Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Jest przystojniejszy ode mnie. Może to po prostu kwes- tia wymiany zeszłorocznego automobilu na najnowszy sportowy model? Kevin milczał przez chwilę, a potem rzekł łagodnie: - Sam, czy ty jesteś pewien, że w ogóle ją znasz? Teresa nie jest jedną z tych łatwych dziew- czyn, które beztrosko zamienią cię na innego faceta tylko dlatego, że jest przystojniejszy i ładnie mówi o sztuce! To skomplikowana kobieta, która z powodów, jakich nawet nie próbuję się domyślać, mu- siała dojść do wniosku, że Neil pomoże jej rozwiązać pewne problemy o wiele lepiej niż ty. Odstawił kieliszek i ruszył w stronę drzwi. - Jedź do Niemiec, Sam - dodał, nie patrząc na mnie - i przygruchaj sobie jedną z tych słynnych kobietek, które mają w głowie tylko Kinder, Küche i Kirche. Wierz mi, nigdy nie będziesz szczęśliwy z kimś takim jak Teresa. Nie potrafisz przewidywać konfliktów mających źródło w pracy twórczej, a nawet gdybyś potrafił, wątpię, czy umiałbyś się z nimi uporać. Chodź, Neil, idziemy. Najwyższy czas, żebyśmy dali Samowi ochłonąć. Korneliusz obejrzał się jeszcze w przedpokoju. - Sam, chyba dojdziemy do zgody, prawda? Wiem, że stała się rzecz straszna, ale... - Och, na litość boską, wynoście się stąd i dajcie mi wreszcie spokój! Posłusznie powlókł się dalej, mała smętna figurka z nosem spuszczonym na kwintę. Gdy wyszli, stałem w przedpokoju, póki nie usłyszałem skrzypienia zjeżdżającej na parter win- dy, a kiedy narastająca cisza stała się nie do zniesienia, chwiejnym krokiem ruszyłem w kierunku bu- telki brandy, która mogła oddalić ode mnie ból. 5 Przyszła do mnie nazajutrz. Miała na sobie schludny czarny kostium, białą bluzkę z żabotem i czarny kapelusik z piórkiem. W pierwszej chwili jej nie poznałem. Miałem kaca i nie myślałem zbyt jasno, dlatego na dźwięk jej głosu w domofonie ogarnęła mnie pewność, że chce do mnie wrócić. Dopiero gdy ujrzałem ten oficjalny strój, uświadomiłem sobie, że naszego romansu nie da się już wskrzesić. - Cześć - bąknęła nieśmiało, mnąc w dłoniach pasek torebki. - To ładnie z twojej strony, że po- zwoliłeś mi wejść. Obiecuję, że nie zajmę ci wiele czasu. Niezdolny wykrztusić słowa, otworzyłem szerzej drzwi. Kiedy mnie mijała, z trudem się po- wstrzymałem, by jej nie porwać w ramiona. Zanim jednak zdążyłem się ruszyć, powiedziała cicho: - Przyszłam, bo jestem ci winna dwie rzeczy: przeprosiny i wyjaśnienie. Zaciągnąłem szczelnie zasłony swojej duszy, żeby nie domyśliła się, jak bardzo cierpię, i nagle zrozumiałem, że mój tak zwany "zawodowy urok" był niczym więcej jak tylko zbroją chroniącą mnie przed pociskami, których nie szczędziło mi życie. Próbowałem ją zrzucić, lecz okazało się to niemoż- liwe. Wrosła we mnie jak przeszczepiony płat skóry; gdybym ją zdarł, wykrwawiłbym się na śmierć. - No cóż, przydałoby się jakieś skromne "przepraszam" - stwierdziłem, uśmiechając się do niej dobrodusznie. - Jestem ci wielce zobowiązany. - Nie zamierzam przepraszać cię za to, że spałam z Korneliuszem - oznajmiła uprzejmie Teresa. Nie istnieje zbroja, której nie można przebić. Odwróciłem się pokonany. - Wejdź