Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Wzięli paru czarodziejów, żeby zapewnić sobie zwycięstwo. Co może zdziałać zwykły żołnierz, taki jak ja, przeciwko magii? Nic. Chcesz, żebym ci narysował plan bitwy? Abdullah zrozumiał teraz, na czym polegała złośliwość dżinna. Ten człowiek, który miał mu pomóc, był koszmarnym nudziarzem. – Nie znam się absolutnie na kwestiach militarnych, o najdzielniejszy ze strategów – oświadczył stanowczo. – Nic nie szkodzi – zapewnił go pogodnie wojak. – Możesz mi wierzyć na słowo, że zostaliśmy całkowicie rozgromieni. Uciekliśmy. Ingaria nas pokonała. Podbiła cały kraj. Nasza błogosławiona rodzina królewska też musiała uciekać, więc posadzili na tronie brata króla Ingarii. Chciano uprawomocnić tego księcia przez ożenek z naszą księżniczką Beatrycze; ale ona uciekła z resztą rodziny... niech żyje jak najdłużej...! i nie mogli jej znaleźć. Zresztą nowy książę nie był taki zły. Wypłacił całej strangiańskiej armii odprawę, zanim nas zwolnił. Chcesz wiedzieć, co robię ze swoimi pieniędzmi? – Jeśli pragniesz mi powiedzieć, o najmężniejszy z weteranów – mruknął Abdullah, tłumiąc ziewanie. – Zwiedzam Ingarię – odparł żołnierz. – Pomyślałem, że zrobię sobie wycieczkę przez kraj, który nas podbił. Obejrzę go sobie, zanim gdzieś osiądę. To ładna sumka, ta moja odprawa. Stać mnie na podróż, jeśli będę oszczędzał. – Moje powinszowania. – Połowę wypłacili w złocie. – Doprawdy? – bąknął Abdullah. Z ulgą przyjął nadejście kilku miejscowych klientów. Byli to głównie farmerzy, ubrani w zabłocone portki i miejscowe kaftany, przypominające Abdullahowi jego koszulę nocną, oraz wielkie, człapiące buciory. Zachowywali się bardzo wesoło, gadali głośno o sianokosach – które według nich dobrze wypadły – i walili w stoły, żądając piwa. Gospodyni oraz mały, ruchliwy gospodarz uwijali się, biegając tam i z powrotem z tacami pełnymi kufla, ponieważ przychodziło coraz więcej ludzi. Żołnierz – Abdullah nie wiedział, czy się z tego cieszyć, czy złościć – natychmiast stracił zainteresowanie nim i zaczął rozmawiać poważnie z nowymi przybyszami. Jakoś wcale się z nim nie nudzili. Nie przeszkadzało im również, że należał niegdyś do wrogiej armii. Jeden z nich natychmiast postawił mu kolejne piwo. Zjawiało się coraz więcej klientów i żołnierz zdobywał coraz większą popularność. Teraz stał przed nim szereg kufli z piwem. Wkrótce zamówiono dla niego obiad. Poprzez tłum otaczający żołnierza do Abdullaha dochodziły urywki zdań: „wielka bitwa... rozumiecie, wasi czarodzieje zapewnili im przewagę... nasza kawaleria... przełamali nasze lewe skrzydło... osaczyli nas na wzgórzu... my, piechota, zmuszona do ucieczki... zmykaliśmy jak zające... niezły gatunek... zgromadzili nas i wypłacili odprawę...” Tymczasem gospodyni przyniosła Abdullahowi parującą tacę i – nieproszona – następne piwo. Ciągle był taki spragniony, że niemal się ucieszył z następnego kufla. Obiad smakował mu tak samo jak uczta sułtana. Przez jakiś czas tak się zajął jedzeniem, że stracił z oczu żołnierza. Kiedy znowu podniósł wzrok, żołnierz pochylał się nad własnym pustym talerzem i z entuzjazmem błyszczącym w błękitnych oczach przesuwał kufle i talerze po stole, żeby pokazać wiejskim słuchaczom, jak dokładnie przebiegała bitwa o Strangię. Po chwili skończyły mu się naczynia i sztućce. Ponieważ wykorzystał już solniczkę i pieprzniczkę jako króla Strangii i jego generała, nie zostało mu nic na króla Ingarii, jego brata oraz czarodziejów. Ale żołnierz wcale się tym nie przejął. Otworzył sakiewkę u pasa, wyjął dwie złote monety, kilka srebrnych i rzucił z brzękiem na stół, żeby zastąpiły króla Ingarii, jego czarodziejów i generałów. Abdullah pomyślał, że żołnierz postąpił bardzo niemądrze. Dwie sztuki złota wywołały liczne komentarze. Czterej podejrzani młodzi mężczyźni przy sąsiednim stole odwrócili się na ławach i zaczęli okazywać ogromne zainteresowanie rozmową. Lecz żołnierz, pogrążony w opisie bitwy, wcale ich nie zauważył. Wreszcie większość słuchaczy otaczających żołnierza wstała, żeby wrócić do pracy. Żołnierz wstał razem z nimi, zarzucił tobołek na ramię, założył na głowę brudny żołnierski kapelusz, zatknięty wcześniej pod klapę plecaka, i zapytał o drogę do najbliższego miasteczka