Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
- Pole czasowe to klucz do całej sprawy. Dzięki niemu SKRZAT miał ogromny atut, prawdziwego asa w rękawie. Dlatego przez te wszystkie lata byli niepokonani. Pole pozwala odizolować każde wydarzenie od reszty świata. Stosowane łącznie z biobombą daje im ogromną przewagę. - Więc dlatego musiałeś nas uśpić? Artemis uśmiechnął się. - Spójrz przez okno. Nie widzisz? Poszli sobie. Skończyło się. Butler wyjrzał przez siatkowe firanki. Światło na zewnątrz było jasne i przejrzyste, bez cienia martwego błękitu. Jednak służący pozostał niewzruszony. - Na razie odeszli, ale założę się, że wrócą wieczorem. - Nie. To wbrew zasadom. Pokonaliśmy ich. Zabawa skończona. Butler uniósł brew. - Wróćmy do tabletek nasennych, Artemisie. - Widzę, że nie dasz się zbić z tropu. Odpowiedziało mu kamienne milczenie. - No cóż... Tabletki nasenne... Widzisz, musiałem znaleźć sposób, żeby uciec z pola czasowego. Przeorałem całą Księgę, ale bez skutku. Żadnej wskazówki. Same wróżki nie wiedzą dotąd, jak to zrobić. Cofnąłem się więc do starożytnej spuścizny elfów z okresu, gdy ich losy były splecione z naszymi. Znasz te opowieści - duszki, które w ciągu nocy szyły buty i sprzątały ludziom domy w czasach, kiedy obie nasze rasy łączyła swego rodzaju symbioza. Czarodziejskie usługi w zamian za nietykalność elfów. Z których największym, rzecz jasna, był Święty Mikołaj. Brwi Butlera uniosły się tak wysoko, że niemal wzleciały ponad jego twarz. - Święty Mikołaj? - Tak, tak, wiem - Artemis podniósł uspokajająco dłonie. - Sam przez chwilę w to nie wierzyłem. Ale podobno nasz Święty Mikołaj nie wywodzi się od skandynawskiego świętego, jak się powszechnie uważa, lecz stanowi wcielenie San D'Klassa, znanego jako San Złudzony, trzeci władca elfiej dynastii Paproci. - Niezbyt zaszczytny tytuł, mówiąc między nami. - Przyznaję. D'Kiass sądził, że zaspokoi chciwość Błotnych Ludzi, zamieszkujących jego królestwo, rozdając im szczodre dary. Raz do roku wzywał największych czarodziejów i kazał im zatrzymywać czas na ogromnych obszarach, a następnie wysyłał tam zastępy chochlików, które dostarczały prezenty śpiącym ludziom. Oczywiście, operacja nie zdała egzaminu. Nie da się zaspokoić ludzkiej chciwości, zwłaszcza za pomocą darów. - A co by się stało - zmarszczył brew Butler - gdyby ludzie... to znaczy my... gdybyśmy się obudzili? - A tak. Świetne pytanie. Istota rzeczy. Chodzi o to, że to niemożliwe. Na tym polega zatrzymanie czasu. Stan świadomości, jaki mamy na jego początku, zostaje zachowany podczas jego trwania, więc nie możemy ani się obudzić, ani zasnąć. Zapewne w ciągu ostatnich kilku godzin zauważyłeś rosnące zmęczenie, jednak twój umysł nie pozwalał ci na sen. Służący powoli pokiwał głową. Zagadka, choć w okrężny sposób, zaczynała się wyjaśniać. - Wymyśliłem więc, że jedynym sposobem ucieczki z pola czasowego jest zwykłe zaśnięcie, gdyż jedynie nasza świadomość trzymała nas w niewoli. - Bardzo dużo zaryzykowałeś dla teorii, Artemisie. - Nie była to tylko teoria. Miałem królika doświadczalnego. - Kogo? Ach, Angelina... - Tak. Mama. Odurzona narkotykami egzystowała zgodnie z naturalnym biegiem