do salonu i usiądź - powiedziałem, dokonując nadludzkich wysiłków, by mój głos brzmiał grzecznie i spokojnie. - Przepraszam cię za mój wygląd. Będę musiał zacząć wcześniej wsta- wać w niedziele. Napijesz się kawy? - Nie, dziękuję. Weszliśmy do salonu. Pewną ręką podałem jej ogień i sam też zapaliłem. Na dworze znów pada- ło. Widziałem, jak moje rośliny na tarasie połyskują mokro i chwieją się w podmuchach zimnego wia- tru pędzącego wzdłuż Park Avenue. - Chciałam cię przeprosić za to, że nie byłam wobec ciebie szczera - odezwała się Teresa. - Za to, że zwodziłam cię różnymi wymówkami, zamiast powiedzieć ci prawdę. Okazałam się tchórzem, Sam. Wolałabym myśleć, że nie byłam ci w stanie tego powiedzieć, bo cię naprawdę lubiłam i wiedzia- łam, jak bardzo ci na mnie zależy. Na pewno była to jedna z przyczyn mojego tchórzostwa. Ale jest jeszcze coś. Nie potrafiłam znieść prawdy o sobie. Wiesz, wszyscy żywimy nasze drobne złudzenia i czasami nie jest je łatwo odrzucić i stawić czoło światu bez broni i nago. - Rozumiem. - Doprawdy? Nie jestem taka pewna. Tak czy owak, to wszystko, co się tyczy przeprosin, a te- raz przechodzimy do wyjaśnień. Najchętniej powiedziałabym: "Och, nigdy mnie nie rozumiałeś!", ale sprawa nie jest aż tak prosta. Myślę, że w teorii rozumiesz mnie całkiem dobrze - problemy imigranta z Europy, robotnicze pochodzenie, chęć wybicia się w Nowym Jorku, ciągła presja, w wyniku której musisz rezygnować ze swoich zasad, żeby iść do przodu... - urwała na chwilę, po czym podjęła rów- nym głosem: - Wszystko to rozumiesz. Ale zachowujesz się jak dziecko, które próbuje podliczać słupki, zanim się nauczy dodawać. Rozpoznajesz cyfry, ale nie potrafisz ich zsumować. - Nie jestem pewien, czy za tobą nadążam. - Pozwól, że podam ci przykład. Teoretycznie wiesz, jak ważna jest dla mnie moja praca. W praktyce jednak wciąż traktujesz mnie tak, jakbym była w stanie prowadzić normalne życie, i zu- pełnie nie umiesz zaakceptować mojego prawdziwego "ja". Kiedy zaproponowałeś mi małżeństwo, nie oświadczyłeś się mnie, prosiłeś o rękę kobietę, w którą twoim zdaniem powinnam się zmienić. - Ależ to nieprawda! Wcale nie próbowałbym cię zmienić, Tereso! Nigdy nie ośmieliłbym się żądać, żebyś zrezygnowała z malarstwa! Zawsze respektowałem twoją karierę! - O Jezu, Sam, tak gładko przechodzi ci to przez gardło, a w rzeczywistości nie masz zielonego pojęcia, o czym mówisz! Respektujesz moją karierę? Jasne! Tyle tylko, że zawsze musiałaby ustąpić twojej karierze, temu, czego ty chcesz i co ty uważasz za najlepsze dla naszego małżeństwa! - No cóż, to normalne, że w małżeństwie musi istnieć pewna hierarchia ważności... - Dla mnie ważne jest tylko jedno, Sam: moja praca. I dlatego nie mam ochoty mieszkać z kimś, być panią domu i przedkładać interes męża ponad swój własny, jak powinna robić dobra żona. Może zdołasz zrozumieć to, co ci próbuję wyjaśnić, kiedy powiem, że pęd do pracy jest u mnie silniejszy niż pociąg płciowy. Lubię seks, trudno go czymkolwiek zastąpić, i oczywiście czasami mi go brakuje, ale nawet gdybym musiała się obejść bez mężczyzny, jakoś to przeżyję