Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Przekazuje mi kopiê wszystkich przekazów radiowych. Jak dot¹d, sygna³y z Moskwy nie wskazuj¹ na ¿aden spisek. Nieustannie mam to na uwadze, panie Bond. Stosujê œrodki ostro¿noœci i bêdê je wci¹¿ ulepsza³. Jak powiedzia³em, nie docenia mnie pan. - To nieprawda, ¿e pana nie doceniam, doktorze No. Jest pan bardzo ostro¿nym cz³owiekiem, ale pana nazwisko figuruje w zbyt wielu aktach. W moim zawodzie jestem w podobnej sytuacji. Znam to uczucie. Ale pañskie notowania s¹ naprawdê nie najlepsze. Na przyk³ad, u Chiñczyków. Nie chcia³bym, ¿eby coœ takiego mi siê przytrafi³o. Akta w FBI to jeszcze pó³ biedy - rabunek i fa³szywa to¿samoœæ. Ale czy zna pan Rosjan równie dobrze jak ja? Jest pan chwilowo "najlepszym przyjacielem". Ale Rosjanie nie uznaj¹ partnerstwa. Zechc¹ przej¹æ pañski interes, wykupiæ go za cenê jednej kulki. Kolejn¹ kartotekê za³o¿ono panu w moim wywiadzie. Czy chce pan, ¿eby dziêki mnie rozros³a siê? Na pana miejscu nie robi³bym tego, doktorze No. Mój wywiad sk³ada siê z mnóstwa nieustêpliwych ludzi. Jeœli cokolwiek stanie siê mnie lub dziewczynie, zobaczy pan, ¿e Crab Key to malutka i niegoœcinna wyspa. - Nie mo¿na graæ o wysok¹ stawkê bez ryzyka, panie Bond. Biorê pod uwagê ewentualne zagro¿enia, i jak dot¹d, udawa³o mi siê przed nimi zabezpieczyæ. Widzi pan, panie Bond - w g³êbokim g³osie pobrzmiewa³a zach³annoœæ - jestem w przededniu jeszcze wiêkszych przedsiêwziêæ. Rozdzia³ drugi, o którym wspomnia³em, niesie zapowiedŸ nagród, które jedynie g³upiec odrzuci³by z powodu strachu. Powiedzia³em panu, ¿e mogê zmieniaæ kierunek fal steruj¹cych tymi rakietami. Mogê zmieniaæ ich kurs i sprawiaæ, ¿e s¹ nieczu³e na w³asne sygna³y radiowe. Co by pan powiedzia³, panie Bond, gdybym posun¹³ siê dalej? Gdybym sprowadza³ je do morza w pobli¿u wyspy i bada³ tajemnice ich konstrukcji. Obecnie amerykañskie niszczyciele, daleko na po³udniowym Atlantyku, tropi¹ te pociski, a kiedy koñczy siê im paliwo, spuszczaj¹ je na spadachronach do morza. Czasem spadachron siê nie otworzy. Czasem urz¹dzenia s³u¿¹ce do samozniszczenia rakiety zawodz¹. Nikt by siê na wyspie Turks nie zdziwi³, gdyby od czasu do czasu prototyp nowej serii przerwa³ lot i spad³ ko³o Crab Key. Przede wszystkim, przypisywano by to mechanicznemu uszkodzeniu. Potem mo¿e odkryliby, ¿e inne sygna³y radiowe poza ich w³asnymi steruj¹ lotem rakiet. Rozpoczê³aby siê wojna polegaj¹ca na zag³uszaniu fal. Staraliby siê zlokalizowaæ Ÿród³o fa³szywych sygna³ów. Gdybym siê dowiedzia³, ¿e wpadli na mój trop, mia³bym jeszcze jedno wyjœcie. Ich rakiety zaczê³yby wariowaæ. L¹dowa³yby w Hawanie, w Kingston. Zmienia³yby kierunek i nadlatywa³y nad Miami. Nawet bez g³owic bojowych, panie Bond, piêæ ton metalu nadlatuj¹cych z prêdkoœci¹ tysi¹ca szeœciuset kilometrów na godzinê mo¿e wyrz¹dziæ wielkie spustoszenie w zat³oczonym mieœcie. I co wówczas? Wybuch³aby panika, opinia publiczna by³aby oburzona. Eksperymenty musia³yby siê skoñczyæ. Baza na wyspie Turks zosta³aby zamkniêta. A ile zap³aci³aby Rosja, ¿eby do tego dosz³o? Ile za ka¿dy z przechwyconych prototypów? Powiedzmy, dziesiêæ milionów dolarów za ca³¹ operacjê? Dwadzieœcia milionów? By³oby to bezcenne zwyciêstwo w wyœcigu zbrojeñ. Sam móg³bym wyznaczyæ sumê. Prawda, panie Bond? Zgodzi siê wiêc pan chyba, ¿e w tych okolicznoœciach pañskie argumenty i groŸby zdaj¹ siê ma³ostkowe. Bond nic nie odrzek³. Nie by³o nic do powiedzenia. Nagle przeniós³ siê myœlami do cichego pokoju wysoko nad Regent's Park. S³ysza³ deszcz zacinaj¹cy miêkko o