Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Czy mogę obejrzeć numer dziesiąty? - Rozumie się. - Ale tak, aby nikt nie zauważył? - Niech się pan o to nie kłopocze. Nikogo ze służby tam nie ma. Przyniosę klucz i wejdzie pan po prostu na górę. To przedostatni pokój. Odeszła, by wkrótce powrócić i ukradkiem wręczyć mu klucz. Szybko wszedł na piętro. Po drodze nie spotkał nikogo. Otworzył drzwi dziesiątki i znalazł się w sypialni, w której stało łóżko, szafa, umywalka, stół, kanapa i dwa krzesła. Drzwi do sąsiedniego pokoju były, jak mówiła Berta, zamknięte. Otworzył szafę - była pusta. Otwierała się bez szmeru. Wrócił na dół, również nie spotkawszy nikogo. Kelnerka podeszła do niego, aby odebrać klucz, i zapytała: - Znalazł pan? - Tak. - Zdaje się, że pan chce podsłuchiwać kapitana? - Zgadła pani! Czy Shaw oddaje klucz, kiedy wychodzi z gospody? - Nie. Zawsze zabiera go ze sobą, a podczas sprzątania nie opuszcza pokoju. Jakby nie wiedział, że każdy gospodarz ma drugi komplet kluczy! - Widać strzeże jakichś tajemnic. Czy wpuści mnie pani do dziesiątki, gdy Shaw będzie miał gościa? - Wpuszczę. Ale zapomniałam panu powiedzieć, że zastrzegł sobie, aby pokój obok był pusty, a w dodatku zapłacił za niego. - To już prawie dowód, że ukrywa coś, o czym bardzo chciałbym wiedzieć... Ale kto to, panienko? Pytanie dotyczyło mężczyzny, który wchodził do gospody. - To właśnie człowiek, który był już tutaj i zapowiedział swój powrót. Pan go zna? - Podobieństwa są nieraz zwodnicze - odpowiedział wymijająco. Gość zasiadł przy stole i przeglądał kartę win. Kiedy podeszła kelnerka, zapytał, czy kapitan Shaw już wrócił. Otrzymawszy odpowiedź przeczącą, poprosił o butelkę bordeaux. To chyba on! - myślał Kurt. W ten sposób tylko Francuzi piją wino. Ale czego szuka w Berlinie generał Douai? A może istotnie są jakieś polityczne intrygi w tajemnicy przed rządem pruskim? Koniecznie muszę podsłuchać ich rozmowę! Skinął na Bertę. Udając, że wyciera stoliki, podeszła do niego. - Muszę natychmiast iść na górę - szepnął. - Kapitan zapewne nadejdzie lada chwila. Przypuszczam, że to będzie bardzo ważna rozmowa i kapitan zechce sprawdzić, czy nikogo nie ma w sąsiednim pokoju. A jeśli zażąda klucza, musi mu go pani dać. - W takim razie zamknę pana w dziesiątce. Ale jeśli zajrzy do środka? - Schowam się w szafie i wyjmę klucz z drzwi. - Co jednak będzie, jeśli je otworzy? - To już nie wiem... Ale może znajdzie się rada. Potrzebny mi tylko świder. - Zobaczę. Służący ma skrzynkę z narzędziami. - Niech więc pani go poszuka. Będę obserwował drzwi do sieni. Gdy tylko pani w nich się pojawi, wyjdę stąd. Po kilku minutach Berta wróciła. Kurt zapłacił należność i podniósł się z krzesła. Przy schodach spotkał dziewczynę. Zaprowadziła go do pokoju, wręczyła świder i zamknęła za nim drzwi. Umówili się, że przyjdzie po niego dopiero wtedy, gdy kapitan i jego gość opuszczą gospodę. Kurt otworzył szafę, wyciągnął i schował klucz. Następnie usiadł w środku i wkręcił świder głęboko w drzwi. Dzięki temu miał rękojeść, za którą mógł je przytrzymywać, jak gdyby były zamknięte na klucz. Szafa była dość głęboka i szeroka. Siedział więc wygodnie i czekał na pomyślny bieg wypadków. Sporo czasu upłynęło, nim rozległy się kroki dwóch osób. W drzwi numeru dziesiątego wetknięto klucz i otworzono je. - Tu pan mieszka? - zapytał ktoś po francusku. - Nie - to był głos kapitana. - Mieszkam obok, ale wynająłem także ten pokój, aby mieć pewność, że nikt mnie nie będzie podsłuchiwał. Zajrzę więc, by przekonać się, czy nikogo tu nie ma. Wzmożona czujność czy przezorność nigdy nie zaszkodzi. Wszedł do pokoju i przez chwilę lustrował go w milczeniu. Wreszcie zbliżył się do szafy. - Zamknięta - stwierdził - i klucza nie ma. Kurt starał się nawet nie oddychać i mocno trzymał świder. - Wszystko w porządku. Chodźmy! Kurt słyszał, jak weszli do pokoju obok. Kiedy z hałasem przestawiali krzesła, wyszedł z szafy. Przy drzwiach dzielących go od jedenastki, bez najmniejszego szmeru postawił krzesło, usiadł i słuchał. - Nie mam wiele czasu - powiedział kapitan - oczekują mnie już gdzie indziej. Nikomu tu do głowy nie przychodzi, że pracuję na rzecz Hiszpanii. Uważają mnie za Amerykanina, posła Stanów Zjednoczonych. A uszy mam otwarte... Otrzymałem pańskie doniesienia i oczekiwałem pana dzisiaj. - Co pan sobie wyobraża! - przerwał Francuz opryskliwym tonem. - Już raz byłem tutaj, a dzisiaj czekałem na pana całą godzinę. - Ważne sprawy, ekscelencjo - usiłował usprawiedliwiać się kapitan. - Czekać na mnie to najważniejsza sprawa dla pana! Wie pan, że nikt nie może mnie tu poznać