Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Masoj - powiedział Mag. - Masoj Hun'ett z Domu Hun'ett, rozpoczynam trzydziesty i ostatni rok studiów. Wkrótce zostanę pełnoprawnym czarodziejem Menzoberranzan i otrzymam wszelkie przywileje związane z tym stanowiskiem. - Witaj zatem, Masoju Hun'ett - odrzekł Drizzt. - Ja też mam jeszcze rok nauki w Akademii, bowiem wojownicy spędzają w niej tylko dziesięć lat. - Pomniejszy talent - zauważył szybko Masoj. - Czarodzieje studiuj ą trzydzieści lat, zanim w ogóle uzna się ich za zdolnych do uprawiania tej sztuki. Raz jeszcze Drizzt przyjął zniewagę ze spokojem. Chciał już mieć tę część szkolenia za sobą, a potem zakończyć rok i raz na zawsze wydostać się z Akademii. * * * Drizzt uznał, że sześć miesięcy pod kierunkiem Masoja były jego najlepszym okresem w Akademii. Nie to, żeby zależało mu na Masoju, czarodziej bowiem ciągle szukał okazji, by pokazać Drizztowi jego niższość. Drizzt czuł, że między nim a Masojem istnieje rodzaj współzawodnictwa, jakby mag przygotowywał ich do przyszłego konfliktu. Młody wojownik radził sobie z tym i próbował wynieść z lekcji, ile tylko się dało. Drizzt odkrył, że radzi sobie z magią całkiem nieźle. Każdy drow, również wojownik, posiadał w pewnym stopniu talent magiczny i nieco wrodzonych zdolności. Nawet dzieci drowów potrafiły przywoływać kule ciemności lub otoczyć sylwetkę przeciwnika pierścieniem nieszkodliwych płomieni. Drizzt z łatwością korzystał z tych umiejętności, a po kilku tygodniach udało mu się wykonać kilka sztuczek i rzucić parę pomniejszych czarów. Mroczne elfy wśród swych wrodzonych zdolności posiadały także odporność na magiczne ataki i to właśnie Zaknafein uznawał za największą słabość czarodziejów. Czarodziej mógł rzucić najpotężniejszy ze swoich czarów, ale jeśli ofiarą był elf drow, mogło się okazać, że cały wysiłek poszedł na marne. Pewność dobrze wymierzonego cięcia zawsze bardziej pociągała Zaknafeina, po tym zaś, jak Drizzt zobaczył kilka nieudanych czarów podczas pierwszych tygodni z Masojem, zaczął doceniać lekcje, które otrzymał. Czerpał mimo tego wiele radości z lekcji, których udzielał mu Masoj, szczególnie z władania magicznymi przedmiotami zgromadzonymi w wieży Sorcere. Drizzt posługiwał się różdżkami i laskami o niezwykłej mocy i przećwiczył kilka ataków mieczem tak magicznym, że dłonie swędziły od trzymania jego rękojeści. Masoj również przyglądał się uważnie Drizztowi w czasie szkolenia, badając każdy jego ruch, szukając jakiejś słabej strony, którą mógłby wykorzystać, gdyby Dom Hun'ett i Dom Do'Urden miały znaleźć się w stanie wojny. Masoj kilkakrotnie miał okazję do wyeliminowania Drizzta i czuł w sercu, że byłoby to mądre posunięcie. Ale instrukcje, które otrzymał od Opiekunki SiNafay, były jasne i niezmienne. Matka Masoja w sekrecie doprowadziła do tego, że został on instruktorem Drizzta. Takie sytuacje zdarzały się często, szkolenia dla wojowników przeprowadzali pojedynczo studenci wyższych lat Sorcere. Kiedy powiedziała Masojowi o tym układzie, przypomniała mu również szybko, że jego spotkania z młodym Do'Urden mają być tylko rozpoznaniem. Nie wolno mu było robić niczego, co mogłoby choćby zasugerować, że konflikt między domami nastąpi wkrótce. Masoj miał na tyle rozumu, by się nie sprzeciwiać. Był jednak jeszcze jeden czarodziej, kryjący się w cieniach, tak zdesperowany, że nawet ostrzeżenia matki opiekunki nie mogły go powstrzymać. * * * - Mój uczeń Masoj poinformował mnie o postępach, które czynisz - powiedział pewnego dnia Drizztowi Alton DeVir. - Dziękuję, Mistrzu Pozbawiony Twarzy - odpowiedział z wahaniem Drizzt, nieco przerażony tym, że mistrz Sorcere zaprosił go na prywatną audiencję. - Jak odbierasz magię, młody wojowniku? - zapytał Alton. - Czy Masoj wywarł na tobie wrażenie? Drizzt nie wiedział, co odpowiedzieć. W istocie magia nie wywarła na nim wrażenia jako profesja, ale nie chciał obrazić uprawiającego ją mistrza. - Czuję, że ta sztuka przekracza moje możliwości - powiedział taktownie. - Dla innych to potężna broń, aleja czuję, że moje talenty bliżej są związane z mieczem. - Czy twoją bronią mógłbyś pokonać kogoś władającego magią? - syknął Alton. Szybko ugryzł się w język, nie chcąc zdradzić swych zamiarów. Drizzt wzruszył ramionami. - Każdy ma swoje miejsce w walce - odpowiedział. - Kto mógłby stwierdzić, że ktoś jest potężniejszy? Jak w każdej walce, zależałoby to od walczących. - A co z tobą? - kusił Alton. - Pierwszy w klasie, rok po roku. Mistrzowie Melee-Magthere wysoko sobie cenią twój talent. Raz jeszcze Drizzt zaczerwienił się ze wstydu. Coraz bardziej interesowało go, skąd mistrz i uczeń z Sorcere tyle o nim wiedzą. - Czy zdołałbyś odeprzeć atak magicznych mocy? - zapytał Alton. - Wykonany przez, powiedzmy, mistrza Sorcere? - Nie... - zaczął Drizzt, ale Alton za bardzo był pogrążony we własnych słowach, by w ogóle go usłyszeć. - Dowiedzmy się zatem! - krzyknął Pozbawiony Twarzy. Wyciągnął cienką różdżkę i skierował w Drizzta błyskawicę. Drizzt rzucił się na ziemię, zanim jeszcze różdżka wypaliła. Błyskawica wyłamała drzwi najwyższej z komnat Altona i wpadła do sąsiedniego pomieszczenia, tłukąc naczynia i osmalając ściany. Drizzt wstał z podłogi w innej części pokoju, trzymając już gotowe sejmitary. Ciągle nie był pewien zamiarów mistrza. - Ilu uda ci się uniknąć? - drwił Alton, zataczając różdżką kręgi. - A co z innymi czarami, którymi dysponuję - atakującymi umysł, a nie ciało? Drizzt starał się pojąć cel tej lekcji i swoją w niej rolę. Czy miał zaatakować mistrza? - To nie są ćwiczebne ostrza - ostrzegł, wyciągając przed siebie sejmitary. Kolejna błyskawica ryknęła, zmuszając Drizzta do kolejnego uniku