Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Wciąż nierozpoznany mężczyzna podsunął Whitney krzesło. - Dziękuję, postoję - odrzekła, rozkoszując się ciszą nocy i pięknem księżycowej poświaty. - Cóż, Persefono, jak więc mamy się zaprzyjaźnić, skoro żaden z pani obecnych przyjaciół prawdopodobnie nie zaszczyci mnie swą śmiercią w dającej się przewidzieć przyszłości? Whitney uśmiechnęła się zadowolona, że przynajmniej jedna osoba na balu nie pomyliła jej z Wenus. - Skąd pan wie, kim jestem? Zadała to pytanie, mając na myśli swoją balową tożsamość, ale szatan najwyraźniej inaczej je zrozumiał, gdyż wzruszył ramionami i udzielił najprostszej odpowiedzi. - DuVille nie nosi maski, a ponieważ mówi się, że jesteście nierozłączni, więc zobaczywszy jego, domyśliłem się, kim jest pani. Na nieoczekiwaną wiadomość, iż plotki połączyły ją z Nicolasem, gładkie czoło Whitney zmarszczyło się z niezadowolenia. - Ponieważ ta odpowiedź najwyraźniej panią irytuje - dodał nieznajomy - chyba powinienem być bardziej szczery i powiedzieć, że pewne... pani... atrybuty... sprawiły, iż z łatwością przyszło mi ją rozpoznać nawet w masce i to zanim jeszcze pojawił się DuVille. Wielki Boże! Wzrok szatana rzeczywiście wędrował po jej ciele, czy też tylko jej się to wydawało?! Kiedy mężczyzna odchylił się do tyłu i swobodnie oparł biodro o żelazny stolik, Whitney nagle poczuła się nieswojo. - Kim pan jest? - zapytała stanowczo. - Przyjacielem. - Absolutnie nie! Wśród moich znajomych nie przypominam sobie nikogo ani o pańskich wzroście i oczach ani też o tak zuchwałym, szczególnie jak na Anglika, sposobie bycia... - przerwała, przyglądając mu się niepewnie. - Czy naprawdę jest pan Anglikiem? Spojrzał w jej badawcze zielone oczy i wybuchnął śmiechem. - Jakież to niedopatrzenie z mojej strony! - zakpił lekko. - Powinienem najpierw porozmawiać o pogodzie, każde zdanie zaczynać zwrotem „no cóż”, a co drugie ozdabiać bardzo angielskim „doprawdy?”, by nie miała pani wątpliwości, kim jestem. Jego rozbawienie było tak zaraźliwe, że Whitney nie mogła powstrzymać się od śmiechu. - No cóż, teraz gdy wyjawił pan, że jest Anglikiem, proszę się przedstawić. - A kim chciałaby mnie pani widzieć, moja droga? - zapytał. - Kobiety na ogół uwielbiają arystokratyczne tytuły. Chciałaby pani usłyszeć, że jestem księciem? Whitney wybuchnęła śmiechem. - Może pan być rozbójnikiem albo nawet piratem - przyglądała mu się, mrużąc oczy - z pewnością jednak nie jest pan bardziej księciem niż ja. Wesołość na jego twarzy ustąpiła miejsca żartobliwemu zaciekawieniu. - Czy mogę zapytać, z czego pani czerpie tak niezachwianą pewność, że nie jestem księciem? Przypominając sobie jedynego księcia, jakiego w ogóle widziała, Whitney zuchwale zmierzyła szatana wzrokiem od stóp do głów, rozmyślnie rewanżując się za to powolne spojrzenie, jakim taksował ją wcześniej. - Zacznę od rzeczy najbardziej oczywistej: gdyby był pan księciem, nosiłby pan monokl. - Jak miałbym go używać, mając na twarzy balową maskę? - spytał zdumiony. - Żaden książę nie używa monokla, by przez niego patrzeć... to jedynie poza. Unosi go do oka i przygląda się damom. Istnieją też inne powody, dla których prawdopodobnie