Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
"Bo opór jest jak grzech wróżbiarstwa, a krnąbrność jak złość bałwochwalstwa. Ponieważ wzgardziłeś nakazem Pana, odrzucił cię On jako króla"*. - I tu kończy się Pierwsza Księga Samuela - drżącym głosem, jednym tchem zakończył duchowny. Herkules Poirot, jak we śnie, chwalił Boga w Te Deum. TRZYNASTE, CZTERNASTE, DZIEWCZYNY ZALECAJĄ SIĘ I - Monsieur Reilly, prawda? Młody Irlandczyk, zaskoczony, odwrócił się na dźwięk słów wypowiedzianych na wysokości jego łokcia. Człowiek stojący za nim w biurze okrętowym był niski, nosił wielkie wąsy i miał głowę w kształcie jajka. - Zapewne nie pamięta mnie pan? - Pan jest dla siebie niesprawiedliwy, monsieur Poirot. Należy pan do ludzi, których niełatwo się zapomina. Odwrócił się do urzędnika, który tymczasem cierpliwie czekał za kontuarem. - Wybiera się pan za granicę na urlop - zamruczał głos przy jego łokciu. - Nie jadę na urlop. A pan, monsieur Poirot? Mam nadzieję, że nie opuszcza pan naszego kraju? - Czasami - odparł Herkules Poirot - jeżdżę na krótko do mojej ojczyzny, do Belgii. - Ja jadę trochę dalej - rzekł Reilly. - Do Ameryki. - A następnie dodał: - I nie sądzę, abym tu kiedykolwiek wrócił. - Przykro mi to słyszeć, panie Reilly. A zatem zrezygnował pan z praktyki przy Queen Charlotte Street. - Jeżeli chciałby pan wyrazić się precyzyjniej, to raczej ta praktyka zrezygnowała ze mnie. - Czyżby? To bardzo smutne. - Mnie to nie martwi. Jestem szczęśliwym człowiekiem, gdy pomyślę, że zostawię tu wszystkie nie zapłacone długi. Uśmiechnął się ujmująco. - Nie należę do ludzi, którzy strzelają do siebie z powodu kłopotów finansowych. Zawsze mówię sobie: zostaw je za sobą i zacznij od początku. Potrafię wykorzystać moje kwalifikacje, a według mnie jestem dobrym fachowcem. Poirot mruknął: - Pewnego dnia widziałem się z panną Morley. - Chyba nie było to dla pana miłe? Tak, myślę, że nie. Nigdy nie widziałem bardziej skwaszonej kobiety. Często się zastanawiałem, jak by ona wyglądała, gdyby była zalana, ale tego chyba nikt nigdy nie zobaczy. Poirot wtrącił: - Czy zgadza się pan z werdyktem koronera dotyczącym śmierci Morleya? - Oczywiście, że nie - odparł zdecydowanie pan Reilly. - Myśli pan, że on popełnił błąd w zastrzyku? - Jeżeli, jak twierdzą, Morley wstrzyknął temu Grekowi niewłaściwą dawkę, to musiał być albo pijany, albo zamierzał rzeczywiście zabić tego człowieka - oświadczył Reilly. - Jednak nigdy nie widziałem Morleya pijącego. - Więc sądzi pan, że zrobił to rozmyślnie? - Nie nazwałbym tego w ten sposób. Jest to poważne oskarżenie. Prawdę mówiąc, ja w to nie wierzę. - Jednak musi istnieć jakieś wyjaśnienie. - Istotnie, musi... ale jeszcze nie przyszło mi ono do głowy. - Kiedy po raz ostatni widział pan Morleya żywego? - spytał Poirot. - Muszę się zastanowić... Zbyt dużo czasu minęło, żeby mnie o to .pytać. To mogło być poprzedniego wieczoru, może za piętnaście siódma. - Nie widział go pan w dniu morderstwa? Reilly potrząsnął głową. - Jest pan tego pewny? - naciskał Poirot. - Och, tego nie mogę powiedzieć. Jednak nie przypominam sobie... - Nie poszedł pan, na przykład, do jego pokoju o jedenastej trzydzieści pięć, wtedy gdy miał u siebie pacjenta? - Tak, ma pan rację. Oczywiście. Była pewna techniczna kwestia, pytałem o narzędzia, które zamówiłem. Telefonowali do mnie w tej sprawie. Byłem tam tylko przez minutę, więc wyleciało mi to z pamięci. W tym czasie Morley miał pacjenta. Poirot przytaknął i powiedział: - Jest jeszcze inna sprawa, o którą zawsze chciałem pana zapytać. Pański pacjent, Raikes, zrezygnował z wizyty i uciekł. Co pan robił podczas półgodzinnej przerwy w przyjmowaniu pacjentów? - To, co zwykle - przygotowałem sobie drinka. Poza tym, jak już panu mówiłem, był ten telefon i wpadłem na minutę do Morleya. - Dowiedziałem się również - powiedział Poirot - że nie miał pan pacjentów od wpół do pierwszej, to jest po wyjściu Barnesa. A przy okazji, kiedy wyszedł Barnes? - Właśnie tuż po wpół do pierwszej. - A potem. Co pan robił potem? - To samo, co przedtem. Przygotowałem sobie następnego drinka. - I znów wpadł pan na chwilkę do Morleya? Pan Reilly uśmiechnął się. - Chce pan przez to powiedzieć, że poszedłem go zastrzelić? Kiedyś już panu mówiłem, że ja tego nie zrobiłem. Ale ma pan na to tylko moje oświadczenie. - Co pan sądzi o pokojówce Agnes? - zapytał Poirot. Reilly spojrzał ze zdumieniem. - Teraz zadał pan dość zabawne pytanie. - Chciałbym jednak, aby pan na nie odpowiedział. - Mogę panu na nie odpowiedzieć. Nic o niej nie sądzę. Georgina miała służbę na oku - i miała zupełną rację. Ta dziewczyna nigdy nawet na mnie nie spojrzała - nie miała dobrego gustu. - Czuję - rzekł Herkules Poirot - że ona coś wie. Spojrzał pytająco na Reilly'ego, który uśmiechnął się i potrząsnął głową. - Niech pan mnie nie pyta - odparł Reilly. - Nic o tym nie wiem. Niestety, nie mogę panu pomóc. Zabrał bilety, które leżały przed nim, skinął głową i wyszedł z uśmiechem. Poirot wyjaśnił rozczarowanemu urzędnikowi, że jeszcze nie zdecydował się na wycieczkę morską do północnych stolic. II Poirot złożył znów wizytę w Hampstead. Pani Adams była tym jakby trochę zaskoczona. Chociaż został, jak t to się mówi, polecony przez nadinspektora Scotland Yardu, uważała go za dziwnego, małego obcokrajowca i nie brała jego pretensjonalności zbyt serio. Jednak, mimo wszystko, była chętna do rozmowy. Po pierwszych, sensacyjnych doniesieniach dotyczących identyfikacji ofiary, sprawa znów nabrała pewnego rozgłosu. Najbardziej sensacyjna okazała się omyłka w rozpoznaniu zwłok; ciało pani Chapman pomyłkowo wzięto za zwłoki panny Sainsbury Seale. To było wszystko, co podano do publicznej wiadomości