They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Banda Trzynastu wyraziła zgodę - powiedział Handlarz. - Zapanuje pokój dla całego narodu. Ulf przybył, żeby ustalić warunki rozejmu. Gorm wcale nie słuchał słów Handlarza, odepchnął go i zbliżył się do syna. - Nareszcie! - warknął, szczerząc na niego zęby. - Bierzcie go. Bierzcie odszczepieńca! Nareszcie cię mam, szczeniaku! Tłum wojowników Dzikiego Plemienia zafalował, ale został powstrzymany przez Handlarza, który przemówił z mocą nie- zwykłą dla myszy zaroślowej. Odzwierciedlało to wielkie zmia- ny, jakie w nim zaszły od chwili, gdy usłyszał duchy przodków. - Przestań! - wykrzyknął. - Gormie, dałem za ciebie słowo. Jeśli to zrobisz, myszy z całego Domu zwrócą się przeciwko to- bie. Wszyscy słyszeli, jak poleciłeś mi pertraktować z twoim sy- nem w sprawie zawarcia pokoju. - Ale jeśli ciebie też zabijemy, nikt o tym nie będzie wie- dział, co? - powiedział Gorm. - My będziemy wiedzieć! - krzyknął ktoś. - I możesz być pewien, że nie pozwolimy zabić Handlarza! Wszyscy odwrócili głowy. Opodal stali I-Kucheng, Skrang oraz Iban. Troje Śmierciogłowych. Jeden Śmierciogłowy pora- dziłby sobie z tuzinem Dzikich. Kto ośmieliłby się wystąpić przeciw trojgu? Gorm spojrzał kwaśno na Śmierciogłowych, po czym zwró- cił się do Ulfa. -A więc, co masz mi do powiedzenia... synu? - Ostatnie słowo wypowiedziane zostało z wyraźną ironią. - Co mam do powiedzenia? Zaproponowałeś mi rozejm i oto jestem. Byłem pewien, że nie dotrzymasz słowa, nigdy nie dotrzymujesz. Handlarz wytłumaczył mi jednak, że trocnę się zmieniłeś, że teraz jesteś przywódcą, dla którego liczy się ho- nor. Byłem na tyle głupi, żeby w to uwierzyć, rozum przecież odziedziczyłem po tobie... - Och, przestań już - warknął Gorm. - Gadasz tylko i ga- dasz, aż głowa puchnie. Zawsze taki byłeś. No dobra, to mamy rozejm. - Świetnie - rzekł I-Kucheng. - Od dawna miałem nadzie- jcie Dzikie Plemię i banda Trzynastu dojdą do porozumie- nia... W tym momencie rozległ się odgłos ciężkich kroków i świa- tło zalało kuchnię. Myszy rozbiegły się na wszystkie strony. Ulf i Handlarz rzucili się w szczelinę pomiędzy szafką pod zlewem a ścianą, inni także w mgnieniu oka zdołali się ukryć. Golec w nocnym stroju człapał po kuchni i ziewał, poka- zując przepastną gębę. Doszedł do drzwi spiżarni, otworzył je i wszedł do środka; po chwili wynurzył się z wielkim kawałem ciasta i butelką mleka. Kilkoma haustami wyżłopał mleko, któ- rego wystarczyłoby dla dwóch tuzinów myszy, po czym w ol- brzymie usta wepchnął sobie ciasto. Potem coś zaszurało przy zlewie. Ze swej kryjówki Handlarz zobaczył potężną bosą stopę stojącą na podłodze, całkiem bli- sko jego nosa. Było to coś odrażającego, pod spodem miało skórę twardą i popękaną, na wierzchu zaś miękką i pomarsz- czoną; wydzielało specyficzną przykrą woń. Palce pokryte były od góry szorstkimi, kręconymi włoskami, więc sprawiały wraże- nie żywych stworzeń, schwytanych i uwięzionych przez tę wielką, obrzydliwą stopę. Paznokcie były brudne i połamane, skóra wokół nich zrogowatiała, z wstrętnymi odciskami. Handlarz czuł wielką pokusę, żeby doskoczyć, ugryźć tego potwora i uciec. Wstrząsał się z obrzydzenia. Słyszał od innych myszy, ale i sam się teraz przekonał, że z bliska golec wygląda, jakby nie stanowił całości. Wszystkie jego części były tak wiel- kie, że zdawały się tworzyć razem konglomerat kilku grotesko- wych istot, które połączyły się z sobie tylko wiadomych powo- dów i funkcjonowały jako jedno zwierzę. Po chwili stopa się odsunęła i bose kroki zaplaskały po po- sadzce. Wreszcie światło znowu zgasło. Myszy wynurzyły się z kryjówek. - Widzieliście? - burknął Gorm. - Zjadł tyle co całe woj- sko. Musimy się ich pozbyć. -1 ten smród! - wzdrygnął się Handlarz. - Wąchałeś tylko stopy - zaznaczył stojący koło niego Hakon. - Żebyś poczuł jego oddech! Kiedyś stałem sobie na półce i... Tego zdania Hakon już nie dokończył. Nagle wydał z sie- bie zduszony okrzyk i został uniesiony w górę przez jakąś po- tężną siłę, której Handlarz co prawda jeszcze nie widział, ale już zdążył rozpoznać po zapachu. Groteska zamieniła się w tra- gedię. Golec nie zamknął drzwi i bestia w puszystym futerku wślizgnęła się zwinnie, jednym błyskawicznym ruchem porywa- jąc Hakona z podłogi. Myszy rozbiegły się znowu, a w uszach dźwięczały im roz- paczliwe wrzaski Hakona: - Ratunku! Niech mi ktoś pomoże! Boli! Ale było już po nim. Jeszcze żył, jeszcze był cały, lecz najle- piej było już o nim zapomnieć, starać się nie słyszeć jego okrop- nych jęków, starać się nie dopuszczać do siebie myśli o jego męczarniach. Niektóre myszy rozprawiały nawet o swych co- dziennych sprawach, chcąc zagłuszyć straszne krzyki; dla Hako- na i tak już nic nie dało się zrobić. Gałeczka miała go w pysku; leżała na kuchennej posadz- ce, a oczy błyszczały jej w ciemności