichła. Taylor zapoznał ją z postępami w śledztwie. - Ktoś z biura, tak, to ma sens - stwierdziła, kiedy skończył mówić. - Czy tylko on był w to zamieszany? - Z tego, co wiemy, tak, ale śledztwo nie zostało jeszcze zakończone. Niczego nie można wykluczyć, póki go nie przesłuchamy. - Ale najpierw musicie go znaleźć. - Powiadomiliśmy wszystkie jednostki policji w hrabstwie. Jeśli jeszcze jest w Nowym Orleanie, a zdaje mi się, że to możliwe, będzie siedział cicho. Wie, że jak tylko się pokaże, zaraz wyląduje u nas w biurze. - Albo w kryjówce Klyne'a. - Albo u swoich wcześniejszych wspólników, których nazwiska umieścił w notesiku - dodał Taylor. - Dlatego musimy go dorwać pierwsi. - Jego aresztowanie może dać nowe dowody winy Klyne'a i pomóc w odnalezieniu tego drugiego złoczyńcy, który napadł na samochód ochrony, ale w niczym nie pomoże mnie ani mojej rodzinie. - Bezpośrednio nie - przyznał. 152 - Dobrze się stało, że użyłam mojej polisy ubezpieczeniowej przeciw Genno, prawda? - Już za tydzień przeniesiemy ciebie i twoją rodzinę w inne miejsce. Nie martw się. Nie będzie miał okazji sprawdzić, czy blefujesz. - A kto mówi, że blefuję? Taylor ze zdziwienia zmarszczył brwi. - Chcesz mi wmówić, że kazałabyś zabić jego matkę, gdyby tobie lub twojej rodzinie coś się stało? - Ty to powiedziałeś, nie ja. - Sarah? - zawołał i złapał ją za rękę, bo już miała zamiar od niego odejść. - Sarah, jeśli zrobisz coś Frances Genno, osobiście dopilnuję, żebyś wylądowała w więzieniu na długie lata. Odtrąciła jego ramię z wściekłością. - Sądzisz, że zastanawiałabym się, co się ze mną stanie, gdyby nie żyła moja rodzina? - Narażałem się, żeby ci ustawić to spotkanie z Genno. Według mnie, jasne było, że tylko chcesz go podpuścić, by dał ci spokój na trochę, nim uda nam się ciebie i twoją rodzinę umieścić w bezpiecznym miejscu. - Nigdy ci niczego nie obiecywałam - stwierdziła. - Wykorzystałaś więc mnie tylko? - Nazywaj to, jak chcesz. Jeśli o mnie chodzi, to po prostu sposób na ratowanie rodziny. Nie cofnę się przed niczym, żeby ich chronić, przed niczym, Jack. To ci mogę obiecać. - Jeśli mam być szczery, nie wierzę, że zorganizowałaś zabójstwo Frances Genno. - Wierz, w co chcesz. Nic mnie to nie obchodzi - odparła wprost. - Mnie samemu trudno byłoby wynająć mordercę w ciągu dwudziestu czterech godzin, a mam swoje kontakty. Ty nie mogłaś tego zrobić. Dlatego właśnie sądzę, że nie istnieje żaden płatny zabójca. To zwykły blef, prawda? - Podniósł dłoń, nim zdążyła mu cokolwiek odpowiedzieć. - Rozmawiaj 153 ze mną szczerze, Sarah. Nie jestem Genno. Rozumiem, dlaczego mu to wszystko powiedziałaś. Pewnie na twoim miejscu powiedziałbym to samo. Gotów jestem cię wspierać, nawet jeśli musiałbym kłamać swoim przełożonym, ale musisz mi wreszcie zaufać. Jestem po twojej stronie. Zdaje się, że to udowodniłem, załatwiając ci widzenie z Genno. - Masz rację, to zwykły blef. Nie ma żadnego zlecenia na Frances Genno - przyznała. Potrząsnęła głową zrezygnowana. - Jeśli nawet ciebie nie udało mi się przekonać, że to wszystko prawda, to Frankie na pewno mi nie uwierzy. - Nie, jeśli nie usłyszy nazwiska. - O co ci chodzi? - zapytała z wahaniem. - Gdybyś podała mu nazwisko płatnego mordercy, to zlecenie nabrałoby realności. - Przecież ci powiedziałam, że to blef, nie ma nikogo takiego. Poza tym nawet nie znam nazwisk płatnych zabójców. - Ale ja znam. - Co właściwie proponujesz? - Mogę puścić w obieg jakieś nazwisko. To go trochę zmyli. Nazwijmy to anonimową plotką. Genno dowie się o tym, kiedy będzie rozpytywać o twoje zlecenie. Na pewno zacznie węszyć, możesz być pewna. - Nie pomyślałam o tym - przyznała przygnębiona. - Jak sądzisz dlaczego chciałem, żebyś mi o wszystkim opowiedziała? Nie wolno rozpuszczać plotek o dwóch zabójcach, bo to gorsze niż niepodawanie żadnego nazwiska. - Rozumiem, że musisz w to włączyć nazwisko jakiegoś słynnego płatnego zabójcy. - Oczywiście