Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Kilka kroków dalej stał jego służbowy samochód, ale tego wieczoru nie bardzo chciało mu się opuszczać dobrą zabawę w barze. Muzyka dobiegała go z tyłu, z szafy grającej w środku. Akurat Tony Bennett śpiewał Moje serce zostało w San Francisco. Możesz sobie wziąć swoje San Francisco - pomyślał Billy - wziąć całe Zachodnie Wybrzeże i wsadzić se do dupy. Służył tam, kiedy był w wojsku, i nienawidził tego miejsca. Nie zostało tam nic po mnie oprócz dziewczyny z kiłą - zaśmiał się. Cholera, nie był zadowolony z tak późnych godzin pracy. Praca na półtora etatu jest korzystna, ale są takie dni, że się wszystkiego odechciewa. Czuł, że dzisiaj jest właśnie taki dzień. Głęboko wzdychając zszedł po schodkach, ale najpierw pokazał gestem, by Tony Bennett i jego zasrane San Francisco odpierdolili się od niego. Jego nastrój zmienił się, gdy zjechał na nie oświetloną boczną drogę, zaczął nawet sobie pogwizdywać. Sądził, że ta robota nie zajmie mu zbyt wiele czasu. No i oczywiście myślał o Helenę i o podarku, który jej kupił w domu wysyłkowym; mógł przyjść z dzisiejszą pocztą. Był już najwyższy czas. Właśnie sobie wyobrażał długonogą figurę Helenę ubraną w to coś - zaśmiał się - jeżeli to w ogóle można było nazwać ubiorem. I nagle wyjeżdżając zza zakrętu w stronę plaży zauważył w świetle swojego lewego reflektora ubraną na czarno postać. - Co, u licha! - Nacisnął hamulec i zjechał do prawego krawężnika. Wychylając się przez okno krzyknął: - Ty głupi skurwysynu! Mogłem cię rozjechać. Co się z tobą... Drzwi od jego strony zostały wyrwane i poczuł się, jakby huragan unosił go z szoferki. - Hej! - Przeturlał się po chłodnym asfalcie. - Hej, kolego! Wstał i przyjął pochyloną postawę boksera, trzymając przed sobą gardę. - Z tobą nie można żartować, ty sukinsynu. Oczy mu się otworzyły szeroko na widok błyszczącego w świetle reflektorów, długiego ostrza. Boże - pomyślał - miecz. Miecz?! Chryste, chyba naprawdę jestem pijany. Ćma obijała się o szkło reflektora, cykady ćwierkały. Nie opodal fale szumiały i syczały jak niańka usypiająca małe dziecko. Próbował zadać cios, ale nie sięgnął celu. Wydawało się, że powietrze przed nim się rozwiera i drży jak koralowa zasłona. Jednocześnie poczuł dwie rzeczy. Najbardziej bolesne odczucia, jakich kiedykolwiek doznał. Kiedyś, w wojsku, miał bójkę z żandarmem i sukinsyn sieknął go nożem w bok, zanim zdążył wpasować pięść w jego twarz. Siedział za to w anclu, ale nigdy w życiu nie był tak z siebie zadowolony. Ale tamto draśnięcie było niczym wobec tego, co Billy Shawtuck poczuł w tej chwili. Smuga miecza przecięła najpierw czerń nocy, a później jego ciało od prawego barku, przez cały brzuch, aż do lewego biodra. Wnętrzności zaczęły wypływać, a jego nozdrza poczuły okropny smród. - O Bo...! A potem drewniany przedmiot, świszczący niczym rozbawiony chłopiec, uderzył w jego ramię. Słyszał dźwięk łamanych kości, w miarę jak kolejno ulegały zniszczeniu, choć nie czuł żadnego bólu. Miał tylko dziwne uczucie, że został wbity prosto w asfalt. Po raz pierwszy od wielu lat łzy pojawiły się w jego oczach. Na koniec pomyślał: Mamo, idę do ciebie. Chyba jestem w stanie to sprecyzować - powiedziała. Była już noc, silny powiew wiatru od strony lądu zakołysał drzewami. Gdzieś w oddali jakiś statek zabuczał raz i zamilkł. Leżeli obok siebie, ciesząc się bliskością swych ciał, nie robili nic - po prostu dwoje ludzi. — Nie będziesz się śmiał - powiedziała, odwracając twarz w jego stronę. - Obiecaj, że nie będziesz się śmiał. — Obiecuję. — Jeżeli jestem fizycznie maltretowana, to mnie to przygotowuje. — Do czego? — Do złego traktowania w innych sprawach, do zerwania i opuszczenia przez inną osobę. — To bardzo pesymistyczne spojrzenie na stosunki międzyludzkie. — Owszem. Objął ją ramieniem, a ona włożyła stopę pomiędzy jego nogi i zaczęła nią lekko pocierać. Po chwili powiedział: — Czego ty właściwie chcesz? — Być szczęśliwą - odpowiedziała. - Nic więcej