Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Nawiązuje się na nich nowe kontakty, zawiera umowy. Pamela o tym wiedziała. Dlatego umieściła je w harmonogramie. - Cholera jasna. - Stark zdjął okulary i potarł nos. Muszę pomyśleć. Dajcie mi chwilę czasu. Maud zamilkła. Dane zesztywniał w napięciu. I nagle go olśniło. Powoli nałożył okulary. - Potrzebujemy profesjonalistki. Maud przekrzywiła głowę. - Profesjonalistki, panie dyrektorze? - Tak, profesjonalistki. - Otworzył szufladę biurka, wyjął portfel pękający w szwach od wizytówek i z plasti kowej koperty wysunął wizytówkę Desdemony. - Niech pani zadzwoni do właścicielki tej firmy. Proszę jej powie dzieć, o co chodzi i spytać, czy zechce podpisać z nami trzymiesięczny kontrakt na obsługę wszystkich imprez towarzyskich organizowanych przez Stark Security Sy stems, Będzie czymś w rodzaju hostessy albo gospodyni. Maud podeszła do biurka i obejrzała wizytówkę. - Bon Appetite. Rozumiem, panie dyrektorze. Dane uniósł brew. - Bon Appetite? Firma, która obsługiwała twoje wesel ne przyjęcie? - Przyjęcie, którego nie było. - Kontrakt na organizajcę przyjęć... - dumał McCallum. - Niezły pomysł. 56 Zaufaj mi - Dziękuję. - Nie wiadomo dlaczego, Stark poczuł się nagle wspaniale. - Szkoda, że wcześniej na to nie wpad łem. Dane uśmiechnął się. - Zawsze byłeś mózgiem firmy. Maud promieniała. - Gdy życie częstuje cię cytrynami... W poniedziałek o dziesiątej drzwi do przeszklonego gabineciku Desdemony otworzyły się i w progu stanął Rafael Crumpton, artysta rzeźbiarz. Miał na sobie biały, idealnie czysty kitel, a jego głowę zdobiła biała czapka; identyczne czapki musieli nosić pracownicy Desdemony zatrudnieni w kuchni. Rafael przybrał dramatyczną pozę i oświadczył: - Desdemono, pewnie mnie znienawidzisz, ale nieste ty muszę cię opuścić. Odchodzę. Desdemona zmarszczyła czoło. - Dokąd? - Idę za wewnętrznym głosem, wzywa mnie powoła nie. Kiedy zaczynałem u ciebie pracować, ostrzegałem cię, że zostałem stworzony do rzeczy ważniejszych, wy bitniejszych niż rzeźbienie lodowych krasnali. Wiem, że będzie ci beze mnie ciężko, ale przetrwasz. Jesteś silna, Desdemono. - Rafaelu, zamknij drzwi, usiądź i wszystko mi opo wiedz. Rzeźbiarz wyprostował się, zamknął drzwi i opadł na fotel naprzeciwko biurka Desdemony. - Mam nową pracę - oznajmił. Desdemona jęknęła. - Cholera jasna. - Dostałem angaż do Fountains. To nowy hotel w Bellevue. Na chwilę zaniemówiła. - Chcesz powiedzieć, że zostawiasz mnie dla tych bubkdw z Eastside?! Przecież będziesz tam robił dokład57 Jayne Ann Krentz nie to samo co tutaj, będziesz im rzeźbił łabądki na niedzielne lunche. I nazywasz to swoim powołaniem?! Rafael obrzucił ją posępnym spojrzeniem. - Wiedziałem, że mocno to przeżyjesz. To nie była łatwa decyzja, Desdemono. Ale widzisz, przyrzeczono mi całkowitą swobodę artystyczną. - Rozłożył ręce. - Jak mogłem odmówić? - Wszystko dlatego, że kazałam ci wyrzeźbić te łabę dzie na weselne przyjęcie Starka, prawda? Masz preten sje, że nie dałam ci wolnej ręki, tak? - Mój projekt był znakomity - odparował Rafael. Natchnienie czerpałem z ,,Kama Sutry". Te rzeźby stano wiłyby okrasę najpodnioślejszej uroczystości. - Rafaelu, porozmawiajmy szczerze. Naprawdę my ślisz, że rzeźby przedstawiające nagie pary w wymyśl nych pozycjach seksualnych nadawałyby się na dekora cję weselnego stołu? - Mój projekt był doskonałym ucieleśnieniem rozko szy nocy poślubnej. - Co ty wiesz o rozkoszach nocy poślubnej? Przecież nie jesteś żonaty. Tak czy inaczej, przyjęcie weselne Star ka miało być imprezą ekskluzywną i wytworną. Twoje rzeźby zaszokowałyby gości. Rafael spojrzał na nią z wyrzutem. - Prawdziwy artysta nie może dać się zakuć w łańcu chy poślednich, plebejskich gustów. Ani też pozwolić, żeby jego mecenas narzucał mu artystyczne wizje. - Nie jestem twoim mecenasem, Rafaelu. Jestem twoją chlebodawczynią. - Już nie. - Naprawdę myślisz, że ci z hotelu pozwolą ci rzeź bić, co tylko zechcesz? - Taką złożyli obietnicę. Desdemona straciła cierpliwość. - Dobrze, proszę bardzo, idź sobie. Zobaczymy, jak długo będziesz się cieszył tą artystyczną swobodą. Kiedy zamierzasz odejść? 58 Zaufaj mi Ogarnęła ją wściekłość. - Dzisiaj. - Dzisiaj?! Dzisiaj nie możesz. W czwartek mamy lunch u Consinich, a w piątek ślub Lambetha. Musisz coś wyrzeźbić, stoły mają być udekorowane. - Przykro mi, Desdemono. - Rafael wstał. - Niech ktoś inny rzeźbi te głubie łabądki czy delfiny. Nie zamierzam iść na dalsze kompromisy i niszczyć integralności tkwią cego we mnie artysty. Muszę kroczyć własną drogą, dro gą prawdziwie twórczą. - Zaczekaj. - Zerwała się z fotela i obeszła biurko. Porozmawiajmy. - Nie mamy o czym, Desdemono. Muszę zrzucić z siebie okowy sztuki komercyjnej. - Otworzył drzwi. - Zobaczysz, jeszcze pożałujesz. Jeśli uważasz, że twój nowy pracodawca pozwoli ci ozdabiać salę porno graficznymi rzeźbami, to się grubo mylisz