Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Niektórzy mówili, że zginął, inni że był ciężko ranny. Jeśli nadal wydawał rozkazy, jeśli zdołałby, co było nie do pomyślenia, użyć tej nie wykorzystanej masy gdyby Callan musiał przejść do obrony... Nie, to powinno stać się teraz, przed zapadnięciem mroku zanim Garik będzie miał tę szansę. Kriss spiął konia ostrogami i pomknął w stronę szczytu wzgórza. W lesie rosnącym na wschód od wzgórza Dżenna przykucnęła obok leżącego na ziemi boga, patrząc ze złością na władców, którzy w milczeniu opatrywali mu rany. Mogli ocalić ramię, ale Garik już nigdy nie będzie mógł się nim posługiwać. Bóg Szandów nie przeżyłby amputacji; był zbyt osłabiony. Poza ramieniem został trafiony strzałą w udo. Nie głęboko, władcy wyciągnęli ją, ale Garik nie mógł stracić więcej krwi. Posmarowali mu ramię grubą warstwą pleśniowej maści i przywiązali mocno do boku. Kiedy Dżenna przyglądała się pracy władców, rozbolała ją głowa od galimatiasu telemów szepczących i krzyczących i w powietrzu: Czy Garik nie żyje? Gdzie jest? Jakie rozkazy?? Pobladły z bólu bóg Szandów schwycił mocno rękę Dżenny, kiedy Hoban i Tilda wyszli z lasu i uklękli przy nim. - Gariku, czy możesz jechać? - zapytał bóg Karliów. - Musisz - dodała Tilda. - Nikt z nas nie wie co robić. - Ja mogę - burknęła Dżenna. Pochyliła się nisko nad mężem. - Gariku, poprowadzę ich. Powiedz mi, co mam zrobić. - Ja ci powiem - mruknął Hoban. - Cofnąć do lasu wszystkich, którzy ci jeszcze pozostali. Małe grupy. Wytniemy ich do nogi. - On ma rację - potwierdziła Tilda. Garik słabo pokręcił głową. - Nie... - Nie możemy stawić im czoła na otwartej przestrzeni - zaoponowała Tilda. - Suffekowie nie żyją, twoi Szandowie tłoczą się tam w górze. Myślisz, że poślemy Karliów, żeby tworzyli jeszcze większy tłum? Garik usiadł z trudem. Nie chciał przyjąć lekarstwa, które przytłumiłoby ból, przytępiając jednocześnie jego umysł. - Jeżeli wycofamy się do lasu, nic nie powstrzyma Callana. Będzie żył z naszej ziemi, resztę zaś spali aż do samego Zbawienia. A kiedy opanuje kopalnie, będzie mógł walczyć nami całe lata. Nigdy nie zobaczymy Miasta. - Miasta! - wybuchnęła Tilda. - Komu na tym zależy? Nie nam, nikomu poza tobą. Czego chcesz od Karliów? Walczyliśmy z nimi całą wiosnę, nigdy nie prosiliśmy cię o pieniądze, twoje cholerne pieniądze. Wracamy. Jeśli Callan przybędzie do Karli, będziemy gotowi. - Poślij ich tam! - Dżenna wskazała na pole bitwy. - Tam, gdzie mogą pomóc. - Nie - zaprzeczył Hoban. - Nie na otwartym terenie. - Ach, wy - zawrzała gniewem Dżenna. - Nikt z was nie mógł zrobić tego, co on uczynił. Gdzie bylibyście, gdyby nie przewodził wam Garik? - Więc niech przewodzi! - odparowała Tilda. Dżenna stłumiła wściekłość i bezradnie rozłożyła ręce. - Jak on może? Gariku... Bóg Szandów starał się nie zemdleć. Świat zawirował i wszystko wokół niego poczerniało. - Gariku, powiedz mi. Powiedz mi co robić - błagała Dżenna. Znowu stracił przytomność. Dżenna zaszlochała i pochyliła się nad nim, obejmując ramionami jego głowę. Zignorowała nowo przybyłych, ciemnoskórych mężczyzn i kobiety, którzy przeniknęli przez las, a teraz stali patrząc na nią w oczekiwaniu, aż ich rozpozna. - Bogini Dżenno. - ...tak. - To wengeńscy władcy. Odsunęła z czoła kosmyk włosów. - Co? Wengenowie chcieli być uprzejmi, lecz przyszli z ważną misją. - Bogini, nasi ludzie czekają na rozkazy. Chcą walczyć ale... Dżenna wskazała na pole bitwy i powiedziała głucho: - Tam. Wengenowie szybko spojrzeli po sobie. - Nie, bogini. Ci tam nie mają żadnej szansy. Nie umiemy tak walczyć. - To moi współplemieńcy. Od początku byli ze mną i Garikiem. - Wyjątkowo głupie posunięcie. - Hoban odwrócił - Głupie? - Dżenna wstała, by stawić czoło im wszystkim. - W takim razie zapłacił za to. Był w pierwszym szeregu i te ogniste rzeczy spaliły mu ramię, ale on w żadnym razie nie chce się cofać i ja też nie chcę. Nie, władcy. Nie, Hobanie Poprowadzę ich tam sama... - Przerwał jej ostry telem: Barn i Szalone nadchodzą. ? Mają Bowdeena. Dżenna odetchnęła głęboko. Bowdeen. Możliwość wyładowania dręczącej ją frustracji: Przyprowadźcie go tutaj