Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Teraz musiała stanąć twarzą w twarz przed Cyrusem i wyznać, co zrobiła. Uzyskując dla siebie kontrolę nad firmą, mogła zaprzepaścić szansę połączenia się w życiu osobistym z osobą, na której tak jej zależało. Miała jednak nadzieję i modliła się gorąco, aby się myliła. Chciała Wierzyć, że Cyrus jest wielkoduszny na tyle, by gładko przełknąć swoją porażkę i nie pozwolić dumie rozdzielić ich. Rozdział 22 Kiedy pan Smith podjechał do firmowego odrzutowca Tennisonów, na jego twarzy malowała się powaga. Meredith zauważyła, że nie towarzyszy mu Blake. —- Czy w domu coś się stało? — spytała, zanim wsiadła do samochodu. Położył na siedzeniu jej turkusowy bawełniany kostium ze złotym, wzorzystym pasem. — Nic specjalnego. Wyglądasz na zmęczoną. — Bo jestem zmęczona — odparła z bladym uśmiechem.— I to śmiertelnie. Minęło już pięć tygodni. Jak Blake? Jak Cyrus? — Blake czyta bajki na dobranoc wszystkim dorosłym domownikom. — A... Cyrus? — Ciśnie mi się na usta parę przymiotników — rzekł wymijająco. — Chciałabyś usłyszeć kilka po drodze do domu? Skrzywiła się. — Co, tak źle? — Im lepiej się ma, tym staje się gorszy — stwierdził pan Smith. Zerknął na nią. — Myślę, że po twoim powrocie trochę się poprawi. Znużona, odchyliła głowę na oparcie siedzenia. — Powstrzymam się od ocen do momentu, kiedy Cyrus dowie się, co zrobiłam. Don i zarząd przyrzekli mi dyskrecję, tak, bym miała czas sama mu o wszystkim powiedzieć, zanim cokolwiek mu doniesie poczta pantoflowa. — Jak sądzę, udaremniłaś plany Dona. — Faktycznie — przyznała, nie dodając, że jednocześnie złożyła swoją rezygnację. Ta nowina musiała poczekać, zanim nie pozna reakcji Cyrusa. — Aby je jednak udaremnić, musiałam przejąć kontrolę nad Harden Properties. Wydął wargi i zagwizdał cicho. — Komuś się to nie spodoba. — Nie musisz mi tego mówić. — Patrzyła przez zaciemnioną szybę na kontury mijanych krajobrazów.— Kopię dla samej siebie coraz głębszy dół. A w ogóle sądzę, że powinnam zostać w Chicago i nie wracać tutaj, próbując odgrywać Pana Boga. — Cóż, życie daje nam nauczkę. — Włączył się do małego o tej porze nocy ruchu. — Harden kupił Blake'owi psa. — Rzucił jej krótkie spojrzenie. — Dużego psa. — Świetnie. Może, kiedy wrócimy do Chicago, będziemy siadywać na patio, a dookoła wybudujemy dodatkowy pokój — zaproponowała ironicznie. Bo mogło do tego dojść. Wściekły Cyrus mógł kazać im spakować manatki i wracać do Chicago, z dużym psem i resztą. — Nie rozumiesz. Iguany nie znoszą psów. — Och. — Pohamowała żartobliwy ton głosu. — W takim razie powinniśmy chyba zbudować dla Tiny osobny pokój. Co ty na to? Z fontanną i drzewkami fikusowymi, żeby miała gdzie się wspinać. Spojrzał rozanielony. — Szczerze? — Szczerze. I nie martw się. Będziemy walczyć. — Gdzie? — spytał bez ogródek. — Tu czy w Chicago? Zacisnęła zęby. Nie miała pojęcia. To zależało od Cyrusa i tego, co zrobi, gdy się wszystkiego dowie. Była naprawdę zaniepokojona, zwłaszcza mając świadomość swojej sytuacji. Czuła się zbyt znużona, by teraz rozmyślać. Zamknęła oczy i przez pozostałą drogę do domu Hardenów słuchała radia. W oknach paliły się światła. Meredith spostrzegła, że kiedy samochód stanął przy wejściu, ktoś rozsunął zasłony. Przerażało ją to, co musiała zrobić, wiedziała jednak, że nie ma wyboru. A wszystko (komplikował fakt, że była w ciąży, niemal na pewno. Jeśli teraz, straciwszy firmę, Cyrus znów ją odtrąci, historia się powtórzy. A co z Blakiem? Czy rozegra się straszliwa bitwa o opiekę nad dzieckiem...? — Mamusia! A tyle się denerwowała, obawiała, czy syn wciąż ją uwielbia. Roześmiana Meredith wyciągnęła ramiona i uściskała Blake'a serdecznie. Nie próbowała go podnosić, jak to zwykle czyniła. Skoro była w ciąży, powinna unikać wysiłku. — Och, Blake, jak dobrze znów być w domu — stwierdziła i kiedy go przytuliła, w oczach stanęły jej łzy. Blake pachniał mydłem i wydawał się taki malutki, że aż ścisnęło jej się serce. Kochała go z całej duszy. — Strasznie za tobą tęskniłam, mój mały mężczyzno! Nawet nie wiesz, jak strasznie. — Ja też za tobą tęskniłem — oświadczył Blake — Pan Smith nie lubi mojego psa — rzekł z wymówką. — Tatuś kupił go dla mnie, jest czarnobiały i nazywa się Harry. — Pan Smith dostanie cały osobny pokój dla Tiny i wtedy polubi Harry'ego — obiecała. — Czy mój tatuś urządzi ten pokój ? Zawahała się. Jej wzrok powędrował ku otwartym drzwiom kuchni, gdzie stała szeroko uśmiechnięta Myrna. — Pomówimy o tym później, kochanie. Weszła do hallu, zostawiając panu Smithowi bagaże i dziecko. Zatrzymała się przy wejściu do kuchni i spytała Myrnę: — Jak zdrowie? — Bardzo dobrze. A twoje? — Od dawna Myrna witała się w ten dość formalny sposób, lecz tym razem po chwili uśmiechnęła się łagodnie i porzuciła lodowaty ton, jaki przyjęła automatycznie z początku. — Wyglądasz na zmęczoną. Wejdź, a pani Dougherty zaparzy nam dzbanek kawy. Jadłaś coś? — Przed odlotem z Chicago jadłam kanapki — odparła Meredith. — Naprawdę jestem wykończona