Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Ale jeżeli cokolwiek z tego dotrze do jej siostry, to masz u mnie przesrane. Wpatruję się w niego, sceptycznie szczerząc zęby, ocze- kując wyjaśnień dotyczących puenty całego dowcipu, lecz on jedynie patrzy na mnie posępnie. - Co masz na myśli, mówiąc „wydostała się"? Jak? - pytam. -Jak? Cholera! Nie mam pojęcia, jak. Gdybym wiedział, jak, to nie pozwoliłbym jej tego zrobić po raz kolejny, no nie? - Ale... zdawało mi się, że ona nie potrafiłaby nawet przekręcić klamki. - Tak utrzymują lekarze. Cóż, nikt nigdy nie widział, żeby kiedykolwiek przekręciła jakąś cholerną klamkę. Nikt nigdy nie widział, żeby zrobiła cokolwiek wystarczająco inteligentnego, by zawstydzić tym karalucha. Ale nikt, kto potrafi ominąć za- mknięte drzwi, kamery oraz czujniki ruchu, i to trzy razy, nie jest tym, kim się wydaje, no nie? Parskam śmiechem. - Do czego zmierzasz? Utrzymujesz, że przez przeszło trzydzieści lat udawała całkowity niedorozwój umysłowy? Na wet nie nauczyła się mówić! Czy wydaje ci się, że kiedy miała dwanaście miesięcy, zaczęła udawać uszkodzenie mózgu? Wzrusza ramionami. - Kto tam wie, co się działo trzydzieści lat temu? Dane mówią swoje, ale mnie przy tym nie było. Wszystko, o czym mam pojęcie, dotyczy tego, co robiła przez ostatnie osiemnaście miesięcy. A jak ty byś to wytłumaczył? - Może jest idiotę savante. Albo bezmózgim magikiem potrafiącym uciec z każdego zamknięcia. - Casey wywraca oczami. - W porządku. Nie mam pojęcia. Ale... co się wydarzyło? W tamtych dwóch przypadkach? Jak daleko się wydostała? - Za pierwszym razem na teren ośrodka. Za drugim kilka kilometrów dalej. Znaleźliśmy ją rankiem, po prostu włóczącą się po okolicy, z tym samym dobrotliwym, głupawie niewinnym wyrazem twarzy co zawsze. Chciałem zainstalować kamerę w jej pokoju, ale Hilgemann nie chciał nawet o tym słyszeć - jakaś konwencja ONZ dotycząca praw umysłowo chorych. IS wystarczająco oberwali w związku z tym więzieniem w Teksasie i od tej pory są ultraostrożni. - Śmieje się. - A jak mógłbym udowodnić, że potrzebowałem więcej sprzętu? Pacjenci to warzywa. Pokoje mają pojedyncze okna i drzwi, oba moni- torowane 24 godziny na dobę - jak mógłbym umotywować potrzebę jakiegokolwiek dodatkowego sprzętu? Przecież nie mogłem powiedzieć pieprzonemu dyrektorowi: „Skoro jesteś taki mądry, to wytłumacz mi, w jaki sposób tego dokonała. Sam mi powiedz, jak ją powstrzymać". Potrząsam głową. - Nie zrobiła nic z tego, o czym opowiadasz. Nie mogła. Ktoś ją zabrał. We wszystkich trzech przypadkach. - Tak? Kto? Dlaczego? Jak nazwiesz dwa pierwsze razy - suchą zaprawą? Waham się. - Dezinformacją? Ktoś starał się przekonać cię, że ona potrafi wydostać się samodzielnie, tak, byś pomyślał, że kiedy wreszcie ją zabierze... Wyraz twarzy Caseya odzwierciedla poważne niedowie- rzanie, bliskie bólowi fizycznemu. - W porządku - mówię. - Dla mnie brzmi to również jak stek bzdur. Ale nie potrafię uwierzyć, że ot tak sobie stamtąd wyszła. I to samodzielnie. Całą wieczność zabiera mi zaśnięcie. Boss (Humań Dignity, 999$)* być może i uczynił z tego kwestię świadomego wyboru, ale wciąż w jakiś sposób udaje mi się cierpieć na bezsenność. Zawsze mam powód, by odwlekać decyzję, zawsze mam problem, który chcę sobie przemyśleć -jak gdyby każde ostatnie nie dające spokoju pytanie, które swego czasu nie pozwalało mi zasnąć, tak czy inaczej musiało zostać rozpatrzone w dawny sposób. Bądź też nabawiam się tego, co nazywają Letargiem Zenona". Teraz, kiedy tak wiele aspektów codziennego życia jest uzależnionych jedynie od ludzkiego wyboru, nasze umysły zawieszają się. Teraz, kiedy tak wiele można mieć, dosłownie samą zaledwie chęcią posiadania, ludzie wbudowują do swoich procesów myślowych kolejne warstwy, które mają ich chronić przed tą władzą i wolnością. Niemal niekończące się słabnięcie chęci decydowania, by chcieć zadecydować, aby chcieć zade- cydować, czego też, do kurwy nędzy* tak naprawdę chcą. Wszystko, czego obecnie chcę, to zrozumienie sprawy Andrews, ale żaden mod w mojej czaszce nie może mi tego zapewnić. - W porządku - stwierdza Karen. - Nie masz pojęcia, dlaczego ją porwano. Nie ma sprawy. Uchwyć się faktów. Gdziekolwiek ją zabrano, ktoś musiał zauważyć ją po drodze. Na razie zapomnij o motywach - po prostu znajdź jej miejsce pobytu. - Masz rację. - Kiwam głową. - Jak zawsze. Zamieszczę ogłoszenie w serwisach informacyjnych... - Jutro rano. * Humań Dignity - Ludzka Godność ** Letarg Zenona - choroba zapewne zawdzięcza swoją nazwę filozofowi greckiemu Zenonowi z Elei, twórcy słynnego paradoksu Achillesa i żółwia, udowadniającego niemożliwość doścignięcia przez Achillesa uciekającego przed nim żółwia. - Tak, w porządku, rankiem. - Śmieję się. Z jej dobrze znanym ciepłem przy moim boku zamykam oczy. -Nick? -Tak? Całuje mnie delikatnie. - Niech ci się przyśnię. I tak się dzieje. 2 - Alleluja! Widzę je! Widzę gwiazdy! Oszołomiony, odwracam się i pośrodku zatłoczonej ulicy widzę klęczącą młodą kobietę z wyciągniętymi ramionami, wpatrującą się ekstatycznie w oślepiająco błękitne niebo. Przez chwilę zdaje się być zmrożona - sparaliżowana czy też oczarowana - aż ponownie krzyczy: - Widzę je! Widzę je! I zaczyna okładać się po żebrach, kołysząc się na klęczkach w przód i tył, łkając i gubiąc oddech. Ale ten kult wymarł dwadzieścia lat temu. Kobieta wije się i wrzeszczy. Dwóch zawstydzonych przyjaciół stoi tuż obok, a ruch uliczny sprawnie omija całą scenę. Obserwuję to z rosnącą konsternacją, podczas gdy do głowy zaczynają mi napływać wspomnienia z dzieciństwa, wypełnione perorującymi i spazmatycznie rzucającymi się ulicznymi mistykami. - Wszystkie przepiękne gwiazdy! Wszystkie cudowne konstelacje! Skorpion! Waga! Centaur! Łzy spływają jej po twarzy. Zwalczam w sobie uczucie paniki i obrzydzenia, które narastają poza wszelkie wyobrażenie