Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jondalar nie odejdzie tak zaraz. Będzie potrzebował ubrania i broni. Może mój Lew Jaskiniowy przysłał go tutaj, aby mnie nauczył mówić. W takim razie muszę się nauczyć, jak najwięcej, nim stąd odejdzie. Będę go obserwowała i zadawała pytania bez względu na to, jak na mnie patrzy. Broud nienawidził mnie przez te wszystkie lata, które spędziłam razem z klanem. Potrafię to wytrzymać, jeżeli Jondalar... jeżeli on... mnie nienawidzi. Przymknęła oczy, aby powstrzymać łzy. Sięgnęła po swój amulet, przypominając sobie, co powiedział jej dawno temu Creb: Gdy znajdziesz znak zostawiony ci przez twój totem, to schowaj go do amuletu. Przyniesie ci szczęście. Ayla wszystkie umieściła w swym amulecie. - Lwie Jaskiniowy, byłam już tak długo sama, spraw, aby mój amulet przyniósł mi szczęście. Słońce się schowało już za ścianę wąwozu, gdy Ayla dojechała nad strugę. Ciemność zawsze szybko zapadała. Jondalar zobaczył, że wraca, i zbiegł na plażę. Ayla przynagliła Whinney do galopu i po wyjechaniu zza skalnego występu omal na niego nie wpadła. Koń się zatrzymał gwałtownie, prawie zrzucając ją z grzbietu. Jondalar wyciągnął pomocną dłoń, ale cofnął ją szybko, gdy dotknął nagiego ciała Ayli, w przekonaniu, że ona musi nim gardzić. Nienawidzi mnie, pomyślała Ayla. Nie może znieść dotyku mego ciała! Przełknęła łzy i dała znak, aby Whinney jechała dalej. Koń przeciął kamienistą plażę i ruszył ze stukotem kopyt w górę z Aylą na swym grzbiecie. Zsiadła przed wejściem do jaskini i weszła do środka, żałując, że nie ma innego miejsca, w którym mogłaby się schronić. Chciała się ukryć. Postawiła kosz z jajkami przy ognisku, zebrała naręcze skór i zaniosła je tam, gdzie przechowywała swoje zapasy. Rzuciła je na ziemię za stojakiem do suszenia ziół, pomiędzy kosze, maty i misy, a potem sama na nie padła i zagrzebała się pod nimi. Po chwili Ayla usłyszała kopyta Whinney i źrebaka. Drżała, próbując powstrzymać łzy. Wyraźnie słyszała każdy ruch mężczyzny. Pragnęła, by sobie poszedł, aby przynajmniej mogła się wypłakać. Nie słyszała jego bosych stóp, gdy podchodził, ale wiedziała, że tu był, i starała się powstrzymać łzy. - Ayla? - powiedział. Nie odpowiedziała. - Ayla, przyniosłem ci trochę napoju. - Kobieta zesztywniała. - Ayla, nie musisz się tu chować. Ja się przeprowadzę. Pójdę na drugą stronę ogniska. Nienawidzi mnie! Nie potrafi przebywać w pobliżu mnie, pomyślała, szlochając. Chciałabym, aby sobie poszedł, chciałabym, aby sobie zaraz poszedł. - Wiem, że to niewiele pomoże, ale muszę to powiedzieć. Przykro mi, Ayla. Jest mi bardziej przykro, niż potrafię to wyrazić. Nie zasłużyłaś sobie na to, co uczyniłem. Nie musisz mi odpowiadać, ale ja muszę ci to powiedzieć. Zawsze byłaś wobec mnie szczera - czas, abym teraz ja się przed tobą otworzył. - Odkąd odeszłaś, myślałem o tym cały czas. Nie wiem, dlaczego uczyniłem to... co uczyniłem, ale chciałbym spróbować ci to wytłumaczyć. Po ataku lwa obudziłem się tutaj. Nie wiedziałem, gdzie jestem, i nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać. Byłaś taka tajemnicza. Dlaczego żyłaś tu samotnie? Zacząłem sobie wyobrażać, że jesteś zelandoni, która poddaje się próbie, niezwykłą kobietą, Która Służy Matce. Kiedy nie odpowiedziałaś na moje zachęty dzielenia z tobą rozkoszy, pomyślałem sobie, że wystrzeganie się jej jest częścią próby, której się poddawałaś. Myślałem, że klan jest dziwną grupą zelandoni, z którą mieszkałaś. Ayla przestała drżeć i zaczęła słuchać, ale się nie poruszyła. - Myślałem jedynie o sobie. - Jondalar przykucnął. - Nie jestem pewny, czy w to uwierzysz, ale byłem, eee... byłem uważany za... pociągającego mężczyznę. Większość kobiet pragnęła... zwrócić na siebie moją uwagę. Mogłem swobodnie wybierać. Pomyślałem, że mnie odtrąciłaś. Nie jestem do tego przyzwyczajony i uraziło to moją dumę, choć nie chciałem się do tego przyznać. Pewnie i a dlatego wymyśliłem te wszystkie opowieści o tobie, aby znaleźć usprawiedliwienie, dla którego mnie nie chciałaś. - Gdybym poświęcił ci więcej uwagi, to zauważyłbym, że nie jesteś doświadczoną kobietą, która mnie odtrąca. Zauważyłbym, że bardziej przypominasz dziewczynę przed Rytuałem Pierwszej Rozkosz - niepewną , trochę zalęknioną i pragnącą się podobać. Kto jak kto, ale ja powinienem był to zauważyć - miałem... nieważne. To bez znaczenia. Ayla odsunęła okrycie i słuchała zachłannie, nie słysząc nawet i walenia własnego serca. - Widziałem jedynie kobietę. A wierz mi, nie wyglądasz na dziewczynę. Myślałem, że mi dokuczasz mówiąc, że jesteś duża i brzydka. Ale tak nie było, prawda? Ty naprawdę tak o sobie myślałaś. Może dla płas... dla ludzi, którzy cię wychowali, byłaś duża i inna, ale musisz wiedzieć, Aylo, że nie jesteś ani duża, ani brzydka. Jesteś piękna. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem. Ayla obróciła się i usiadła. - Piękna? Ja? - zapytała, po czym nie wierząc mu, z powrotem zakopała się w skóry, bojąc się, aby jej znowu nie zranił. Żartujesz sobie ze mnie. Jondalar wyciągnął rękę, aby ją dotknąć, ale zawahał się i cofnął dłoń. - Nie mogę cię winić za to, że mi nie wierzysz. Szczególnie po... dzisiejszym dniu. Może powinienem stawić temu czoło i spróbować ci wyjaśnić. - Trudno sobie wyobrazić, przez co przeszłaś, osierocona i wychowana przez... tak odmiennych ludzi. Odebrano ci dziecko. Kazano ci opuścić jedyne rodzinne miejsce, jakie znałaś. Musiałaś stawić czoło nie znanemu światu i żyć tu w samotności. Takiej próbie nie muszą się poddawać nawet nietykalne kobiety. Niewielu przeżyłoby na twoim miejscu. Jesteś nie tylko piękna, jesteś również silna. Jesteś silna duchem. Być może jednak będziesz musiała być jeszcze silniejsza. - Musisz wiedzieć, co ludzie czują wobec tych, których nazywasz klanem. Ja myślałem podobnie - ludzie uważają ich za zwierzęta... - Oni nie są zwierzętami! - Ale ja tego nie wiedziałem, Ayla