szyby i g³os M niecierpliwy, uszczypliwy, mówi¹cy: - Och, jakaœ cholerna historia z ptakami... wakacje w s³oñcu dobrze ci zrobi¹... rutynowe dochodzenie. - No wiêc on, Bond, wzi¹³ ³ódŸ, rybaka oraz zapasy jedzenia jak na piknik i wyruszy³ - ile dni, ile tygodni temu - "¿eby siê rozejrzeæ". Czyli uda³o mu siê wreszcie zajrzeæ do puszki Pandory. Odkry³ odpowiedzi, powierzono mu tajemnicê. I co teraz? Teraz miano go grzecznie z³o¿yæ do grobu, wraz z tajemnicami i t¹ sierot¹, któr¹ przygarn¹³ i wci¹gn¹³ ze sob¹ w tê szaleñcz¹ przygodê. Gorycz podesz³a mu do ust, tak i¿ przez chwilê myœla³, ¿e zwymiotuje. Siêgn¹³ po szampana, wychyli³ kieliszek. - Dobrze, doktorze No - rzek³ opryskliwie. - A wiêc zacznijmy ten kabaret. Jaki bêdzie program: nó¿, kula, trucizna, sznur? Ale proszê siê poœpieszyæ, bo nie mogê ju¿ na pana patrzeæ. Usta doktora No zwêzi³y siê w cienk¹ fioletow¹ kreskê. Oczy by³y twarde jak onyks pod czo³em i czaszk¹ przypominaj¹cymi kulê bilardow¹. Prys³a maska grzecznoœci. W krzeœle z wysokim oparciem siedzia³ Wielki Inkwizytor. Wybi³a godzina peine forte et dure. Doktor No wyrzek³ jakieœ s³owo, na co dwóch stra¿ników post¹pi³o w przód i chwyci³o dwie ofiary powy¿ej ³okci, wykrêcaj¹c im w ty³ rêce, by docisn¹æ je do oparcia krzese³. Nie napotkali oporu. Bond skupi³ siê na utrzymaniu pod pach¹ zapalniczki. Obci¹gniête bia³ymi rêkawiczkami d³onie na jego bicepsach œciska³y niczym stalowe obrêcze. Uœmiechn¹³ siê do dziewczyny. - Przykro mi, Honey. Chyba niestety nie bêdziemy siê mogli razem bawiæ. Oczy dziewczyny w poblad³ej twarzy by³y ciemnogranatowe ze strachu. Dr¿a³y jej wargi. - Czy to bêdzie boleæ? - zapyta³a. - Milczeæ! - g³os doktora No by³ niczym trzask bicza. - Dosyæ tych idiotyzmów! Oczywiœcie, ¿e bêdzie bola³o. Interesuje mnie ból. Interesuje mnie równie¿ to, ile jest w stanie znieœæ ludzkie cia³o. Od czasu do czasu robiê eksperymenty na tych spoœród moich ludzi, którzy maj¹ zostaæ ukarani. I na takich przybyszach jak wy. Sprawiliœcie mi oboje wiele k³opotu. Dlatego zadam wam straszliwy ból. Zanotujê jak d³ugo wytrwacie. Zarejestrujê fakty. Pewnego dnia og³oszê œwiatu swoje wyniki. Wasza œmieræ pos³u¿y celom naukowym. Nigdy nie marnujê ludzkiego materia³u. Przeprowadzone podczas wojny niemieckie eksperymenty na ¿ywych ludziach mia³y wielkie znaczenie naukowe. Min¹³ rok, odk¹d uœmierci³em kobietê metod¹, któr¹ wybra³em dla ciebie, kobieto. By³a Murzynk¹. Wytrzyma³a trzy godziny. Umar³a z przera¿enia. Potrzebowa³em dla porównania bia³ej kobiety. Wcale siê nie zdziwi³em, kiedy doniesiono mi o twoim przybyciu. Zawsze dostajê to, czego pragnê. Doktor No usiad³ z powrotem na krzeœle. Jego oczy skupi³y siê teraz na dziewczynie: obserwowa³ jej reakcje. Odwzajemni³a jego spojrzenie, na wpó³ zahipnotyzowana, niczym leœna mysz naprzeciw grzechotnika. Bond zacisn¹³ zêby. - Pochodzisz z Jamajki, wiêc mnie zrozumiesz. Ta wyspa nazywa siê Crab Key. Nosi tak¹ nazwê, poniewa¿ pe³no na niej krabów, krabów l¹dowych, zwanych na Jamajce "czarnymi krabami". Znasz je. Ka¿dy z nich wa¿y oko³o pó³ kilograma i ma wielkoœæ spodka. O tej porze roku wychodz¹ tysi¹cami z dziur przy brzegu i wspinaj¹ siê na górê. Tam, na koralowej wy¿ynie z powrotem chowaj¹ siê w skalnych dziurach, by wydaæ potomstwo. Maszeruj¹ armiami licz¹cymi setki sztuk. Pokonuj¹ ka¿d¹ przeszkodê. Na Jamajce przechodz¹ przez domy, które znajd¹ siê na ich drodze. S¹ jak norweskie lemingi. To przymusowa migracja. - Doktor No przerwa³, po czym doda³. - Ale istnieje pewna ró¿nica. Kraby po¿eraj¹ to, co napotkaj¹ na swej drodze