Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Co oznacza³o s³owo „wiele", nie mo¿na by³o ustaliæ, poniewa¿ ten Zapotek nie potrafi³ liczyæ. Wyjaœni³ jednak dodatkowo, ¿e w tamtym czasie trwa³a wielka wojna. Fakt zabójstwa nie by³by niczym nadzwyczajnym, lecz zdumiewaj¹co przedstawia³y siê okolicznoœci, w jakich mor- derstwo zosta³o pope³nione. Oto Indianin wyzna³, ¿e wraz z kilkoma swymi pobratymcami bra³ udzia³ w jakiejœ wyprawie w g³¹b Sierra M¹dre Occidental. Wyprawa kierowana by³a przez cudzoziemców, s³abo w³adaj¹cych hiszpañskim, i przez Kreolów. Indianie zostali .zwerbowani na wyprawê przez Kreolów za wynagrodzeniem tak dla nich wysokim, ¿e zgodzili siê opuœciæ swe rodzinne strony i powêdrowaæ daleko na pó³noc. Podobno, jak opowiada³ Indianin, odkryli w górach jakieœ olbrzymie skarby, lecz przynios³y one nieszczêœcie znalazcom. Cudzoziemcy zapragnêli przyw³aszczyæ je wy³¹cznie sobie. Dosz³o do bójki z Kreolami. Jeden z cudzoziemców zosta³ zabity, drugi — uciek³. Nieco póŸniej Kreole równie¿ siê pok³ócili przy podziale skarbów i wezwali na pomoc Indian, jedni przeciw drugim. Skoñczy³o siê na tym, ¿e biedni i ciemni Zapotecy zorientowali siê wreszcie, jak¹ wartoœæ posiadaj¹ znalezione przedmioty, i zaatakowali Kreolów, którzy nierówn¹ walkê przyp³acili ¿yciem. Wówczas to w³aœnie spowiadaj¹cy siê Indianin zabi³ jednego z bia³ych. Rzecz nigdy nie zosta³aby ujawniona, gdyby nie ciekawoœæ spowiednika. Zapyta³, co sk³ada³o siê na znalezio- ny „skarb". Umieraj¹cy odpar³, ¿e by³y to przedmioty ze z³ota i srebra: nausznice, naszyjniki, bransolety i jakieœ figurki ludzi i zwierz¹t. Zapotecy mieli zamiar zabraæ to wszystko, lecz tego samego dnia, w którym zginêli Kreole, powróci³ samotny cudzoziemiec. Zaczai³ siê, a gdy Indianie beztrosko spali, ukrad³ im broñ. Rankiem kaza³ im wsi¹œæ na konie i ruszaæ w powrotn¹ drogê. Pos³uchali, lecz zawrócili po kilku godzinach, licz¹c na to, ¿e cudzoziemiec odjecha³ nie zabrawszy wszyst- kich „skarbów". Srodze siê zawiedli. Powita³y ich kule. Uzbrojony cudzoziemiec czuwa³, rani³ jednego z Indian, a resztê zmusi³ do rejterady. Tym razem towarzyszy³, w pewnej odleg³oœci, grupie Zapoteków. Opuœci³ j¹ dopiero o zmierzchu. Nastêpnego dnia przepêdzeni usi³owali raz jeszcze spróbowaæ szczêœcia, lecz zmylili drogê. Zrezygnowali wiêc i powrócili w rodzinne strony. Spowiednik uzyska³ zgodê umieraj¹cego na przekazanie tych informacji w³adzom, co te¿ zosta³o dokonane. Poczêto szukaæ indiañskich uczestników wyprawy, lecz bezskutecznie. Widaæ Zapotecy przestraszyli siê i nikt ani s³ówkiem nie zdradzi³, ¿e wie cokolwiek o tej sprawie. W koñcu urzêdnicy administracji doszli do wniosku, ¿e opowieœæ przekazana ksiêdzu by³a jedynie chorobliwym majaczeniem