Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
„Żeby być dobrym, okrutnym być muszę” - wspomniał nawet słowa Hamleta, nie omieszkawszy zaznaczyć, jakiego to ważniaka cytuje. „Mamy do ciebie zaufanie, Loos, i to większe niż do ludzi, których znamy dłużej...”. Jakże po takich słowach można było chociaż przez chwilę przestać myśleć o Samie Handersonie? Podczas całej rozmowy Hurtman nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest obserwowany. Kiedy Handerson powiedział, że najlepszym miejscem do męskiej pogawędki jest łódka, ucieszył się, bo czyż mogło być lepsze miejsce do wysłuchania drugiego człowieka niż motorówka oddalona na milę od brzegu? Jednak pomimo tej odległości wydawało mu się, że luneta na starym molo przy Coney Island skierowana jest na jego nos. Co prawda, każdy miał prawo za swoje parę centów obserwować obskurny krajobraz, znany z milionów pocztówek, a nawet terkoczącą głośno łódkę. Kiedy jednak pożegnał się z Samem soczystym uściskiem ręki, który jak ulał pasował do wspólnego wtajemniczenia, natychmiast poszedł w stronę mola. Koło lunety kręciło się tylko młode małżeństwo. On zdjął koszulę i pchał przed sobą wózek z dwojgiem dzieci, ona w długiej powłóczystej sukni niosła trzecie w wypukłym brzuchu. Był tam jeszcze mężczyzna o wyglądzie buchaltera, który mądrze wykorzystywał przerwę na lunch i trudził się nad krzyżówką w piśmie dla dziewcząt. Kiedy podniósł na Hurtmana papierową twarz, widniała na niej tylko bolesna chęć przypomnienia sobie, jak nazywa się najwyższy szczyt w Alpach. - Bardzo proszę, żebyś tu nie wchodził - powiedziała Victoria, kiedy zajrzał do kuchni. Zdążył zauważyć ślady po huraganie i różę z majonezu na zdrowo wyglądającej languście. Wrócił na fotel nieboszczyka Loosa i włączył telewizor. W tym samym momencie zapomniał o Samie Handersonie. Na ekranie zobaczył Johna B. Bonwella, który bronił się przed atakującymi go dziennikarzami. Za chwilę pojawił się spiker, który grobowym głosem oznajmił, że w wypadku na planie filmowym zginął światowej sławy reżyser Arthur Zuman. Hurtman nie poczuł nawet, że nalewana do szklanki woda cieknie mu na rękę. Reporter podtykał teraz mikrofon mężczyźnie, który wyglądał, jakby dopiero co przestał płakać. - Trudno zliczyć dni i godziny, które strawiliśmy na wspólnych rozmowach. Jeszcze raz oczarował wszystkich, ekipę, mnie, a także tych, którzy się z nim zetknęli. Każdy z nas marzył, aby zamienić z nim chociaż kilka słów i w ten skromny sposób przyczynić się do powstania dzieła... Mnie, ośmielam się tak siebie nazwać, jego przyjaciela, sprowadziła na plan wieloletnia chęć napisania o nim książki... będzie w niej wszystko, także finał, który podyktował nieubłagany los. Za chwilę odlatuję do starego domu w Misouli. Za dwa tygodnie oddam książkę wydawcy i moi wierni czytelnicy przeczytają nie tylko o ostatnich dniach Arthura Zumana. - Jak daleko zaszła produkcja filmu? - Kamera zbliżyła się do twarzy mężczyzny, pastwiąc się nad jego zaczerwienionym okiem. - Z tym pytaniem musi się pan zwrócić do kogoś bardziej obeznanego z materią filmową. Co do mnie, mogę tylko powiedzieć, że uczestniczyłem w powstawaniu dzieła wybitnego i swoich wrażeń nigdy nie zapomnę. Na ekranie pokazywano teraz dwie płaczące kobiety, ciągnące za sobą worki z rzeczami. Kamerzysta telewizji włoskiej położył się na piasku, aby sfilmować je na tle oczekującego śmigłowca, do którego ustawiła się kolejka. Spiker zaczął mówić o konflikcie narodowościowym w Szwajcarii, który przyniósł już kilka ofiar śmiertelnych, i Hurtman wyłączył telewizor. - Czy mi się zdaje, czy przyłapałam cię z niemądrą miną? - Victoria była bez fartucha i wyglądała tak świeżo, jakby ostatnią godzinę spędziła w łazience. - Zastanawiałem się nad czymś. Jak wyglądam z głupią miną? - Pięknie - odpowiedziała bez namysłu i gestem zaprosiła go do kuchni. Duży stół niczym latający dywan przeniósł się pod okno i nakrył białym obrusem. Światło świec nadało zwykłemu pomieszczeniu szczyptę wytworności. To zaś, co znajdowało się na stole, było już samą wytwornością