Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Nie widzę nawet własnego nosa. - Może powinnaś poświecić latarką. Mogłabyś zahaczyć się ramieniem o szczebel. - Myślę, że powinnam po prostu schodzić, dopóki nie wymacam stopą dna - stwierdziła Joanna. - Chcesz odpocząć? - Wolę się nie zatrzymywać. Minęło jeszcze dziesięć minut, nim wyciągnięta stopa Joanny dotknęła zasłanego śmieciami dna. Dziewczyna cofnęła nogę. - Jesteśmy na miejscu - powiedziała. - Zaczekaj! - Zahaczywszy ramię o szczebel, jak podpowiedziała jej przyjaciółka, wyciągnęła z kieszeni latarkę i poświeciła w dół. Dno szybu pokrywała warstwa śmieci, jak gdyby przez całe lata używano go jako wysypisko. - Możesz stwierdzić, czy rzeczywiście jesteśmy w dolnej piwnicy? - zapytała Deborah. - Nie mogę - odparła Joanna. - Chodź na dół. Zobaczymy, czy uda nam się otworzyć drzwi. Odgarnęła stopą nieco śmieci u podstawy drabiny i stanęła na dnie. Przesłaniając latarkę dłonią, zaczekała, aż Deborah pokona resztę drogi. - Rany, zimno tutaj - zauważyła Deborah, pocierając ramiona, gdy tylko zeszła z drabiny. - To zdecydowanie wygląda na dolną piwnicę. Dziewczyny ruszyły ku drzwiom, ostrożnie stąpając wśród śmieci. Był to głównie papier, szmaty i rozmaite kawałki drewna, tu i ówdzie trafiała się też jakaś puszka. Podczas gdy Joanna trzymała latarkę, Deborah wsunęła palce między górną i dolną część drzwi. Choć napierała z całych sił, nie otworzyły się. Joanna położyła latarkę na podłodze i przyłączyła się do jej wysiłków. Drzwi nawet nie drgnęły. - Nic z tego - stwierdziła smętnie. Deborah podniosła latarkę i cofnęła się o krok. Powiodła światłem po obwodzie drzwi. Tuż ponad miejscem, w którym schodziły się obie połówki, wystawało ze ściany ramię dźwigni sprężynowej. - Tu jest nasz problem - oświadczyła. - Nie widziałam zbyt wielu filmów akcji, ale to musi być blokada, mechanizm zabezpieczający przed otwarciem drzwi, kiedy nie ma za nimi kabiny. - To znaczy? - zapytała Joanna. - To znaczy, że jedna z nas musi ściągnąć ją w dół, a druga otworzy wtedy drzwi. - Ty jesteś wyższa - stwierdziła Joanna. - Zajmij się blokadą, ja wezmę się do drzwi. Chwilę później udało jej się rozsunąć je odrobinę, musiała jednak naprzeć na dolną połówkę całym swym ciężarem, by otworzyły się całkowicie. Deborah omiotła światłem znajdującą się za nimi przestrzeń. - No i rzeczywiście jesteśmy w dolnej piwnicy - stwierdziła Joanna. Całą kondygnację wypełniały krzyżujące się łuki nośne, wśród których biegła gmatwanina ceramicznych rur kanalizacyjnych i żeliwnych, okrytych izolacją przewodów cieplnych. Nie było tu żadnych drzwi ani oddzielnych pomieszczeń. Ściany, podobnie jak w górnej piwnicy, pokrywały cegły, ale sklepienia były bardziej płaskie, a filary grubsze. Od windy towarowej odchodził nakryty wyższym niż gdzie indziej sklepieniem korytarz, który przecinał się z podobnym korytarzem, ciągnącym się wzdłuż osi budynku. Umieszczone pod sklepieniem żarówki łączył niedbale zawieszony goły przewód, światło było jednak wyłączone. Dziewczyny zatrzymały się na krzyżówce i poświeciły latarką w obie strony. I tu, i tu dostrzegły studium perspektywy, z procesją łuków ciągnącą się w mrok tak daleko, jak tylko sięgało skąpe światło. - Którędy teraz? - zapytała Joanna. - Ja byłabym za tym, żeby pójść w lewo - stwierdziła Deborah. - W ten sposób trafimy do wieży, a to jest centrum budynku. - Ale jeśli pójdziemy na prawo, będziemy zbliżać się do kotłowni - odparła Joanna. - Kotłownia jest na południowy wschód od nas. - Wyciągnęła rękę pod kątem czterdziestu pięciu stopni od osi głównego korytarza. - Jak zdecydujemy? - zapytała Deborah, spoglądając to w jedną stronę, to w drugą. - Poświeć na podłogę - powiedziała Joanna. Uklękła. Podłoga w pasażu prowadzącym od windy, jak również w głównym korytarzu, wybrukowana była ceramicznymi płytkami, podczas gdy reszta piwnicy była wyłożona tą samą cegłą, co ściany i sklepiony sufit. - Wszystko wskazuje na to, że więcej ludzi kierowało się na prawo - stwierdziła po chwili dziewczyna. - Płytki w tej części korytarza są o wiele bardziej zużyte, co nie tylko sugerowałoby, że tunel wiedzie w tamtym kierunku, ale też że doprowadzanie ciepła było tylko jednym z jego zastosowań. - Rany boskie - mruknęła Deborah, spoglądając w dół. - Chyba masz rację. Czy to kolejna sztuczka, której nauczyłaś się z tych filmów akcji Carltona? - Nie, to po prostu zdrowy rozsądek. - Dziękuję pięknie - odparła cierpko Deborah. Dziewczyny ruszyły w prawo. Deborah oświetlała im drogę latarką. Odgłos ich kroków odbijał się echem od sklepienia. - Tu jest jak w katakumbach - zauważyła Joanna. - Może nie powinnam o to pytać, ale co miałaś na myśli, mówiąc, że tunel mógł być używany do czegoś więcej niż tylko do doprowadzania ciepła? - Przyszło mi na myśl, że prawdopodobnie właśnie tędy przewożono zwłoki z kostnicy do krematorium. - Uroczy pomysł - skwitowała Deborah. - Ojej - jęknęła nagle Joanna. - Może ucieszyłyśmy się zbyt wcześnie. Wygląda na to, że nasz wydeptany korytarz właśnie się kończy. Jakieś dziewięć metrów przed nimi snop światła padał na gładką ceglaną ścianę. - Wszystko w porządku - stwierdziła Deborah po paru krokach. - Szlak po prostu skręca w lewo. - Po dotarciu do ściany dziewczyny spostrzegły, że sklepiony korytarz nie tylko zakręca gwałtownie w lewo wokół filaru, ale także zaczyna dość stromo opadać. Do korytarza dołączyła potężna, otulona warstwą izolacji rura. - Dzięki twoim wywodom myślę, że jesteśmy w drodze do kotłowni - powiedziała Deborah, kiedy ruszyły w dół. - Teraz musimy tylko mieć nadzieję, że baterie wytrzymają. - Rany boskie! - wykrzyknęła Joanna. - Nawet nie mów o czymś takim! Przerażone perspektywą błąkania się w tych lochach w zupełnej ciemności, dziewczyny przyspieszyły niemal do biegu. Po kilkuset metrach tunel wyrównał poziom. Zrobiło się znacznie bardziej wilgotno. Tu i tam pojawiły się kałuże. Ze sklepienia zwisały drobne stalaktyty