Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Po prostu wszelkie schematy zawodzą... Ale to wcale nie znaczy, że Marks nie miał w wielu kwestiach racji. I niech pan, pułkowniku, nie robi takiej głupiej miny - zwraca się do Pratta. - Tych, którzy lekceważą Marksa, uważam i dziś za durniów. Cóż wart jest polityk, który nie korzysta z wiedzy i doświadczenia przeciwnika? Państwo wybaczą, to była tylko taka sobie dygresja. Pułkownik Pratt świetnie umie wykorzystać doświadczenia fachowców bliskich mu profesjonalnie, choć działających w odmiennych politycznie warunkach... Ale nie o to mi w tej chwili idzie. Otóż... O czym to mówiliśmy? Proszę wybaczyć sklerotykowi... - O winie, żywiołach i prawdziwej wolności - przypominam usłużnie. Postanowiłam, że muszę go sobie zjednać bez reszty. - Ano właśnie! - cieszy się starzec. - Otóż ludzie to też żywioł. Chyba już zresztą o tym mówiłem. Sztuka polega na tym, aby owym żywiołem odpowiednio pokierować, aby nim władać. Ale jak to zrobić, aby ze ślepego żywiołu, z tępych, nieokrzesanych, zamroczonych alkoholem pijaków ludzie stali się wybrednymi smakoszami wina wolności? - pyta z patosem. - Wcale to niełatwe! Dla ogromnej większości ludzi, nawet z kręgów intelektualnej elity, owa wolność to ciągle jeszcze prawo do żywiołowości, do spontanicznych, często wręcz 12 przypadkowych reakcji, do kierowania się nie rozsądkiem, a emocjami i popędami, do poszukiwania iluzji wolnej, nieprzymuszonej woli przy podejmowaniu decyzji, a nie uświadomienia sobie konieczności takiego i nie innego wyboru, wynikającej z określonych uwarunkowań obiektywnych i subiektywnych. Ja sam raz po raz łapię się na tym, że nie potrafię uświadomić sobie jasno owej konieczności. Być może zresztą ma rację Maks Planek, gdy twierdzi, że samokontrola zawsze będzie obarczona błędem subiektywizmu... Widać tak już jesteśmy skonstruowani, że cenimy wyżej złudę niż rzeczywistość... Lecz z tego faktu należy wyciągnąć logiczny, realistyczny wniosek: nie ma co liczyć na to, że potrafimy zmienić człowieka, przynajmniej w kilku najbliższych wiekach, jeśli nie nigdy. Jest więc tylko jedno wyjście: ową słabość zamienić w siłę! - To fascynujące co pan mówi... - wtrącam ze "szczerym" przejęciem. - Ale nie bardzo pojmuję, jak to możliwe. - Jeśli człowiek chce wierzyć, iż działa zgodnie z własną wolną wolą i ma pełną swobodę wyboru celu i dróg do niego prowadzących, po co zabierać mu to złudzenie? Niech sobie wierzy, byle ten wybór był prawidłowy! A to moglibyśmy już dziś osiągnąć... - To znaczy? - pyta Tom, a mnie w tej chwili przychodzą do głowy niepokojące podejrzenia. - Czyż nie lepiej, nie słuszniej wpływać na mózg ludzki, na psychikę człowieka w ten sposób, aby podejmował on prawidłową decyzję, a jednocześnie był przekonany, że ta decyzja jest wynikiem jego własnych przemyśleń i pragnień? - odpowiada gospodarz pytaniem. - Moim zdaniem jest to szlachetniejsza, bardziej humanitarna metoda kierowania ludźmi niż przymus! - To też jest przymus - stwierdza Tom. - Tyle, że ukryty... Knox patrzy na Toma niechętnie. - Raczej kategoryczny imperatyw... Nakaz wewnętrzny... - mówi z naciskiem. - Zresztą... jeśli nawet i przymus... Przecież każdy motyw działania, każda decyzja, i to zarówno ta najbardziej przemyślana, jak i wywołana żywiołową reakcją jest zdeterminowana określonymi czynnikami. Tak czy inaczej wszyscy działamy pod przymusem, rzecz w tym, aby nie był dostrzegalny, gdyż wówczas odczuwamy go jako niewolę. Chodzi po prostu o to, aby nie znajdować się w sytuacji stresowej, i nic poza tym... - Słowem: dostosujmy nasz gust do wina, które aktualnie mamy w piwnicy... - mówi Tom kpiąco. - Świetnie pan to ujął, doktorze. To właśnie miałem na myśli. I niech państwo zważą: gdyby się nam udało w pełni to zrealizować, byłby to duży krok naprzód w zapewnieniu wszystkim ludziom tego, co zwykliśmy nazywać szczęściem... - Bardzo śmiałe... - uśmiecha się Tom. - Ale realne. Proszę zresztą nie sądzić, iż lekceważę trudności: różnego rodzaju obawy, opory, stereotypy myślowe... Nawet jeśli uda się rozwiązać pomyślnie wszystkie problemy techniczne, świat nasz jest zbyt zróżnicowany, podzielony politycznie, ekonomicznie, socjalnie i etnicznie, aby można było liczyć na powszechne poparcie tej rewolucyjnej idei. Jest to kwestia dojrzałości politycznej i kulturalnej, a być może również w pewnych przypadkach przezwyciężenia atawistycznej skłonności do demonstrowania brutalnej siły lub sadystycznych wynaturzeń. Myślę jednak, iż do nas należy przyszłość. Czy się to komu podoba czy nie. Byłoby, oczywiście, niedorzecznością przypuszczać, iż można stworzyć system, który zadowoli wszystkich, łącznie z brutalami i sadystami. Ale przecież perspektywa, jaka się tu otwiera, oznacza przeobrażenie także i ich mentalności, więc nawet i oni powinni być zadowoleni... Chodzi o to, że warunkiem zadowolenia z życia, na pewno nie jedynym, ale niezbędnym, jest wolność od strachu, od niepewności jutra, jest poczucie bezpieczeństwa i swobody decydowania o swym losie. Uwolnienie ludzi od poczucia zagrożenia i przymusu, oto cel, o który warto walczyć? 13 Knox coraz bardziej się zapala, a ja mam coraz większą chęć mu przygadać. - Czy pan to mówi serio, prezesie? - wtrącam prowokacyjne pytanie. - Oczywiście. - Pan naprawdę wierzy w to, co mówi? Z moich, dość specyficznych doświadczeń wynika, iż w waszym kraju stosuje się najchętniej metodę "kija i marchewki"... W oczach starca pojawia się gniew. - Widać nie ma pani zbyt wielkiego doświadczenia... - odzywa się Pratt, ale gospodarz daje mu znak dłonią, aby zamilkł. - Pani nas krzywdzi - mówi z wyrzutem. - Od pięciu lat obowiązują u nas surowe przepisy