They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Kiedy znów stanęła przed nim przerażająco blisko, jej oczy spoglądały ze zwykłym rozbawieniem. Tylko uśmiech miała cokolwiek przygaszony. - Długopis należy do tych ludzi, którzy boją się śmiertelnie na sam wasz widok. Mnie pan nie przestraszy tak łatwo, kapralu. Dobrze wiem, że nie wydzielacie żadnego zabójczego promieniowania. - Ja tylko w czwartki pod wieczór, proszę pani. I tylko na specjalne życzenie zwiedzających. Uśmiechnęła się czarownie, doceniając jego wysiłek, a taktownie nie wspominając o efekcie. - Jest pan oczywiście kapralem z eskorty, prawda? -zapytała kiwając głową, jakby w przekonaniu, że tylko kaprali stać na ten rodzaj dowcipu. — Bardzo mi pan przypomina kaprala, który odwiedził nas zeszłym razem. Nie zna go pan przypadkiem? - Jak się nazywał? - Smith and Wesson - powiedziała, a Quiston poczuł, że oblewa się rumieńcem. - Niestety, proszę pani. - To dziwne. Myślałam, że w małej Enklawie każdyzna każdego. - Mamy masę pracy. Ludzie częściej przebywają z urządzeniami niż we własnym towarzystwie. - Kobiety też tam są? Ładne? - Żadna nie dorównuje pani - skłonił głowę. Mówienie prawdy przychodziło mu dużo łatwiej. - Och, z pewnością pan przesadza. Podobno to stary sposób Renegatów: mówienie kobiecie komplementów, kiedy zamierza się ją poderwać. Zastanawiał się, co odpowiedzieć. - Obawiam się, że samymi słowami trudno dokazaćtakiej sztuki. - Pokrywam się gęsią skórką na myśl, że mógłby pan przejść do czynów. Proszę nie zaprzeczać: żywi pan wobec mnie jakieś nieczyste zamiary. - Ja? Skąd. Po prostu w pani obecności czuję się jak... jak piorunian rtęci - odpalił głupkowato. Po jej pięknej buzi przemknął grymas zakłopotania. - Te wasze techniczne dowcipy... Za mało mam wiedzy, żeby je rozumieć. Nie obraził mnie pan przypadkiem? Otrząsnąwszy się z pierwszego zauroczenia Quiston zaczął nawet bawić się sytuacją. Wykwintniś, miotał epitety pod swoim adresem. Lew salonowy. Uwodziciel amator, żadnej nie przepuści. - Wie pan co, kapralu? - powiedziała, przymykając oczy - bardzo przyjemnie się z panem gawędzi. Organizujemy dziś przyjęcie, na które pana zapraszam. Będą wszyscy wielcy ważniacy... K'Rutzy Himmel, Jay-Tzehn T. Szuwax, Orech Orepowienko, Kulebrans, oczywiście Wy-cwan i oczywiście ja... Nawet sam Wielki Przewodnik obiecał, że wpadnie. Co pan na to? Wieczorkiem, w chłodnym powietrzu, nad basenem, znaleźlibyśmy może okazję do pogawędki, pan i ja. - Wątpię, czy zauważyłaby mnie pani wśród tłumu adoratorów. Ma pani bardzo wysoki iloraz urody. - Czasem objawiam też pewną inteligencję. Więc jak? - Czuję się zaszczycony - rzekł Quiston. Z trudem odpędził łaskotliwą myśl, żeby się zgodzić. - Muszę jednak eskortować ciężarówkę do Enklawy. Lisy pustyni... rozumie pani. - Po co mieliby się zasadzać na pusty kontener? Kapralu Zehenthair, ja mówię poważnie. Po prostu niech pan wysiądzie gdzieś w mieście. - Znakomite ma pani pomysły. Ciekawe, jak zareagują strażnicy Hoam, gdy zauważą brak jednego człowieka przy wjeździe. - Och, dacie im wódki, żeby widzieli podwójnie. Albo spojrzycie na nich srogo, żeby dostali mdłości. Mimo gorącego dnia Quiston poczuł nagły mróz. - Pani Livio, bądźmy realistami. Królowa, która namawia prostego giermka na słodkie tete-a-tete, nie wzbudza mojego zaufania. Trudno mi uwierzyć w takie kaprysy. - A jeśli powiem: król chce z panem rozmawiać? - O czym? Dlaczego akurat ze mną? Wzruszyła ramionami; Quiston musiał użyć całej siły woli, by nie gapić się na jej piersi. - Wiem tylko, że to pilne. Proszę jednak, byśmy zachowali pozór romansującej pary. Jeśli o mnie chodzi, uczynię wszystko, by panu ułatwić zadanie. - Ktoś nas śledzi? Podniosła oczy ku niebu i zaraz je opuściła. — Któż to może wiedzieć, kapralu Zehenthair? Niech pan traktuje mnie jak ciężką egoistkę, która lubi czasem uszczknąć coś dla siebie. - Pochyliła się ku niemu i szepnęła: - Zagra pan z nami? — Jutro przed południem — powiedział Quiston. - Jedenasta? - Zgoda. - Punktualnie o jedenastej niech pan idzie od najbliższego skrzyżowania w stronę miasta. Dokładnie po trasie ciężarówki. Podjadę po pana. - Roześmiała się perliście, ukazując białe zęby