They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Powiedziałem, że każdy chce być bohaterem, na co on zupełnie mimochodem — nawet w ogóle się nie zastanawiając, rzekł coś, co na zawsze zapadło mi w pamięć: ,,Dotychczas wasza droga była wysłana różami. Niestety, to już niedługo się skończy”. Miał rację! Po każdej podróży mamy trzy dni na Ziemi, i chyba dla nas wszystkich to o dwa dni za długo. Nikomu nie jest przyjemnie, gdy każdy odsuwa się od niego o trzy, cztery stołki, ilekroć wchodzi do baru. Ale pytałeś mnie o Fairweathera. Potrafił słuchać. Kiedy się z nim rozmawiało, tak patrzył tymi swoimi młodymi, a zarazem starymi oczyma, że w następnej chwili człowiek opowiadał o wszystkim, co mu się kiedykolwiek przydarzyło. Przy nim nawet mechanik czuł się jak kapitan. Był powściągliwy, bo pewnie tak to należy określić, ale również wyrozumiały, współczujący… Po prostu kochał bliźnich. Zupełnie jakby… Astronauta zawahał się, szukając słów. Haldan chciał krzyknąć, żeby się pośpieszył, ponieważ umysł chłopca ogarniała mgła, a głos rozmówcy docierał do niego niby z wielkiej odległości. Chłopiec walczył przez chwilę ze snem, zdążył jeszcze usłyszeć ostatnie słowa astronauty: — …jakbyśmy mieli Jezusa na pokładzie. Kiedy Haldan obudził się po raz drugi, od strony luku dobiegł jego uszu nowy głos: — Trupie, pobudka! Pobudka! Żwawo, żwawo! Na górę, i czekać w pogotowiu! Walcząc jeszcze ze snem, Haldan usiadł powoli na koi. Ktoś odpiął mu pasy i tylko parcie siły odśrodkowej przytrzymywało go teraz na posłaniu. Wpatrując się w oświetlony otwór i wciąż słysząc ponaglenia, Haldan zsunął się z koi i zaczął wspinać po drabince. Wysoki astronautę pochylił się, wyciągnął do niego rękę i pomógł mu pokonać ostatnie szczeble. Mrugając, Haldan stanął w przejściu, ale zachwiał się i o mało nie upadł. Astronauta przytrzymał go za ramię, po czym sięgnął do szafki i wyciągnął z niej futrzaną kurtkę z kapturem i grube, ocieplane buty. — Włóż ten strój i pamiętaj, dobrze zawiąż kaptur. Znów jesteśmy w kosmosie, krążymy wokół Piekła na wysokości tysiąca kilometrów. Za kilka minut odstawimy was na planetę. Jesteś w ósmej sekcji. Masz literę K. Widzisz to światełko z numerem osiem? — Tak. — Kiedy wywołają twoją sekcję, idź korytarzem za trupem J. Literę ma wyszytą na plecach. Zejdź przez luk, zajmij fotel z literą K i zapnij pasy. Później, to już sprawa tych na dole. Astronauta zostawił Haldana i ruszył dalej budzić następne trupy. Haldan czekał przez kilka minut — w tym czasie, ostatnie pajęczyny snu opuściły jego umysł i wróciła mu dawna energia. Długi sen nie zostawił większych śladów niż popołudniowa drzemka. Tak samo jak turysta po zrzuceniu plecaka przyzwyczaja się szybko do nagłej lekkości, tak teraz ośrodek równowagi w mózgu Haldana bez trudu dostosował się do odchylonej od pionu pod wpływem siły odśrodkowej postawy chłopca i Haldan mógł na stojąco włożyć zimowy strój. — Uwaga, uwaga! — zaskrzeczał głośnik. — Uwaga! Sekcja ósma, w szeregu marsz! Haldan, widząc J wyszyte na plecach trupa idącego przed nim, skierował się w prawo. Prowadzona przez astronautę kolumna ruszyła powoli naprzód — zesłańcy odzwyczaili się od chodzenia, więc z początku potykali się nieco, ale zeszli przez luk numer osiem do złączonego z nim luku pojazdu rakietowego czekającego w hangarze. Haldan zamykał szereg trupów. Weszli przez wąski otwór do małego statku, który miał odbić od macierzystego pojazdu po odblokowaniu przy — trzymujących go uchwytów. Haldan odnalazł w półmroku fotel z literą K, usiadł i zapiął pasy. Rozległ się syk pneumatycznie zasuwanej klapy i po chwili luk był już szczelnie zamknięty. Przez metalową ścianę Haldan usłyszał głos płynący z głośnika na macierzystym statku: — Przygotować się do spuszczenia ósemki! Później, jakby z większej odległości, usłyszał po raz ostatni głos człowieka, któremu dane było powrócić na Ziemię: — Spuścić ósemkę! Z metalicznym chrzęstem puściły uchwyty, z sykiem uniosła się klapa hangaru i pojazd, pokonując krótką, wyżłobioną bieżnię, wyleciał w kosmiczną ciemność tysiąc kilometrów nad Piekłem. Znaleźli się w stanie nieważkości. Spadali przez ciemny, zimny, pozbawiony powietrza kosmos przyciągani przez ogromną planetę. Nie czuli jednak spadania. Haldan wyciągnął szyję i wyjrzał przez niewielki iluminator. Po raz pierwszy zobaczył zamarzniętą planetę, dom ziemskich wyrzutków, i zdziwił się. W bladym świetle odległego słońca widać było tylko część planety