Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Cóż wy na to, sir? – Czy macie nadzieję ocalenia, Samie? – spytałem. – Nie wiem, czy kto przyjdzie nas wybawić. Wysilałem mój mózg przez trzy tygodnie, lecz nie znalazłem nic odpowiedniego. Siedzieliśmy w ciemnej norze skalnej, a ponadto byliśmy skrępowani i otoczeni strażą. Jak tu wyjść! A jakże wam się powodziło? – Bardzo dobrze! – Wierzę; widać to po was. Wypaśli was jak gąsiora na pieczeń. Jakże tam z raną? – Znośnie. Mogę już mówić, jak słyszycie, a spuchlizna w ustach także przejdzie niebawem. – Jestem tego pewien! Ta miła spuchlizna będzie wyleczona tak radykalnie, że z niej nic nie zostanie, ale z was także nic prócz kupki popiołu. Nie widzę dla nas ocalenia, a mimo to nie mam uczucia, jakby mi śmierć groziła. Możecie mi wierzyć albo nie wierzyć, ale nie do 128 znaję trwogi ani niepokoju. Tak mi jest, jakby nam czerwonoskórzy nic nie mogli uczynić i jakby skądś nagle miał nadejść wybawca. – To możliwe! Ja nie straciłem jeszcze nadziei. Założyłbym się nawet, że dziś wieczorem, pod koniec tego niebezpiecznego dnia, będziemy się cieszyli dobrym zdrowiem. – Coś podobnego potraficie powiedzieć tylko wy, jako skończony greenhorn. Cieszyć się dobrym zdrowiem! Głupstwo! O ,,dobrym zdrowiu” nawet trudno mówić. Dziękowałbym Bogu, jeślibym w ogóle istniał jeszcze dziś wieczorem. – Słyszeliście już kilkakrotnie ode mnie i przekonaliście się, że nie jestem zwykłym greenhornem. – Tak? Co chcecie przez to powiedzieć? Używacie przy tym takiego osobliwego tonu! Czy przyszła wam może jaka dobra myśl do głowy? – Tak. – Jaka? Kiedy? – Wieczorem tego dnia, w którym Winnetou i jego ojcu udało się uciec. – Wówczas przyszła wam dobra myśl? To szczególne! To się nam na nic dziś nie przyda, gdyż nie wiedzieliście wtedy, że otrzymamy tu u Apaczów takie piękne mieszkania. Jakżeż ta myśl wygląda? – To kosmyk włosów. – Kosmyk włosów? – powtórzył zdumiony. – Powiedzcie no, czy macie wszystkie klepki w porządku! Czy nie zgubiliście jednej przypadkiem? – Sądzę, że nie. – Ale co pleciecie o kosmyku włosów? Czy wam jaka dawna kochanka darowała warkocz, z którego chcecie zrobić prezent Apaczom? – Mam go od mężczyzny. Popatrzył na mnie, jak gdyby wątpił w całość mego rozumu, potrząsnął głową i rzekł: – Posłuchajcie, kochany sir, wy macie naprawdę niedobrze w głowie. Widocznie rana pozostawiła po sobie jakieś ślady. Ten kosmyk macie prawdopodobnie w głowie, nie w kieszeni. Nie wiem, w jaki sposób moglibyśmy się uwolnić od tych słupów za pomocą kosmyka włosów. – Hm! To jest taki pomysł greenhorna, musimy czekać spokojnie, czy się okaże skuteczny. Co do uwolnienia się od tych męczeńskich słupów, to jestem pewien, że przynajmniej ja na nim nie zawisnę. – Oczywiście. Skoro was spalą, to nie będzie wisieli. – Pshaw! Będę wolny, zanim zaczną nas męczyć. – Co? Jaką macie podstawę do takiego przypuszczenia? – Każą mi pływać. – Pływać? – zapytał spoglądając na mnie znowu mniej więcej tak jak psychiatra na swego pacjenta. – Tak, pływać, a nie mógłbym tego wykonać tu przy słupie. Muszą mnie więc odwiązać. – Do stu piorunów! Któż wam powiedział, że macie pływać? – Winnetou. – Kiedy będziecie pływali? – Oczywiście, że dzisiaj. – Winszuję! Skoro ten rozkaz wyszedł od niego, jest to istotnie promień słońca przedzierający się przez chmury. Będziecie, zdaje się, walczyli o swoje życie. – Ja też tak myślę. – W takim razie nas czeka to samo, gdyż wątpię, żeby z wami mieli postąpić inaczej niż z nami. Nasze położenie nie jest więc tak rozpaczliwe, jak przypuszczałem. – I ja tak sądzę. Prawdopodobnie zdołamy się ocalić. 129 – Tylko bez zbyt wielkich nadziei! Jeśli każą nam walczyć o życie, postarają się to dostatecznie utrudnić. Są jednak przykłady, że biali jeńcy odzyskiwali wolność w ten sposób. Czy uczyliście się pływać, sir? – Tak. – Ale jak? – Tak, że nie potrzebuję się obawiać konkurencji żadnego Indianina. – Tylko nie bądźcie zarozumiali! Oni pływają jak szczury wodne, jak ryby. – A ja jak wydra, która łowi ryby. – Blagujecie! – Nie. Pływanie było zawsze moim ulubionym sportem. Czy słyszeliście o pływaniu w postawie stojącej? – Tak. – Czy umiecie tak pływać? – Nie, nigdy jeszcze tego nie widziałem. – Więc być może, że dziś zobaczycie. Jeśli istotnie idzie tu o to, by mi dać sposobność ocalenia życia za pomocą pływania, jestem prawie pewien, że dzień dzisiejszy przeżyję. – Życzę wam tego, sir! Spodziewam się, że i nam nie poskąpią takiej sposobności. To zawsze lepsze niż wisieć u tego pala. Wolę przecież zginąć w walce, niż żeby mnie zamęczono. Nie przeszkadzano nam w rozmowie, Winnetou nie zważając na nas stał wraz z ojcem i z Tanguą i o czymś z nimi rozprawiał