Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Zdaje się nam, że jeżeli umrzemy, stanie się coś nadzwyczajnego, świat będzie powstrzymany w swoim biegu, wszystko się odmieni, a nasza śmierć nigdy zapomnianą być nie powinna. Ale jednocześnie rozum nam mówi, że się nic nie stanie i nic nie odmieni, ludzie o nas zapomną, a ci, dla których byliśmy światem, nie będą wreszcie uczuwali naszego braku. „Ech, przecież to farsa ten pojedynek!” – myślał Tenczyński. Co chwila któryś z jegokrewnych albo znajomych odgrywa podobną komedyę, a napewno żaden z nich o śmierci nie myśli. Chciał być swobodnym i wesołym; skierował swe kroki w stronę klubu, ale już od drzwi zawrócił się, a ciągle to samo pytanie na myśl mu powracało: jak Ninka przyjęłaby wiadomość o jego śmierci? Możebyjej z żalu serce pękło?.. to taka wrażliwa natura! Albo może, zagrzebawszy się w klasztorze, poświęciłaby dla niego wszystkie myśli i modlitwy, a w sercu swojem postawiła ołtarz nigdy niewygasłej miłości i żalu?... Przecież niektórzy twierdzą, że są takie kobiety, które nigdy nie wyrzekają się pamięci ukochanego, a straty jego nigdy nie zapominają... Przypuszczonie to więcej mu do gustu przypadło. „Dobra, kochana dusza!” O niejby Zdziś nie powiedział, że korzystałaby ze sposobności, aby drapować się w rozpacz malowniczą i demonstracyjną. Ani się spostrzegł, jak znalazł się przed domem, zamieszkanym przez Maryańskich. Chciał koniecznie zobaczyć Ninkę, zamienić z nią choćby słów kilka. Był to już wieczór. Maryańskiego w domu nie było, pani Maryańska była zajęta kładzeniem pasyansa, Ninka zaś siedziała w rogu salonu i czytała jakąś książkę. Po kilku chwilach banalnej rozmowy, Tenczyński poprosił Ninkę o trochę muzyki, aby módz podczas grania porozmawiać z nią zdała od pani Maryańskiej. Ale słów mu brakowało, zdania się rwały, coś krępowało myśli, pozornie wyglądał na zasłuchanego w muzyce, w jakiejś nieuchwytnej melodyi Griega. – Panno Janino! – rzekł nagle. – Czyby to panią choć trochę wzruszyło, gdyby się pani dowiedziała, że ja... naprzykład... umarłem. Ninka spojrzała ze zdziwieniem. – Co za dziwne pytanie? Nie mówmy o śmierci, to smutny temat. – Dlaczego o śmierci nie mamy mówić? Przecież to jest przedmiot, który nas powinien bliżej obchodzić, aniżeli wszystkie inne. Nigdy nie wiadomo, czy śmierć stoi blizko nas, czy daleko. Powinniśmy ciągle mieć się na baczności, bo nie wiemy, z którego kąta spojrzy na nas i rękę wyciągnie. Tak dziwnie to powiedział, że Ninkę przejął nagły strach i niepokój. – Co znaczy ten smutny nastrój? – Życie to strasznie głupia farsa. Można je stracić od lada kamyka. To zupełnie tak samo, jak balon dziecięcy, który od najlżejszego ukłucia szpilką zaraz pęka i jest na nic. – Nie warto myśleć o tych szpilkach przypuszczalnych. – Ba, kiedy zawsze znajdzie się ktoś taki, kto ukłuje! Ninka miała chęć prosić go, aby powiedział jej, co jest przyczyną tego pesymistycznego usposobienia, aby był wobec niej zupełnie otwartym; ale jednocześnie przyszło jej na myśl, że przecież mają być dla siebie na zawsze obojętnymi i obcymi, więc milczała. – Czy nie była u państwa pani Julia? – spytał znów w zamyśleniu po pewnej przerwie, jakby wszystko, co mówił, kierował do jednej myśli, która w nim nurtowała. – Ta kobieta jest moim złym geniuszem – dodał znienacka. – Była, ale nie było mnie wtedy w domu– odrzekła Ninka. Czuła, że na wspomnienie pani Julii serce jej bić zaczyna. Tenczyński mówił dalej: – Stanęła między mną a panią i zabrała nam tyle chwil szczęścia... bo gdyby nie ona, toby przecież pani nie bawiła się tak długo swojemi dziecinnemi skrupułami. – Panie Tenczyński, nie mówmy o tem! Jestem zakonnicą. Prawdopodobnie na początku przyszłego tygodnia powrócę do klasztoru. Tenczyński zrobił ruch niecierpliwy. Rozdenerwowany był wspomnieniem pani Julii, pojedynkiem i Ninki odpowiedzią. – Byłby już wielki czas zakończyć te komedyę, która się zbyt długo przeciąga – rzekł z humorem. Ninka uczuła się dotkniętą do żywego tem powiedzeniem. Jak on może postępowanie jej nazywać komedyą? Czyż nie rozumie, ile ją kosztuje ta ofiara, zadośćuczynienie krzywdzie pani Julii i postanowienie służenia Bogu! Pierwszy raz zranił ją i uczuć jej nie zrozumiał, i tego, jak on jest jej drogim i ukochanym pomimo wszystkiego. – Nie spodziewałam się usłyszeć z ust pańskich zarzutu, iż odgrywam komedyę – rzekła bardzo cicho. Na Tenczyńskiego rozmowa ta działała rozdrażniające. Idąc do Maryańskich, marzył o pogawędce z Ninką bardzo serdecznej, pełnej ciepła i uczucia, o takiej rozmowie, która byłaby rodzajem wypoczynku i uspokojeniem nerwów po całym nudnym pojedynkowym aparacie i niewesołych myślach o kruchości życia ludzkiego, cisnących mu się do głowy tłumnie i mimowoli. A tymczasem, Ninka, klasztor wspominając, oblała go zimną wodą, i wywiązało się miedzy nimi coś takiego – jakby sprzeczka