Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Mnie po prostu książki są potrzebne przy pisaniu. Muszę maksymalnie dużo 95 przeczytać na temat, o którym piszę, żeby wiedzieć, co już zostało napisane. Szukam tego, co mnie się wydaje nowe, albo tego, co chcę powiedzieć inaczej, niż to zostało powiedziane. Więc lektura jest mi potrzebna dla polemiki. [42] Czy pana „filozofia" gromadzenia książek zmieniała się w jakiś sposób? Zawsze miałem jedną filozofię - mieć jak najwięcej książek. Do dziś zwożę je ze świata. W latach sześćdziesiątych, w Nigerii, kiedy poważnie się rozchorowałem, wysłali mnie samolotem, a rzeczy osobno. Celnik na Dworcu Gdańskim dopytywał się, gdzie właściwie jest mój bagaż, bo przyszła skrzynia książek, jedne dżinsy i patelnia. [42] Ale czasami coś pan wyrzuca? Cierpię, ale trochę wyrzucam. Tłumaczę sam sobie, że biblioteka nie jest do patrzenia, tylko do pracy i musi spełniać funkcję warsztatu. A warsztat, jak mówię, musi być czynny. [42] IV Codziennie zaczynam pisać od nowa. To jest katorga. W sensie dosłownym, bo po napisaniu jednej strony mogę wyżymać koszulę z potu. Codziennie czuję się jak debiutant. Książka, która została już wydana, przestaje być moją książką. Wszystko trzeba zaczynać od początku. To, co dotąd napisałem, wcale nie pomaga, raczej ciąży, [l] Piszę ręcznie, podobnie jak większość moich kolegów. Moim zdaniem, rytm prozy wymaga ręcznego pisania. Wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby porządną prozę można było napisać na komputerze. [37] Nigdy nie czytam tego, co już napisałem, bo wydaje mi się, że trzeba zajmować się następnymi książkami. To bardzo brzydka cecha rozpamiętywać napisane raz teksty, bo to jest jakiś egocentryzm. To może świadczyć albo o masochizmie i samoudręczeniu, jeśli teksty są nie najlepsze, albo o pysze, że się coś tak dobrego napisało. Obie te cechy wydają mi się obce. [8] 97 Staram się pisać codziennie. Jeśli uda mi się jednego dnia napisać stronę, uważam, że to był dobry dzień. Najczęściej zapisuję ćwierć lub połowę stronicy. A często bywa, że nie napiszę nic. Pożegnałem się kiedyś z moim przyjacielem profesorem Andrzejem Garlickim, mówiąc: „Spieszę się, bo muszę pisać". „Ty, pisać? -zdziwił się. - Przecież ty już wszystko napisałeś". Jeżeli nie wyłączę telefonu, nie mogę pracować. Dostaję wiele telefonów z propozycjami. Żeby przyjechać do Tokio, Strasburga, Bydgoszczy. Przyjmuję tylko nikły procent zaproszeń. Do tego dostaję tysiące listownych próśb o rekomendacje, napisanie wstępu, zrecen-zowanie tego, co inni napisali. Wstyd się przyznać, ale dawno nie byłem w kinie, teatrze, na koncercie. Wstaję około szóstej i nie wiem, za co się brać. Jestem niewolnikiem swojej sytuacji. [37] Co oznacza dla pana sukces na Zachodzie? Nie piszę dla sukcesu. Piszę po to, by przekazać pewne posłanie, a uważani swój zawód za swego rodzaju misję. Nigdy nie myślałem o nim w kategoriach czysto zarobkowych, zazwyczaj nie miałem pieniędzy. Żyjemy w bardzo skomplikowanym świecie, wyłoniły się nowe kultury i nowe społeczeństwa, a razem z nimi napięcia, wojny, konflikty religijne i etniczne, potężny ekspansjonizm itp. Uważam, że na ludziach, którzy mają możliwość podróżowania, ciąży swego rodzaju odpowiedzialność: pokazać, że inni ludzie mają swoje uczucia i potrzeby, że musimy ich zrozumieć i poznać, a ci, którzy ich poznali, powinni to jakoś pokazać i przetłumaczyć. [23] Największą trudnością, ale i największym osiągnięciem jest uczynienie z kariery normalnego procesu życia i tworzenia. To znaczy, że kariera nie służy mi do kariery, ale jest mi pomocna w lansowaniu i upowszechnianiu tych wartości, idei i myśli, które chciałbym, żeby dotarły do odbiorcy. To jest jej wielka wartość, że sprzyja temu, by można było podzielić się pewnymi wartościami ze światem. [9] W poznawaniu dalekich krajów pomaga teraz slawa, która pana wyprzedza. Raczej przeszkadza, i to bardzo. Po pierwsze - źle się czuję, gdy jestem rozpoznawany przez ludzi obcych. Ale jeszcze większa bieda z tym, że kiedy przyjeżdżam na przykład do Ugandy, tamtejsze władze już na mnie czekają. Chcą mi organizować pobyt, wyznaczają trasy, próbują przydzielać tak zwane osoby towarzyszące. Jako osoba oficjalna - czego mogę się dowiedzieć? Reporter tak naprawdę może coś zwojować, kiedy jest anonimowy, jest kimś z tłumu. Inaczej mówi się do dziennikarza, a inaczej do przypadkowo spotkanego człowieka. [17] ••• Już o Polsce nie będę pisał, bo to jest technicznie niemożliwe. Reporter musi być anonimowy. A ja już nie ginę w tłumie. Rozszyfrowany reporter traci szansę na napisanie dobrego reportażu. [37] To pytanie - dlaczego nie piszę o Polsce - jest pytaniem dyżurnym i zwykłem odpowiadać na nie z głębokim przekonaniem, że to bardzo dobrze, iż nie pi- 99 szę o Polsce. Uważam bowiem, iż polska literatura, jak i każda inna, powinna poszerzać swój horyzont, przekraczać granice narodowych opłotków. Żyjemy w świecie, który staje się coraz bardziej światem globalnym, jednością - mówiąc szumnie, i fakt ten musi odbić się na kształcie literatury: literatura nie może żyć, nie wyciągając z tego wniosków. Otóż uważam się za kogoś -i bardzo jestem z tego dumny - kto wnosi nowe wątki do naszej literatury narodowej, patriotycznej, powstańczej, okupacyjnej, partyzanckiej itd., itd., ale pozbawionej właśnie wątków ogólnoludzkich w pojęciu geografii człowieka, geografii ludzkości. [6] , > Pytają mnie często: czy spotkał pan w Afryce Polaków? Wtedy odpowiadam, że z Polakami mogę kontaktować się w Polsce, w kraju, w którym mieszkam. Nie mam powodu, by w tym celu jeździć do Afryki. Jeżeli jadę do Afryki, to po to, by się spotkać z Afrykańczykami i o nich pisać