Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Czy tak zepsutemu mężczyźnie można powierzyć młodziutką córkę? Już to pierwsze małżeństwo nie jest udane, ale stoi za nim przynajmniej wielka fortuna. Plotki o obscenicznych utworach są najrzetelniejszą prawdą, ale ten hulaszczy okres niepowściągliwości języka Fredro ma już za sobą. Długie lata miłości do pięknej Zosi sublimują jego uczucia. Słowa Gustawa z IV aktu "Ślubów panieńskich" stają się jego własnym wyznaniem wiary: "Wierz mi - są dusze dla siebie stworzone.@ Niech je w przeciwną los potrąci stronę,@ one wbrew losom, w tym lub tamtym świecie,@ znajdą, przyciągną i złączą się przecie;@ tak jak dwóch kwiatów obce sobie wonie@ łączą się w górze, jedna w drugiej tonie.@" I słowa te okazały się rzeczywiście prorocze. Po czternastu latach zabiegów, perswazji, czekania, a potem uciążliwych formalności związanych z procesem rozwodowym Aleksander Fredro i rozwiedziona ze Stanisławem Skarbkiem Zofia wzięli ślub 8 listopada 1828 roku w Korczynie, rodzinnym majątku Jabłonowskich. Trzeba uczciwie dodać, że duży wpływ na skruszenie oporów matki - obok działania życzliwych młodej parze przyjaciół - wywarło nieoczekiwane uzyskanie przez rodzinę Fredrów tytułu hrabiowskiego. Takie uzyskiwane za pieniądze galicyjskie hrabiostwo niewiele znaczyło w oczach członków autentycznych hrabiowskich rodów, ale Mariannę Jabłonowską, matkę oblubienicy, jakoś tam widocznie usatysfakcjonowało... Jak potoczyły się dalsze losy tego z takim trudem skojarzonego małżeństwa? Otóż zaraz po ślubie trzydziestopięcioletni Aleksander z młodszą o pięć lat żoną osiadł w rodzinnym majątku Fredrów Beńkowej Wiszni niedaleko Lwowa, gdzie Fredro w zastępstwie chorującego ojca gospodarował od roku 1824. Majątek ten nie był ich jedyną stałą siedzibą. Fredrowie dużo podróżowali. Jakiś czas mieszkali w Paryżu, jakiś czas w Wiedniu, ale Beńkowa Wisznia była rodzinnym gniazdem, do którego się wraca z dalekich gościńców świata, do którego się również wróci, by złożyć swe kości na wieczny spoczynek. W tej to Beńkowej Wiszni, a przedtem w pobliskich Jatwięgach, powstała większość utworów komediowych Fredry. Można wnioskować, iż umiłowana Zofia miała w ich tworzeniu pośredni udział. Przed ślubem ona była bohaterką wielu sztuk, z myślą o niej autor wkładał miłosne tyrady w usta swoich amantów, po ślubie zaś Zofia była pierwszą czytelniczką nowo powstałych utworów, a przede wszystkim dobrym duchem, sprawującym pieczę nad niecierpliwym i wymagającym twórcą. Tak jest! Dopiero w pożyciu małżeńskim, w codziennym obcowaniu od rana do wieczora, ujawniają się trudne cechy charakteru pana rotmistrza. Wesoły, dowcipny, świetny gawędziarz, dla tych zalet wielce ceniony w towarzystwie - w czterech ścianach domu miewał ostre ataki melancholii spowodowanej przede wszystkim cierpieniem fizycznym. "Skazany od młodości do grobu na dwie ciężkie choroby: podagrę i hipochondrię, nie umiał znosić cierpienia z cierpliwością i poddaniem się" - charakteryzuje męża Zofia Fredrowa w pośmiertnym wspomnieniu o nim. Jest to powiedziane dość łagodnie, bo inne przekazy, oparte na takich źródłach, jak relacja krewnych i korespondencja, malują Fredrę jako niezwykłego impetyka, terroryzującego cały dom swoimi niehumorami, niepohamowaną gwałtownością. Wprawdzie "żądał tylko - wspomina córka Zofia Szeptycka - by było dobrze i wszystko o swojej godzinie, więcej w szczegóły nie wchodził; gdy zaś czasem wciągnięto go w nie, taki z tego wynikał orkan dla wszystkich, że i nie było czego wywoływać, bo się nigdy nie opłaciło. Wynikiem tego jednak było u biednej mamy pewnie nigdy nie spełnione marzenie "pomocy mężczyzn"". A więc, jak byśmy to określili dzisiaj, nie było to małżeństwo "partnerskie", ale czy i dzisiaj bywa ono tak często udziałem współczesnych kobiet? Aleksander Fredro zmarł 15 lipca 1876 roku, licząc osiemdziesiąt trzy lata. Jego żona w sześć lat później. Oboje zostali pochowani w kościółku w Rudkach, w bliskim sąsiedztwie Beńkowej Wiszni. Zwłoki wielkiego kmediopisarza, nazywanego często "polskim Molierem", zostały zabalsamowane. Na pomniku nagrobnym Zofii Fredrowej widnieje napis: "Zofia z hrabiów Jabłonowskich hrabina Fredrowa najlepsza żona, urodz. d. 20 maja 1798 r., zmarła d. 1 listopada 1882 r." Przez czternaście lat Aleksander Fredro walczył o to, aby Zofia została jego żoną. I wyboru swego nigdy nie żałował. Jego związek z Zolką, jak nazywał żonę, był bowiem bardzo szczęśliwy. Byli związani ze sobą w dobrym i w złym przez blisko pół wieku, mieli dwoje udanych dzieci: uzdolnionego literacko syna, Jana Aleksandra, autora kilku zgrabnych komedii, i odznaczającą się talentem malarskim córkę Zofię (późniejszą Szeptycką). Zawdzięczamy jej portrety obojga rodziców. Posiadali fortunę umożliwiającą im dostatni tryb życia, rozliczne podróże i utrzymywanie rozległych stosunków towarzyskich z pierwszymi domami ówczesnej Galicji. Fredro cieszył się sławą znamienitego komediopisarza, a jego sztuki odnosiły tryumfy w lwowskim teatrze. Bywały wprawdzie chwile ciężkie, jak na przykład długi okres cierpienia duchowego, kiedy pisarstwu Fredry zarzucano brak cech narodowych, błahość intrygi i zacofanie. Był też przewlekły proces o obrazę majestatu cesarza Austrii