They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Od tej pory zawsze przeprowadzałem się na Grevturegatan przy wszystkich katastrofach, nieudanych małżeństwach i innych kłopotach. Teraz przyjeżdżam tam koło północy. Anonimowość pokoju daje poczucie bezpieczeństwa. Zasypiam po zażyciu środka nasennego. Zapomniałem, co działo się w sobotę i w niedzielę. Zamykam się na Grevturegatan i wieczorem wracam do domu na kilka godzin. Skradam się przez garaż i nie spotykam nikogo. Środki masowego przekazu trąbią na alarm w afiszach, nagłówkach gazet, na pierwszych stronach i w dzienniku telewizyjnym. Mój dwunastoletni syn Daniel wzbrania się iść do szkoły. Ogarnia go lęk, oszańcowuje się w kabinie kina Röda Kvarn u swego przyjaciela „Szczypty", operatora kinowego, który stanie się dla niego nieustannym oparciem w tym nadchodzącym ciężkim okresie. Jak reagowały inne moje dzieci, nie wiem, mieliśmy mały kontakt ze sobą albo nie mieliśmy żadnego. Większość z nich należała poza tym do ugrupowań lewicowych i uważała, jak sobie później uświadomiłem, że spotkało to ojca raczej słusznie. Kilkoro z nich było natychmiast przekonanych o mojej winie. W poniedziałek przed południem przychodzi załamanie. Siedzę w dużym pokoju na górnym piętrze, czytam książkę i słucham muzyki. Ingrid poszła na spotkanie z adwokatami. Nie czuję nic, jestem skupiony, ale nieco oszołomiony od środków nasennych, których nigdy normalnie nie używam. Muzyka cichnie i taśma zatrzymuje się z lekkim trzaskiem. Dachy po drugiej stronie ulicy są białe i śnieg pada wolno. Przestaję czytać, tak trudno mi coś zrozumieć. Światło w pokoju jest ostre i bez cieni. Zegar wybija jakąś godzinę. Może śpię, może zrobiłem tylko krótki krok z uznanej rzeczywistości zmysłów do innej. Nie wiem, tkwię głęboko w nieruchomej pustce, bezbolesnej i bezuczuciowej. Zamykam oczy, zdaje się, że zamykam oczy, wyczuwam, że ktoś jest w pokoju, otwieram oczy: w ostrym świetle o kilka metrów dalej stoję ja sam i patrzę na siebie. Wrażenie jest konkretne i nieodparte. Stoję tam z dala na żółtej macie i patrzę na siebie siedzącego na fotelu. Siedzę w fotelu i patrzę na siebie, stojącego na żółtej macie. Ja siedzący w krześle jestem jeszcze na razie tym, który rządzi reakcjami. To punkt końcowy, nie ma żadnego odwrotu. Słyszę sam siebie, jak głośno żalę się i lamentuję. Kilka razy w życiu igrałem z myślą o samobójstwie, raz w młodości zainscenizowałem niezręczną próbę. Nigdy nie śniło mi się brać na serio moich igraszek. Ciekawość była zbyt wielka, żądza życia zbyt silna, a strach przed śmiercią zbyt dziecinnie solidny. Taka postawa życiowa zakłada jednak rzetelną i nieprzerwaną kontrolę relacji do rzeczywistości, wyobrażeń, marzeń. Jeśli ta kontrola przestaje funkcjonować, co nigdy przedtem mi się nie zdarzyło, nawet we wczesnym dzieciństwie, machina eksploduje i tożsamość zostaje zagrożona. Słyszę swój skamlący głos, brzmi to jak skowyt zranionego psa. Wstaję z fotela, żeby wyskoczyć przez okno. Nie wiedziałem, że Ingrid wróciła do domu. Nagle pojawił się mój najlepszy przyjaciel i lekarz Sture Helander. W godzinę później znajduję się w Klinice Psychiatrycznej Karolinska Sjukhuset. Umieszczają mnie samego w dużym pokoju z jeszcze czterema łóżkami. Profesor robi obchód i rozmawia ze mną przyjaźnie, mówię coś o hańbie, przytaczam swój ulubiony cytat, że strach realizuje to, czego się boimy. Odrętwiały ze zmartwienia dostaję zastrzyk i zasypiam. Trzy tygodnie na oddziale mijają przyjemnie. Stanowimy grzeczny zespół otumanionych narkotykami indywiduów, które bez protestów stosują się do pozbawionego praktycznie jakichkolwiek wymogów porządku dziennego. Dostaję pięć niebieskich tabletek valium dziennie i dwa mogadony na noc. Gdy poczuję się choćby w najmniejszym stopniu nieswojo, idę natychmiast do siostry i dostaję ekstra przydział. Śpię głęboko i bez snów po nocach i drzemię przez wiele godzin dziennie. W przerwach mobilizuję resztki zawodowej ciekawości i z roztargnieniem badam swoje otoczenie. Mieszkam za parawanem w dużym, pustym pokoju, przeważnie czytam, nie rejestrując tego, co czytam. Posiłki zjadamy w małej jadalni, konwersacja jest grzeczna i do niczego niezobowiązująca