czasu, nieniepokojona przez pole czasowe. Gdyby eksperyment przebiegł inaczej, po prostu poddałbym się SKRZATowi i pozwolił na zatarcie pamięci. Butler parsknął. Szczerze wątpił w słowa pracodawcy. - A zatem, skoro nie mogliśmy samodzielnie zasnąć, zwyczajnie podałem wszystkim tabletki nasenne mamy. - Zostawiłeś to na ostatnią chwilę. Jeszcze kilka minut... - To prawda - przytaknął chłopiec. - Pod koniec sytuacja była trochę napięta. Ale musiałem blefować, żeby oszukać SKRZAT. Umilkł, aby dać Butlerowi czas na przemyślenie tego, co usłyszał. - Więc jak, wybaczysz mi? Butler westchnął. Julia na kanapie chrapała niczym pijany marynarz. W końcu twarz służącego rozjaśnił uśmiech. - Tak, Artemisie. Wybaczani ci wszystko. Ale jeszcze jedno... - Tak? - Nigdy więcej. Wróżki są zbyt... ludzkie. - Masz rację - rzekł Artemis, a zmarszczki wokół jego oczu pogłębiły się. - Nigdy więcej. W przyszłości ograniczymy się do bardziej gustownych przedsięwzięć. Nie obiecuję jednak, że będą legalne. Butler skinął głową. To musiało mu wystarczyć. - A teraz, młody panie, czy nie powinniśmy zajrzeć do twojej mamy? O ile to możliwe, Artemis pobladł jeszcze bardziej. A jeśli pani kapitan wycofała się z przyrzeczenia? Z pewnością miałaby do tego prawo. - Tak, chyba tak. Niech Julia odpoczywa. Zasłużyła na to. Spojrzał do góry, w studnię schodów. Zbyt wiele oczekiwał, ufając wróżce. W końcu uwięził ją i przetrzymywał wbrew jej woli. W cichości ducha czynił sobie wyrzuty. Rozstać się z tyloma milionami dla niepewnej obietnicy! Co za łatwowierność! I wówczas na poddaszu otworzyły się drzwi. Butler natychmiast wyciągnął broń. - Artemisie, kryj się. Ktoś wtargnął do domu. - Nie, Butler - machnął ręką chłopiec. - Nie sądzę. Serce waliło mu w piersi, krew huczała w uszach. Czy to możliwe? Czy możliwe? Na schodach pojawiła się jakaś postać podobna do zjawy, ubrana w płaszcz kąpielowy, z mokrymi włosami. - Arty? - zawołała. - Arty, jesteś tam? Artemis chciał odpowiedzieć, pobiec ku niej po wielkich schodach, wyciągając ramiona do uścisku. Ale nie mógł. Funkcje mózgowe odmówiły mu posłuszeństwa. Angelina Fowl schodziła coraz niżej, dłonią muskając poręcz. Artemis zdążył zapomnieć, ile wdzięku ma jego matka. Jej bose stopy migały na pokrytych dywanem stopniach. Wreszcie stanęła przed nimi. - Dzień dobry, kochanie - powiedziała pogodnie, jakby to był zwykły poranek. - M... mamo - wymamrotał Artemis. - No chodź, przytul mnie. Artemis zbliżył się do matki. Jej uścisk był mocny i ciepły. Owionął go zapach perfum. Nagłe poczuł się jak mały chłopiec - którym przecież był. - Przepraszam cię, Arty - szepnęła mu do ucha. - Za co? - Za wszystko. Za ostatnich parę miesięcy. Nie byłam sobą. Ale teraz wszystko się zmieni. Pora przestać żyć przeszłością. Artemis poczuł łzę na policzku. Nie wiedział, które z nich plącze. - I w dodatku nie mam dla ciebie prezentu. - Prezentu? - zdziwił się Artemis. - Oczywiście - powiedziała matka, obracając go wkoło. - Nie wiesz, jaki dziś dzień? - Dzień? - Gwiazdka, niemądry chłopcze! Pierwszy dzień Świąt Bożego Narodzenia! Wedle tradycji ludzie dają sobie prezenty! Tak, pomyślał Artemis. Tradycja. San D'Klass. - Spójrz tylko na ten dom