Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Wiem, bo Patwin przyznał się do tego. Nie sądzę, by chodziło o jego wojenne plany lub obawy przed powrotem do Lucel-Loru. Jest coś jeszcze... Coś, o czym wiedzą tylko Patwin i ten Dinadin. - Mężczyźni - odpowiedziała Jenna, wydymając usta. - I dobrzy przyjaciele. Walczyli razem. Oczywiście, że mają swoje sekrety. Musisz się z tym pogodzić. - Dobrzy przyjaciele? - spytała Sabrina, wycierając policzek rękawem sukni. - To dlaczego Dinadin od kilku miesięcy nie rozmawiał z Richiusem? I dlaczego Richius musi się z nim zobaczyć akurat dzisiaj? Nie! Powiadam ci, że chodzi o coś więcej. I z tego powodu tracę męża. - Nie mów tak! - żachnęła się Jenna. - Przesadzasz, bo nie poświęcił ci należytej uwagi, jakiej się spodziewałaś. Posłuchaj, Sabrino. Znam Richiusa lepiej niż ty. Zapomnij o tym wszystkim, co sobie w związku z nim wyobrażałaś. - Nie dotknął mnie od momentu, w którym przekroczyliśmy próg tego zamku! - stwierdziła Sabrina ostrym tonem. - Ani razu. I ty mi mówisz, bym się wyzbyła podejrzeń? Jenna potrząsnęła głową. - Strach ma tysiące sposobów na zabicie męskiej żądzy. To przez te rozmowy o wojnie... i nic więcej. - Mylisz się - odpowiedziała Sabrina. - Jeżeli mi nie wierzysz, spytaj Patwina. Będzie się wykręcał, tak samo jak w rozmowie ze mną. Spytaj go! - Nie będę pytała - odpowiedziała ostro Jenna. - I ty też nie powinnaś. Jeżeli nawet jest coś, co Richius chce przed tobą ukryć, lepiej żebyś nie wiedziała. Sabrino, wojna robi z ludźmi dziwne rzeczy. Richius nie jest tym samym człowiekiem, który przed trzema laty ruszył do Lucel-Loru. Patwin też nie. Nie będziesz chciała wiedzieć, co ich tam spotkało. Kobieta nie powinna słuchać o takich sprawach. Sabrina cofnęła się na swoje krzesło. - Więc mi nie pomożesz? Po prostu nie przejęłaś się ani jednym słowem, które tu powiedziałam? Jenna wstała, ostrożnie podniosła swój talerz i oba kubki, a potem zaczęła się cofać do kuchni. W połowie drogi do drzwi odwróciła się i spojrzała na Sabrinę. - Sabrino, proszę - odezwała się błagalnie. - Zostaw to w spokoju. - Jenno... - Zostaw - powtórzyła służąca z naciskiem w głosie. Uśmiechnęła się lekko i wyszła do kuchni. Sabrina w milczeniu odprowadziła ją wzrokiem. Czuła się tak, jakby wszyscy rano dziś powariowali, ona zaś jedna w zamku zachowała zdrowe zmysły. Pomimo jej pozycji w tym dworze, pomimo nowego, niezbyt pewnego sojuszu z Jenną czuła się bardziej osamotniona, niż kiedykolwiek przedtem. Machinalnie zaczęła wyciskać wodę z rękawów sukni, nie bacząc na to, że na podłodze tworzą się kałuże. Wzdrygnęła się, czując przebiegający ją dreszcz. - Naprawdę jestem sama - szepnęła z goryczą i znów poczuła nieoczekiwany przypływ tęsknoty za Gorkney. Zapragnęła być w domu, w swojej izdebce, z której mogła przekradać się do piwnic, by poplotkować z Dasonem. Dasona jednak tu nie było, a jedyny pokój, jaki miała, musiała dzielić z Richiusem. „Gdyby choć nauczył mnie jeździć konno” - pomyślała smętnie. Mogłaby stąd odjechać. Wstała powoli i potykając się, wyszła z małej komnatki. Po wąskich korytarzach hulały przeciągi, które sprawiały, że mokra suknia niemal zamarzła i Sabrina dostała gęsiej skórki. Na górze czekała na nią sucha odzież i samotność we własnej sypialni. Richius z pewnością już gdzieś wyszedł. Przedostała się na górę najciszej jak mogła, wyglądając zza każdego rogu - nie chciała niespodzianie wpaść na męża. Wiedziała, że mocno by się zdumiał, ujrzawszy ją w takim stanie, a potem musiałaby mu wszystko wyjaśnić. Ona jednak niewielu rzeczy nienawidziła bardziej, niż tłumaczenia się komukolwiek z czegokolwiek. Do sypialni dotarła, nie natykając się na nikogo, a gdy weszła do sypialni, na łóżku zobaczyła jedynie zmiętą pościel. Sabrina wysunęła się z przemoczonej sukni, rzucając ją na podłogę. Zaraz potem obok łóżka urósł stos mokrej bielizny. Wszystko upadło tuż przy dzienniku, który Sabrina rano wetknęła pod łóżko. Jakiś diabeł podszepnął jej, by go otworzyła. Podbiegła do drzwi i wyjrzała ostrożnie na korytarz; choć była niemal naga, nie zwróciła na to uwagi. Korytarz był pusty. Bezszelestnie zamknęła za sobą drzwi. Opadłszy na kolana obok łóżka, podniosła książkę o mocno już wytartej, skórzanej oprawie. Przepełniało ją obrzydzenie do siebie samej i strach, nie umiała jednak się powstrzymać. Przypomniała sobie ostrzeżenia Jenny. Czy naprawdę tego chciała? I natychmiast sobie odpowiedziała: „Tak!” Dziennik otworzył się jak wysuszony, pożółkły kwiat. Z jego stron skoczyły na nią runy nieczytelnego pisma i imion nie do wymówienia. Zaczęła czytać, zdumiona i zaskoczona gwałtownością opisywanych przez męża uczuć i wydarzeń. Poczuła się tak, jakby spojrzała wprost w duszę Richiusa. Przerzuciła strony, szybko przebiegając wzrokiem opisy bitew, aż dotarła do ostatnich stron. - Dinadin - szepnęła, przeszukując nierówne pismo i patrząc za tym imieniem. Gdyby tylko mogła znaleźć w dzienniku to, co było pomiędzy nim i Richiusem... I nagle się zatrzymała. Imię się pojawiło. Nie było to imię Dinadina. Należało do kobiety. Sabrina poczuła, że krew napływa jej falami do skroni. Z trudem zmusiła dłonie do spokoju, a palce do dalszego przewracania stron