Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Skorzystała z zamieszania, przestąpiła próg i znalazła się w westybulu. - Muszę zobaczyć się z panną Burton. Obiecuję, że nie zabiorę jej wiele czasu. - Szuka pani pracy? Jeśli tak, wcześniej należy wypełnić zgłoszenie i załączyć kilka zdjęć. Pani Burton nie spotyka się z dziewczętami, dopóki nie przyjrzy się zdjęciom. - Nie szukam pracy. Patrzył na nią długo, zanim doszedł do rozsądnego wniosku. - Jak się pani nazywa? - Aleksandra Gaither. - Proszę poczekać tutaj. Słyszała pani? - Naturalnie. - Proszę się stąd nie ruszać. - Nawet nie drgnę. Wycofał się w stronę tylnej części domu. Przeszedł wzdłuż schodów krokiem zadziwiająco płynnym i lekkim jak na osobę swojej postury. Z takim naciskiem nakazał Alex pozostanie na miejscu, że nie ruszyłaby się stąd za żadną cenę. Zmieniła zdanie ledwie po kilku sekundach, kiedy zaczęła ją wabić muzyka. Cicha rozmowa przyciągnęła ją w kierunku draperii z fioletowego brokatu, które oddzielały hol od sąsiedniego pokoju. Ich brzegi zachodziły na siebie, więc nie zobaczyła niczego. Z wahaniem podniosła dłoń, odsunęła materiał nieco w bok i zerknęła przez szparę. - Panno Gaither! Drgnęła, obróciła się w miejscu i z miną winowajcy spuściła głowę. Wyrósł przed nią brodaty gigant. Na szczęście jego delikatne, różowe usta wykrzywiał}-' się w wyrazie rozbawienia. - Proszę tędy. - Poprowadził ją za schody i zatrzymał się przed zamkniętymi drzwiami. Trzykrotnie zapukał. Nacisnął klamkę, odstąpił na bok, żeby zrobić Alex przejście, i zaraz zamknął drzwi od zewnątrz. Alex oczekiwała, że „madam" przyjmie ja spoczywając wygodnie na satynowych prześcieradłach. Pomyliła się. Gospodyni siedziała za dużym, funkcjonalnym biurkiem przy metalowych regałach na segregatory. Gdyby sądzić po piętrzących się na biurku stosach ksiąg rachunkowych, segregatorów i korespondencji, można by dojść do wniosku, że załatwiała tu co najmniej tyle samo spraw co w buduarze. Swym wyglądem również sprawiła Alex zawód. Zamiast w skąpą bieliznę ubrana była wT szyty na miarę, wełniany kostium. Nosiła dużo autentycznej i wyszukanej biżuterii. Rozjaśnione, śnieżnobiałe włosy przypominały cukrową watę. Nieco staromodny styl pasował do niej. Podobnie jak siostra miała tendencję do tycia, ale i z tym dobrze dawała sobie radę. Cera stanowiła najsilniejszy atut jej urody. Była bez zarzutu: gładka i biała jak mleko. Alex miała wątpliwości, czy widziało ją kiedykolwiek ostre teksańskie słońce. Błękitne oczy, które badawczo spoglądały na Alex, miały taki sam wyrachowany wyraz jak ślepia kota leżącego przy krawędzi biurka. - Ma pani znacznie lepszy gust niż pani matka - powiedziała bez wstępów, powoli przenosząc wzrok od stóp Alex po jej głowę. - Celina na pewno była ładna, ale brakowało jej wyczucia stylu. Pani to ma. Proszę usiąść, panno Gaither. - Dziękuję. - Alex usiadła na krześle po drugiej stronie biurka. Po chwili roześmiała się i potrząsnęła głową. - Proszę mi wybaczyć, że tak się przyglądam. - Nie ma sprawy. Dam sobie głowę uciąć, że jestem pierwszą burdelmamą, jaką pani widzi na własne oczy. - Nie. Jako oskarżyciel występowałam w procesie przeciwko pewnej kobiecie prowadzącej agencję modelek. Agencja zajmowała się organizacją prostytucji na znaczną skalę. - Tamta kobieta nie była wystarczająco ostrożna. - Mieliśmy przeciwko niej niepodważalne dowody. Przyłożyłam się do tej sprawy. - Czy mam to traktować jako rodzaj ostrzeżenia? - Pani działalność nie podlega mojej jurysdykcji. - Ani też sprawa zamordowania pani matki. - W męskim stylu zapaliła długiego czarnego papierosa. Wyciągnęła rękę z paczką, lecz Alex odmówiła. - Drinka? Na pewno jeden by pani nie zaszkodził. - Gestem wskazała barek wyłożony od zewnątrz laką, a wewnątrz masą perłową. - Nie, dziękuję. - Peter powiedział mi, że nie chciała pani wypełnić zgłoszenia, więc, jak się domyślam, nie szuka pani pracy? - Nie. - Szkoda. Nadaje się pani. Ładne ciało, niezłe nogi, niezwykłe włosy. Mają naturalny kolor? - Tak. Nora Gail uśmiechnęła się ze złośliwą satysfakcją. - Kilku moich stałych klientów z pewnością miałoby na panią ochotę. - Dziękuję - powiedziała oschle Alex. Usłyszawszy ten komplement, zamarzyła o długiej kąpieli pod prysznicem. - Domyślam się, że sprowadziła panią do mnie jakaś sprawa służbowa. Pani sprawa - dodała Nora Gail, uśmiechając się leniwie - nie moja. - Chciałabym postawić pani kilka pytań. - Najpierw może ja zadam jedno pani? - Dobrze. - Kto panią do mnie przysłał? Reede? - Nie. - W porządku. Inaczej czułabym się rozczarowana. - Trafiłam tu dzięki pani siostrze. Uniosła nieco brew