nie może pan być księciem - tłumaczyła dalej. - Nie chodzi pan z laseczką, nie sapie pan ani nie prycha i mówiąc całkiem szczerze, wątpię, by mógł pan przypisywać sobie prawo do choćby najłagodniejszego przypadku podagry. - Podagry?! - powtórzył ze zdziwieniem. Whitney skinęła głową. - Bez laski, podagry, sapania i prychania raczej nie może pan mieć nadziei na przekonanie kogokolwiek, iż jest pan księciem. Czyż zatem nie lepiej byłoby wybrać sobie jakiś inny tytuł? Mógłby pan podawać się za lorda, gdyby miał pan choćby niewielkiego zeza i szpotawą stopę. Szatan parsknął śmiechem, a potem potrząsnął głową i przyglądał jej się z niemal czułym wyrazem twarzy. - Panno Stone - zapytał z zabawną powagą - czy nie nauczono pani, że owe arystokratyczne tytuły należy czcić, nie zaś wyśmiewać? - Próbowano - przyznała ze śmiechem. - I...? - ...i jak pan widzi, nie osiągnięto zamierzonego celu. Na dłuższą chwilę zatrzymał spojrzenie na jej jaśniejącej twarzy, a potem utkwił wzrok w zachwycających zielonych oczach dziewczyny. - Ale podstawowym dowodem na to, iż nie jestem księciem, pozostaje brak monokla? - odezwał się z pewnym roztargnieniem. Whitney z uśmiechem skinęła głową, bawiąc się wstążkami swojej maseczki. - Miałby go pan zawsze ze sobą - powiedziała. - Nawet jadąc na polowanie? - pytał dalej. - Gdyby był pan księciem, byłby pan zbyt gruby, żeby dosiadać konia - wyjaśniła, lekko wzruszając ramionami. Jednym szybkim ruchem chwycił Whitney za nadgarstki i przyciągnął ku sobie tak, że jej biodro oparło się na jego twardym udzie. - Nawet w łóżku? - zapytał cicho. Wręcz sparaliżowana niespodziewanym posunięciem szatana, wyrwała z jego rąk dłonie i utkwiła w nim lodowate spojrzenie, podczas gdy na wargi cisnęła jej się cięta riposta. Lecz właśnie wtedy, gdy otwierała usta, mężczyzna wstał. - Czy mogę pani przynieść kieliszek szampana? - zaproponował uspokajająco. - Może pan iść do... - Powściągając oburzenie przez wzgląd na imponujący wzrost i potężne ramiona nieznajomego, Whitney skinęła głową i wykrztusiła krótko: - Proszę. Stał jeszcze przez chwilę, wpatrując się z uporem w pełne wzburzenia zielone oczy Whitney, a potem odwrócił się i skierował wprost do pałacu, by przynieść jej szampana. Gdy zniknął w drzwiach, Whitney odetchnęła z ulgą i obróciwszy się wokół, pośpiesznie ruszyła przez trawnik, by wrócić do sali balowej z przeciwnej strony. Od tej chwili jej dobra zabawa się skończyła. Whitney była spięta i zdenerwowana, na poły spodziewając się, że ów czarno odziany mężczyzna, o którym już zawsze miała myśleć jako o szatanie, zagadnie ją w sali balowej, nawet gdy pozostawał z dala, otoczony niewielką grupą gości, którzy z nim rozmawiali i żartowali. Czekając z wujostwem, by pożegnać gospodarzy, Whitney obserwowała ukradkiem smukłą postać szatana przesuwającą się przed nimi w rzędzie wychodzących gości. Pochylał głowę, uprzejmie słuchając jasnowłosej kobiety, która coś do niego mówiła. W pewnej chwili roześmiał się ze słów towarzyszki i Whitney zarumieniła się na wspomnienie tego, jak z nią żartował w ogrodzie. Żałowała, że nie zdjął maski, by mogła zobaczyć jego twarz, i zastanawiała się, kim jest owa jasnowłosa dama