Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Była tam także odręczna autobiografia Krasińskiego. W czasie dla siebie najtrudniejszym - kiedy po ucieczce z powstańczej Warszawy siedział w Petersburgu - zabrał się do pisania swoich życiowych wspomnień. Ten efektowny pod względem literackim utwór, pisany rzekomo na wypadek śmierci, miał w razie zwycięstwa nienawistnej rewolucji obronić go przed zarzutami syna i oskarżeniami potomnych. Generał robił wszystko, aby zostawić po sobie biografom i historykom dość materiałów do napisania obszernej, wielostronnej monografii, w której jego czyny chwalebne byłyby dostatecznie uwypuklone, a czyny wątpliwe - odpowiednio usprawiedliwione. Ale monografia taka nie została napisana. Pożary ostatniej wojny unicestwiły plon zabiegów apologetycznych generała. Pałac na Krakowskim Przedmieściu spłonął w roku 1939, gmach biblioteczny na Okólniku - w roku 1944. Zniszczeniu uległa cała korespondencja rodzinna, przepadły najważniejsze papiery osobiste. Kataklizm nie objął jedynie listów generała, pisanych do osób spoza kręgu najbliższej rodziny; część tych listów - rozsianych po różnych archiwach prywatnych, do których rzadko docierają badacze - istnieje do dzisiaj. Ale te nikłe okruchy olbrzymiej niegdyś spuścizny rękopiśmiennej nie mogą stanowić przeciwwagi dla zawartości archiwów publicznych, penetrowanych nieustannie i drobiazgowo przez historyków i historyków literatury. A w archiwach publicznych i w wielkiej liczbie pamiętników dziewiętnastowiecznych - jak gdyby na złość Krasińskiemu - zachowała się w całości dokumentacja jego niesławnego postępowania w okresie sądu sejmowego i powstania listopadowego. I ta właśnie dokumentacja kształtuje dzisiejsze sądy o dawnym dowódcy szwoleżerów. Większość czytelników polskich, interesujących się historią, dowiaduje się o ojcu Zygmunta Krasińskiego zaledwie tyle, że najpierw był dzielnym żołnierzem, a później haniebnie się "zeszmacił". Za mało to, jak na wiedzę o osobowości tak bogatej, skomplikowanej i w pewnym sensie wybitnej. Przy rzeźbie Bosiego zakończmy wędrówkę po rezerwacie opinogórskim. Czytelnicy zechcą mi wybaczyć jej nieco bedekerowski charakter. Chodziło mi o pokazanie, w sposób możliwie najbardziej szczegółowy i przekonywający, jak potężne piętno odcisnęła na Opinogórze indywidualność Wincentego Krasińskiego. Sądzę, że ta przechadzka pozwoli lepiej zrozumieć, dlaczego były dowódca szwoleżerów mógł przez całe życie wywierać tak przemożny wpływ na genialnego syna - poetę. Rozdział III Syn Wincentego i Marii Urszuli z Radziwiłłów - małżonków Krasińskich urodził się 19 lutego 1812 roku w Paryżu, a pierwsze miesiące życia spędził w miasteczku Chantilly, odległym od stolicy o 30 kilometrów pod opieką stacjonujących tam szwoleżerów, podwładnych ojca. "Skoro tylko małżonka jego (tzn. generała) do sił wróciła, przeniosła się do Paryża do miejsca pobytu męża. Urodzenie syna pułkownika powitał radośnie pułk cały, który swego dowódcę otaczał miłością i zaufaniem. Drobne niemowlę stało się ulubionym pułku dziecięciem i nieraz wiarusy, okryci bliznami i zaszczytnymi oznakami męstwa, brali go na ręce, pieścili się z nim i bawili". Do tego starego zapisu trzeba dodać, że w zabawach z "dziecięciem pułku" mieli okazję uczestniczyć tylko żołnierze odwodów szwoleżerskich. Szwadrony bojowe pułku wymaszerowały bowiem z Chantilly na wojnę z cesarstwem rosyjskim - już nazajutrz po narodzinach generałowicza. Generał pozostał jeszcze kilka dni w Paryżu, aby być obecnym przy chrzcie syna w kościele Notre Dame de Lorette. Nowo narodzonego wprowadzały do społeczności chrześcijańskiej dwie pary rodziców chrzestnych. Matkowały mu najpopularniejsze damy Polonii paryskiej, znane dobrze czytelnikom moich poprzednich książek: Maria z Łączyńskich hrabina Walewska oraz jej kuzynka i wieloletnia przyzwoitka - Teodora z Walewskich księżna Jabłonowska. Druga z tych pań spłacała dowódcy szwoleżerów dług wdzięczności za to, że kilka tygodni wcześniej przyjął był na adiutanta do swego sławnego regimentu jej starszego syna, dziewiętnastoletniego księcia Antoniego Jabłonowskiego (nie przeczuwał generał, ile zmartwień przysporzy mu kiedyś ten młody protegowany). Jako ojcowie chrzestni małego Krasińskiego wystąpili dwaj zasłużeni szwoleżerowie, dawni członkowie Towarzystwa Przyjaciół Ojczyzny: pułkownik Ludwik Michał Pac, późniejszy generał dywizji i dowódca całej kawalerii polskiej w kampanii 1814 roku, oraz szef szwadronu Piotr Krasiński, który musiał wycofać się z szeregów szwoleżerskich wskutek ciężkich ran, odniesionych w szarży na Somosierrę i w bitwie pod Wagram. Trudno się dziwić, że chrześniak, posiadający tak wielu chrzestnych, został obdarzony aż pięcioma imionami. Wpisano go do paryskich ksiąg stanu cywilnego jako Napoleona Stanisława Adama Feliksa Zygmunta hrabiego Krasińskiego. Bezpośrednio po chrzcinach generał pożegnał się z żoną i synem i podążył za swymi szwoleżerami, aby dopędzić ich jeszcze przed wkroczeniem do Polski, przepadał bowiem za pokazywaniem się na czele pułku w momentach szczególnie uroczystych. Do następnego spotkania rodziny doszło dopiero po zakończeniu fatalnej dla Napoleona kampanii rosyjskiej, a więc w wiele miesięcy później. W czasie długiej rozłąki generał bardzo dbał o podtrzymywanie z żoną stałej łączności listownej. Z obfitej korespondencji małżonków zachowały się, niestety, tylko nieliczne fragmenty, cytowane w dziełach wczesnych biografów Zygmunta Krasińskiego, którzy mieli dostęp do nie zniszczonych jeszcze archiwów rodzinnych. Ale i z tych szczątków można się dowiedzieć, jak troskliwym i kochającym mężem i ojcem umiał być dowódca szwoleżerów. Trudy marszów bojowych, radości zwycięstw i gorycze klęsk nie przesłaniały mu ani na chwilę obrazu pozostawionej we Francji rodziny. Marznąc na biwaku polowym pod Witebskiem, krzepił się myślami o hrabinie Marii Urszuli, spacerującej po jesiennym lesie w Chantilly z małym Napoleonkiem (w owym okresie przyszły poeta występował jeszcze pod pierwszym imieniem chrzestnym, nadanym mu na cześć wielkiego cesarza). Biografowie zapewniają, że nawet podczas pożaru Moskwy generał troszczył się o zdrowie syna i drobiazgowo pouczał hrabinę, jak należy go wychowywać. Ukochany Napoleonek był głównym tematem wszystkich listów