i... sprawê uznali za zakoñczon¹. To ju¿ ca³a historia, señores. Przed paru laty w¹tpi³am w jej prawdziwoœæ. Teraz sk³onna jestem przypuszczaæ, ¿e tkwi w niej ziarno prawdy. — Czy to ma jakiœ zwi¹zek z map¹? — zapyta³ Karol. — Tak. Pañska mapa, doktorze — zwróci³a siê do mnie — wygl¹da na mapê u¿ywan¹ podczas tamtej wyprawy. Œwiadczy³yby o tym pewne szczegó³y... — Przypuszczenie czy pewnoœæ? — zagadn¹³em. — Coœ poœredniego. Zapomnia³am wspomnieæ o dro- biazgu, przecie¿ niezwykle wa¿nym. Zapotek mówi³ ksiêdzu, ¿e jeden z cudzoziemców mia³ wielki papier, który zawsze nosi³ przy sobie i z którym ostatecznie uciek³. To mia³ byæ Francuz. Indianin doda³, ¿e cudzoziemiec coœ tam wci¹¿ znaczy³ na papierze. — A wiêc przypuszcza pani, ¿e nabyta przeze mnie mapa jest identyczna z u¿ywan¹ przez Francuza? Skinê³a g³ow¹. Karol wsta³ z krzes³a i spojrza³ na roz³o¿ony arkusz. — Poprawki s¹ naniesione atramentem — powiedzia³. — Chyba siê nie mylê? — Oczywiœcie, ¿e to atrament — odpar³em. — Masz jakie w¹tpliwoœci? — Mam. Któ¿ wozi na tak d³ug¹ wêdrówkê pióro i atrament? — Przypuszczam, ¿e najpierw poprawki narysowano o³ówkiem. Dopiero póŸniej utrwalono je atramentem. — Nie dostrzegam ani œladu o³ówka. — To o niczym nie œwiadczy. Przecie¿ minê³y dwa- dzieœcia trzy lata! Bo poprawki mia³y byæ wykonane w 1865 roku, jak wynika z opowieœci señory. Siady o³ówka musia³y znikn¹æ — dowodzi³em. — Przypuœæmy — zauwa¿y³ sceptycznym tonem Karol. — Jak jednak wyt³umaczyæ wêdrówkê mapy z pó³nocnego Meksyku a¿ po Milwaukee? Co mia³ do roboty tajemniczy Francuz nad jeziorem Michigan? — Zaiste, Karolu, zbyt wielu wymagasz odpowiedzi. Mo¿e ten Francuz pochodzi³ z Kanady i tam powraca³? Mo¿e mapê ktoœ ukrad³? — Señor Gordon — wtr¹ci³a siê gospodyni — ró¿ne w¹tpliwoœci mo¿na by rozstrzygn¹æ dopiero po przybyciu na miejsce oznaczone na mapie. Lecz w jaki sposób mapa zawêdrowa³a tak daleko na pó³noc, tego siê chyba nigdy nie dowiemy. — Sprawdziæ! — wykrzykn¹³ niespodziewanie hacjender. — To doskona³a myœl. Zamierza³em panom pokazaæ szmat naszego kraju, a Zachodnia Sierra jest piêkna i obfituje w zwierzynê. JedŸmy tam! Nic nie stracimy, jeœli mapa oka¿e siê pomy³k¹. Zapolujemy i obejrzymy ciekawe strony. — To brzmi zachêcaj¹co — zauwa¿y³ Karol. — Czy to jednak mo¿liwe w obecnej sytuacji? — Myœli pan o Robledo? Herszt nie ¿yje, a banda rozbita. — Hm... prawda, jednak wydaje mi siê, ¿e nie powinien pan opuszczaæ teraz hacjendy. Licho nie œpi. — Istotnie — wtr¹ci³a siê señora Concepcion. — Przez jakiœ czas powinniœmy tu pozostaæ. Trójka naszych najlepszych zwiadowców-vaquerów ruszy³a w œlad za uciekaj¹cymi, aby zbadaæ, dok¹d siê udali. Musimy poczekaæ na ich powrót. Dostrzeg³em, jak Bede poruszy³ siê niespokojnie