Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Niepotrzebnie pytałam o twoją matkę, wyrwałam się jak Filip z konopi. Flap do reszty stracił humor. - Za jej matką zawsze włóczyło się co najmniej trzech mężczyzn - powiedział. - I nie był to przypadek. Mężczyźni biegną za kobietą dopiero wtedy, kiedy zwietrzą specyficzną woń. - Nie jestem zachwycona sposobem, w jaki dobierasz słowa, ale je zapamiętam - Emma ścisnęła mocno szklankę z herbatą, marząc, żeby Patsy wreszcie sobie poszła. Gdyby jej tu nie było, Bóg wie, czym mogłoby się to skończyć. Emma cisnęłaby może we Flapa szklanką albo zażądała rozwodu. W ciągu minuty napiętej do granic możliwości ciszy Flap i Emma trzymali nerwy na wodzy, Patsy zaś udawała, że wygląda przez okno. Po minucie grę w wyglądanie przez okno podjęli wszyscy troje. Żeby nie próżnować, Emma wstała i zrobiła jeszcze herbaty, którą tamci w milczeniu wypili. Patsy zastanawiała się, czy i ona rozsiewa specyficzną woń. Myśl o tym była odpychająca i zarazem pociągająca. Otworzyła torebkę, wyjęła grzebień i zaczęła przyczesywać włosy. Swoim zwyczajem wyobraziła sobie małżeństwo. W wyobraźni Patsy małżeństwo oznaczało na ogół pięknie umeblowany, wygodny dom, podobny do domu pani Greenway, w którym Patsy zamieszka z uprzejmym, eleganckim młodym człowiekiem. Oczyma duszy nie widziała tego młodego człowieka zbyt dokładnie, wiedziała jednak, że jest to wytworny, miły blondyn. A nie jakiś ponury, sarkastyczny, niechlujny osobnik w typie Flapa Hortona. Flap zauważył jedynie, że ramiona Patsy są dużo szczuplejsze niż ramiona jego żony. Emma, świadoma odrazy, jaką budzi w mężu, żuła wyłowiony z herbaty plasterek cytryny i patrzyła na ten sam rozprażony, zielony trawnik, na który patrzyła codziennie od wielu, wielu miesięcy. Nie czuła już wrogości, pragnęła tylko, aby ta ciąża była pierwsza i ostatnia. Patsy przestała się czesać, gdy spostrzegła, że Flap ją obserwuje. Do tej chwili miała wrażenia, że oboje Hortonowie nie zwracają na nią uwagi. Ich wzajemne stosunki cechowało jakieś okrucieństwo, które jej się nie podobało i o którym wolała nie myśleć. Zapewne miało ono coś wspólnego z seksem - kolejną sprawą, którą Patsy starannie usuwała ze swych wizji małżeńskiego życia. Seks bywał tam zazwyczaj tylko błyskiem na ekranie wyobraźni. Uprawiała dotychczas seks rzadko i nie wyrobiła sobie jeszcze zdania na jego temat. - Dlaczego siedzimy i gapimy się na siebie? - zapytał Flap. Krępowało go długie milczenie. - Dlatego, że nie mamy do roboty nic lepszego - odparła Emma. - Przerwałam lekturę poezji i przeze mnie wszyscy czujemy się niezręcznie. - Nie przepraszaj! - skarciła ją Patsy. - Wcale nie przepraszam. - Ale o mały włos już byś przepraszała. Zawsze jesteś gotowa obwiniać się o grzechy całego świata. - Niech się obwinia - wtrącił Flap. - Ma ich dość na sumieniu. - Wychodzę - oświadczyła Patsy. - Nie pojmuję, dlaczego zmajstrowałeś jej dziecko, skoro wciąż jej dokuczasz. - Przypadki chodzą po ludziach - odrzekł Flap. Patsy, jak zawsze, kiedy była zdenerwowana, oddychała ciężko. - Po mnie na szczęście nie - powiedziała, uśmiechnęła się do Emmy i wyszła. - Doprowadziliśmy ją do płaczu - odezwał się Flap, gdy Patsy nie mogła już usłyszeć. - No to co? - odparła Emma. - Ona stale płacze, taką ma naturę. - W przeciwieństwie do ciebie - zauważył Flap. - Ty nigdy nie okazujesz, że ktoś czy coś wzrusza cię do łez. - Tak - potwierdziła Emma. - Ja jestem ulepiona z twardej gliny. Fakt, że mój mąż patrzy pożądliwie na moją najlepszą przyjaciółkę, nie wyciska ze mnie łez. Może, jeżeli bardzo się postarasz, uda ci się ją uwieść, kiedy ja będę w szpitalu. - Och, zamknij się - warknął Flap. - Czytałem jej tylko wiersze. Niech rozwija umysł. Emma rzuciła szklankę, która zamiast we Flapa trafiła w ścianę. - Nie chciałbyś rozwodu? Mógłbyś wtedy bez przeszkód poświęcić się pracy nad jej umysłem. Flap zapatrzył się na Emmę. Od marzeń o ucieczce z Patsy przeszedł do dziwnego stanu zadowolenia, które towarzyszy czasem świadomości, że tak naprawdę wcale nie musi się robić tego, o czym się marzyło. Nim zdążył uporządkować myśli, koło głowy przeleciała mu szklanka. Poczuł na sobie spojrzenie głębokich, przepastnych, zielonych oczu żony. - Byłby to idiotyzm - powiedział. Zdawało mu się, że tonie. Człowiek nigdy nie wie, co go czeka