Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Przede wszystkim dlatego, że... nie miała złota! Wydatki były gigantyczne, dopiero niedawno uświadomiła sobie, jakich właściwie kwot wymaga utrzymanie trzystu pięćdziesięciu ludzi, nie licząc nawet kosztów wyposażenia. Riolata pozostawiła jej w spadku prężnie działające przedsiębiorstwa kupieckie, zrujnowane nieco przez Raladana. Do zysków czerpanych z handlu dochodził majątek Demona, no i to, co zdołała zaoszczędzić dla siebie z powstańczej szkatuły... Wszystko mało! Dwie setki piechoty ognistej i setkę kuszników wyszkolił jej jeszcze Askar (były teraz potworne kłopoty z utrzymaniem w tajemnicy faktu istnienia takiej liczby wyszkolonych do boju ludzi). Ale pięćdziesięciu toporników, których potrzebowała - nie było... Chciała zebrać ich w ostatniej chwili, by zaoszczędzić chociaż na żołdzie: Uzbrojenie miała. Oczywiście, że banda łapserdaków w zbrojach nie mogła mieć dużej wartości. Ale złoto, złoto! Skąd je miała brać?! Trzy stare holki i przeciągający się remont jednego z nich pochłonęły ostatnie rezerwy. Dlatego nie mogła nająć piratów. Zresztą, nawet gdyby mogła... Własna flota i tak była niezbędna. Jeśli nie będzie jej miała, to kto obroni ją samą przed takimi sojusznikami jak Brorrok? Musiała mieć okręty. Tym bardziej że nie miała do dyspozycji - teraz - ani jednego! Rzeczą nierealną było sprowadzenie któregokolwiek z tych żaglowców na Garrę, w czasie dostatecznie krótkim, by przydał się podczas powstania. Choćby do ucieczki, gdyby coś poszło nie tak, jak trzeba. Musiała zdobyć okręty. I mogła je zdobyć. Ale tylko w początkowym okresie powstania, w panującym zamieszaniu. Potem sprawa będzie trudna albo po prostu niemożliwa do przeprowadzenia. Wszelka zwłoka oznaczała ponadto, że jej ludzie, których szkoliła i utrzymywała z myślą o Agarach przecież, zostaną wciągnięci w walki z cesarskimi legiami, walki może długie, a na pewno krwawe. Ilu ich zostanie dla jej celów? Teraz jednak dowiaduje się oto, że zdobywszy Agary, utrzymać będzie musiała ten fakt w tajemnicy przez miesiąc, nim jesienne sztormy zabezpieczą wyspy! Czy to było możliwe? Oczywiście tak, w przypadku Kirlanu... Na jak najdłuższym zwodzeniu imperium opierał się przecież, w znacznej mierze, cały plan. Ale czy zwiedzie powstańców? Ludzi, którym porwie sprzed nosa tak potrzebne, zdobyte okręty? Których postawi w ciężkiej sytuacji, osłabiając siły przez zabranie kilkuset swoich ludzi? Przecież - będzie pościg. Gdyby wszystko miało się rozegrać zgodnie z pierwotnym planem, a więc na dwa, trzy tygodnie przed sztormami, mogła być spokojna, że okręty ścigające jej eskadrę zawrócą albo też zapędzą się zbyt daleko i nie zdążą z powrotem na Garrę przed nastaniem burz. Zresztą, nawet gdyby odkryto, że jej celem są właśnie Agary, miałoby to niewielkie znaczenie. Ale nowa sytuacja czyniła wszelkie te rachuby spekulacjami bez żadnej wartości. Jeśli wodzowie powstania dowiedzą się, gdzie poszły uprowadzone żaglowce, to oczywiście zrobią wszystko, by usłyszał o tym Kirlan. Choćby po to tylko, by odwrócić uwagę imperium od Garry. I dalej - jeśli powstanie uzyska wcześniej znaczne sukcesy, to Armekt może uznać, że pospieszna interwencja nic nie da. Przygotowania do wojny pójdą pełnym wiatrem, ale wojna zacznie się dopiero zimą. Wystarczy jednak Armektowi sił i środków, by puścić na dno tych parę okrętów, jakie będzie miała na Agarach. Cesarz nie jest głupcem, łatwo policzy, że później, prowadząc zmagania z Garrą, nieprędko będzie mógł pozwolić sobie na agarską awanturę... Tydzień czasu! Na Szerń - ledwie tydzień na ułożenie nowego planu! A sto innych spraw? Należało natychmiast zakończyć wszystkie interesy, sprzedać wszystko, co sprzedać można, bo potem, gdy wybuchnie powstanie, nikt nie da sztuki srebra za kamienicę w Doronie... Alida ziewnęła. - Przemyślałaś wszystko, pani? - zapytała. - Cóż to za rozterki? O ile wiem, przygotowania, poza drobnymi szczegółami, ukończyłaś już dawno. Przesunięcie terminu ma pewną zaletę, coraz trudniej przychodzi utrzymać rzecz w tajemnicy... Semena skinęła głową. Tu się zgadzały... Jej strzelcy i kusznicy nie trzymani byli przecież w żadnych koszarach. Brali żołd, ale łazili, oczywiście bez uzbrojenia, po całej wyspie i robili, co chcieli. Mówili też, co chcieli... Krążyły jakieś plotki, a w garnizonie, podobno, zupełnie serio zaczęto się zastanawiać, co znaczą dziwne pogłoski o nowej broni, lepszej jakoby niż kusza... Miał się już w to wmieszać doroński Trybunał, ale Alida jakoś wytłumiła sprawę. Nie mogła jednak niczego narzucić wojsku. Znów zabrakło Askara. - Opanuj stolicę - rzekła Alida - a o resztę się nie martw. - Oczywiście - odparła Semena. - Po prostu zmiana terminu zaskoczyła mnie. Wiesz, pani, że prowadzę interesy. Przyspieszenie powstania nie wyjdzie im na dobre... Ale trudno. Z głodu chyba nie umrę. - Tym się nie przejmuj. Zajmij stolice, a po wyzwoleniu Garry znajdą się ludzie, którzy zadbają o twój byt - zapewniła Alida. "Ty naprawdę wierzysz w zwycięstwo? - zapytała w myślach Semena. - Miałam cię za rozsądniejszą". . - Miasto będzie opanowane. - O, właśnie... - Alida wsypała do ust garść rodzynek. - Jeszcze jedno: czy kontrolujesz Bagbę? - Oczywiście. Tak, jak ustaliliśmy. - Więc będziesz, pani, koordynować działania w Bagbie i w Doronie