Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
* Skąd takie teorie? - zapytała Lynn. - Nie widziałaś go przecież od lat. * Zawsze przysyła nam fajne prezenty na gwiazdkę i kartki na urodziny. * Jest twoim ojcem chrzestnym. * Wiem. Pamiętam go sprzed... - Michelle urwała. Uśmiechnęła się lekko i na jej policzkach ukazały się dołeczki. - Sadzał mnie na kolanach i mówił, że pewnego dnia będę królewną. Może nawet taką piękną jak ty. - Tak mówił? Michelle skinęła głową. * Opowiadał mi różne głupie kawały - dodała po chwili. - Kiedyś powiedział, że można zaprowadzić konia do wodopoju, ale nie można nauczyć go stać na rękach. Uwielbiam wujka Rydera. Cieszę się, że wrócił. Teraz jest trochę tak jak... - Znów urwała i spojrzała spod oka na matkę. * Jak, kochanie? * Jak wtedy, kiedy żył tata. Od śmierci Gary'ego wszystko jest inaczej, pomyślała Lynn. Czuła się tak, jakby coś w niej czekało na przebudzenie, jakby te minione lata były snem. A przecież jej życie wypełniało tyle dobrych rzeczy. Odkryła siebie, zaakceptowała swoje słabości, zwalczyła wiele obaw. Wiedziała, że po śmierci Gary'ego zaczęła idealizować swoje małżeństwo, choć nie było ono aż taką sielanką. Zdawała też sobie sprawę, że nie powinna porównywać każdego mężczyzny do zmarłego męża. Im dłużej żyła samotnie, tym trudniej było jej sobie wyobrazić, że ktoś potrafi dzielić z nią życie i pokochać jej dzieci. Nie była już beztroską nastolatką. Czasy flirtowania i słodkich min miała dawno za sobą. - Chyba nadjeżdża wujek Ryder - oznajmiła Michelle i pobiegła do drzwi. - Nie martw się, on nam znajdzie Jasona! - zawołała po drodze. Zanim Lynn zdołała ją powstrzymać, padła Ryderowi w ramiona i się rozpłakała. Ryder wydawał się zaskoczony tym wybuchem emocji. Poklepywał Michelle po plecach, dodając jej otuchy, a kiedy Lynn słuchała, jak łagodnie rozmawia z dziewczynką, do oczu napłynęły jej łzy. Odwróciła głowę, aby nie zauważył, że jest bliska płaczu. Obejmując Michelle, Ryder podszedł do tarasu. - Nie rozumiem zbyt wiele z opowiadania twojej córki - powiedział. - Może powiesz mi, co się stało z Jasonem. Lynn otworzyła usta, ale kiedy próbowała zacząć mówić, głos jej się załamał, a łzy popłynęły po policzkach. - Jason... zdaje się, że postanowił uciec z domu - wykrztusiła i wręczyła mu list od syna. Rozdział 6 Ryder wziął pogniecioną kartkę. * Co ze sobą zabrał? * Nie wiem... nie sprawdzałam - odparła Lynn. * Wujku Ryderze, policja wcale nie szuka Jasona - poinformowała go Michelle wśród głośnych szlochów. - Nie wzięli psów, helikoptera ani reflektorów. Niczego. * Muszą minąć dwadzieścia cztery godziny, zanim zaczną szukać. * Rozmawiałam z Andersonem - powiedziała Lynn, prowadząc Rydera do domu. - Został już sierżantem. Przekazał rysopis Jasona patrolom policyjnym, ale nie wiem, czy to w czymś pomoże. * Kto wie. - Ryder stanął w progu pokoju Jasona. - Czy zauważyłaś, żeby pakował jakieś ubrania? Lynn przeszukała po kolei szuflady, ale wszystko było na miejscu. - Mogę wam w każdym razie powiedzieć, że nie zabrał bielizny na zmianę - wtrąciła Michelle. - Jeżeli w ogóle coś wziął tylko te swoje wojskowe rzeczy. Są dla niego najważniejsze na świecie. Jak mama chce zrobić pranie, to musi go zmuszać, żeby się z tego rozebrał. Ryder spojrzał na Lynn. Kiwnęła głową potwierdzająco. * Chwileczkę! - krzyknęła Michelle. - Coś mi się przypomniało - dodała i zbiegła na dół. * Jak się czujesz? - spytał cicho Ryder. Lynn nie potrafiła się teraz przed nim bronić. Miała ochotę wtulić się w jego ramiona i powierzyć mu choć część tego okropnego strachu, który nią owładnął. Anderson miał pewnie rację: Jason wróci, jak tylko zgłodnieje. Ale przedtem może napytać sobie biedy. - Sama nie wiem - odparła i odgarnęła kosmyk włosów z czoła. Zauważyła, że drży jej ręka. - Czuję się winna, Ryder. To pierwsze lato, podczas którego nie jestem z dziećmi w domu, i widzę, że od początku nic nie działa według planu. Nie rozumiem, jak inni samotni rodzice radzą sobie z domem i pracą. Ryder poprosił, aby usiadła, i sam zajął miejsce obok niej. * Nie miałam wyboru - mówiła, patrząc na naturalnej wielkości podobiznę Sylwestra Stallone. - Musiałam oddać Jasona do Świetlicy Piotrusia Pana. Nie mogłam zostawić Michelle i Jasona samych w domu. * Rozumiem, że twój syn nie jest wielbicielem Świetlicy Piotrusia Pana? * Nie znosi jej. -Lynn zacisnęła usta, przypominając sobie ponurą minę Jasona, kiedy go po południu odbierała. Mogłaby roztopić najbardziej nieczułe serce. - Prawie ze mną nie rozmawiał po drodze do domu, kiedy go ostatnio stamtąd odbierałam