Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ale i przegrywać nie lubię. Jeżeli nasze sukcesy w Donbasie nie nabiorą rozmachu ogólnego natarcia w głąb kraju i nie zakończą się Moskwą - wpakuję sobie kulę w łeb, proszę panów... Piękny Romanowski z wszystkowiedzącym, aroganckim uśmieszkiem postukiwał papierosem o srebrną papierośnicę. Zezując nań spod zmarszczonego, bardzo niskiego czoła generał Kutiepow zrozumiał, skąd Anton Iwanowicz nabrał raptem takiego myślowego rozmachu. Musieli mu zdrowo w głowie nakręcić. Kutiepow jednak był nie sztabowym, ale liniowym generałem: zagadnienia wyższej strategii wydawały mu się zbyt mętne i nużące, jego rzeczą było na miejscu chwytać wroga za gardło. - Zrobimy wszystko, co możemy, ekscelencjo - rzekł - rozkażecie wziąć Moskwę tej jesieni - weźmiemy... Trzecią dobę bez łyka wody, bez kawałka chleba kaczalińcy przedzierali się do kolei. Dwudziestego pierwszego maja wydano rozkaz odwrotu. Dziesiąta Armia cofnęła się z Manycza na północ, na Carycyn, ogromnymi wysiłkami i ofiarami przerywając okrążenie. Dął suchy wiatr przyginając piołun, szary był step, mętna dal, gdzie wilczymi stadami zbierali się kawalerzyści Ułagaja. Konie taborowe padały. Rannych i chorych towarzyszy przenoszono na wozy, gdzie i tak nie było ani krzty miejsca. Za wozami, potykając się, szli lekko ranni i siostry. Z pragnienia puchły i pękały wargi. Zaognionymi oczami, mrużąc je przed wschodnim wiatrem, wypatrywano na widnokręgu zarysów kolejowej wieży ciśnień. Nawet z szerokich stepowych parowów nie ciągnęło wilgocią, a tak jeszcze niedawno przeprawiano się tutaj po pas I w zimnej wodzie. Gdybyż kroplą tej wody móc teraz zwilżyć sczerniałe usta! W jednym z takich parowów natknięto się na zasadzkę: kiedy wozy spuściły się tam po trawiastym zboczu, blisko rozległy się strzały i wspiąwszy konie, w skotłowany tabor wpadli Kozacy, licząc na łatwy łup. Z pół setki maruderów z zadartymi brodami cwałowało po zboczach. Równie prędko jednak odskoczyli, kiedy spoza każdego wozu zaczęto do nich strzelać -każdy ranny miał karabin. Nawet Dasza strzelała, z całych sił mrużąc oczy. Kozacy zawrócili, jeden wszakże potoczył się razem z koniem. Podbiegli do niego spodziewając się zdobyć manierkę z wodą. Okazało się, że miał srebrne oficerskie odznaki. Wyciągnęli go spod zabitego konia. "Poddaję się, poddaję się... - powtarzał przestraszony - dam informacje, prowadźcie do dowódcy". Zerwano z niego manierkę z wodą, znaleziono jeszcze dwie w trokach. Dawaj go tutaj żywego! - krzyczał dowódca kompanii, Moszkin, siedzący z przestrzeloną ręką i obandażowaną głową na wozie. Wzięty do niewoli oficer stanął przed nim na baczność. Taką paskudną twarz rzadko zdarzało się spotkać: zwiędła, o rozpłaszczonych ustach, martwych oczach. I śmierdział tak jadowicie, ciężko... - Coście za jeden, z regularnych czy partyzant? - Z nieregularnego pomocniczego oddziału, tak jest. - Powstania na naszych tyłach wzniecacie? - Według rozkazu generała Ułagaja przeprowadzamy mobilizacje nadkontyngentowych. Tabor znowu ruszył i oficer zaczął iść obok wozu. Odpowiadał z najwyższą gotowością, uprzedzająco dokładnie. Wiedział, jak kupować sobie życie, był najwidoczniej wytrawnym kontrwywiadowcą. Ten i ów z czerwonoarmistów, żeby go lepiej słyszeć, szedł obok wozu. Ludzie zaczęli spoglądać po sobie, gdy zapytany opowiedział o cofnięciu się z Dońca Dziewiątej Czerwonej Armii i o tym, jak w lukę między Dziewiątą i Ósmą wdarł się konny korpus generała Sekrietiewa i począł hulać na tyłach czerwonych. " - Łżesz, łżesz, tak nie było - niepewnie rzekł dowódca kompanii, Moszkin, nie patrząc na niego. - Nie, proszę, tak jest, pozwólcie: mam przy sobie komunikat naczelnego dowództwa... Anisija Nazarowa zeszła z wozu i także szła z gromadką czerwonoarmistów koło jeńca. Moszkin czytał trzepocące się na wietrze kartki komunikatu, wszyscy czekali, co powie, Anisija słabą ręką wciąż odsuwała towarzyszy, żeby podejść bliżej do jeńca. Mówili jej: "No czego chcesz, co tu ciekawego"... Nogi miała jak z ołowiu, głowa bolała, oczy jak gdyby zaprószył jej suchy piasek. Nie przedostawszy się, wyminęła towarzyszy, potknęła się, chwyciła lejce i zatrzymała wóz. Nikt na razie nie zrozumiał, co chciała zrobić