Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Pelczar odbywał następnie już jako kapłan wyższe studia w Rzymie w latach 1865-1868, gdzie poznał się z ks. Kajsiewiczem i ks. Semeneńką. Rwał się do powstania w r. 1863 Bronisław Markiewicz (rodem z Pruchnika nad Sanem), lecz przebywając w Przemyślu na naukach miał tam cudowne widzenie anioła, zapowiadającego, że tym razem Polska niepodległości nie odzyska, lecz nastąpi to później, podczas wielkiej i ciężkiej wojny powszechnej. Pobudzony tym widzeniem, które opisane było bardzo szczegółowo w r. 1904, na dziesięć lat więc przed wybuchem wojny, wybrał sobie dwudziestojednoletni wówczas Markiewicz stan kapłański. Wyświęcony w r. 1867 pracował w kilku parafiach, oddając się obok zwykłych prac plebańskich gorliwie pracy społecznej i oświatowej, a zwłaszcza opiece nad opuszczoną dziatwą. Byli zaś i tacy, w dojrzałym już wieku, którzy nie poszli do powstania, a nikt im nie może odmówić odwagi wojennej, której dowody złożyli już przedtem; błyszczeli zaś cnotami obywatelskimi i przynosili chlubę społeczeństwu. Na przykład trzydziestodziewięcioletni wówczas Antoni Reichenberg z Gorlic, który kształcił się we Lwowie i Samborze, a nasiąknął podczas studiów wpływami masońskimi. Kiedy w roku 1848, podczas owej "Wiosny Ludów" wybuchło powstanie węgierskie i powstały tam polskie oddziały pod generałami polskimi (głównym był generał Bem), poszedł tam również Reichenberg, a po przegranej wojnie znalazł się w kilka lat potem w Monachium w r. 1855, żeby studiować malarstwo. Liczył już lat 31. Bawił tam wówczas również największy z polskich malarzy, sławny potem na cały świat Jan Matejko. Ten olbrzym talentu i ducha był bardzo religijny i dokonał nawrócenia Reichenberga. Skutek był taki, że w r. 1862 Reichenberg odbył pielgrzymkę do Częstochowy i zaraz rozpoczął studia teologiczne; w r. 1867 przyjmował święcenia kapłańskie, a w dwa lata potem wstąpił do zakonu Jezuitów. Niemało jest jego obrazów po kościołach jezuickich. Zasłynął zaś ze świątobliwości, która w późniejszych latach miała się okazać w pełnej poświęcenia miłości bliźniego, gdy obrał sobie szczególną opiekę - nad nędzą i chorobami. Z drugiej strony można by wyliczyć cały zastęp księży, którzy wzięli udział w powstaniu. Może to być miarą ich zapału. Tajna organizacja żądała jednak od nich przysięgi na posłuszeństwo tajnemu rządowi i to tak dalece, iż kazano im przysięgać, "że nie będą odmawiali rozgrzeszenia za grzechy popełnione z rozkazu tej władzy". Jakżeż rząd jakikolwiek ma przepisywać kapłanowi, kiedy ma udzielić rozgrzeszenia? Władza świecka nad Sakramentami! Ależ to bizantyńskie pojęcia, wcale niepolskie! Skoro do Rzymu nadeszły wiadomości o tym, zachodziła obawa, że Stolica Apostolska wystąpi z publiczną naganą. Arcybiskupi warszawscy i gnieźnieńscy udali się wtenczas z prośbą do ks. Kajsiewicza, żeby przemówił. Napisał wtedy "List otwarty do braci księży grzesznie spiskujących", w którym nie tylko zgromił to, co było wykroczeniem przeciw prawu kościelnemu, ale też zwrócił uwagę, że powstanie urządzone nieroztropnie pogorszy położenie Polski i nie tylko nie przyspieszy niepodległości, ale cofnie jej odzyskanie. Ksiądz Kajsiewicz zawsze wyraźny, pisał wyraźnie, "że pójdziemy na pośmiewisko ludzi, na pogwizd szatanom, że nam brakło cierpliwości w przeddobie zmiłowania Pańskiego i dobrowolnie dajemy wrogowi to, czego siłą i podstępem osiągnąć nie mógł". Pomimo wszystko Ojciec św. kazał całemu światu katolickiemu modlić się za Polskę, a we wrześniu 1863 r. urządził wielką procesję błagalną po Rzymie i jeszcze w kwietniu 1864 r. piętnował w publicznym przemówieniu bezprawie rosyjskie. Księża opamiętali się i przysiąg niestosownych nie składali, ani też nie szli do szeregów powstańczych z bronią w ręku, bo kanony nie pozwalały im przelewać krwi. Ale szli na kapelanów chętnie