They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

— Pokojówka przyjdzie za chwilę, żeby pomóc Madame rozpakować rzeczy. -i steward wskazał ogromną paterę pełną świeżych owoców, półmisek z ciastkami i karafkę sherry na wąskim kredensie. - Obiad podamy zaraz po pierwszej, kiedy wypłyniemy z portu, ale tymczasem może pan pułkownik i Madame zechcą coś przekąsić. Wszystko było doprowadzone do perfekcji, popatrzyli na siebie zachwyceni, gdy steward ukłonił się raz jeszcze i wyszedł z kajuty. - Och, kochanie, jest bajecznie! — Serena rzuciła się mężowi w objęcia. B.J. promieniał. - Jest jeszcze lepiej, niż myślałem. Boże, tylko tak podróżować! - Napełnił dwa małe kieliszki sherry, jeden podał żonie i wzniósł toast: - Zdrowie najpiękniejszej kobiety, jaką znam, kobiety, którą kocham - oczy mu rozjaśnił ciepły uśmiech -matki mojej córki! - Syna - poprawiła go jak zawsze. - Niech twoje życie w Stanach będzie szczęśliwe, kochanie. Zawsze, zawsze. — Dziękuję. — Popatrzyła w kieliszek, a potem na niego. - Wiem, że będzie. - Łyknęła trochę sherry i teraz ona wzniosła toast: - Zdrowie mężczyzny, który daje mi wszystko i którego kocham całym sercem... obyś nigdy nie żałował, że przywiozłeś do domu wojenną żonę. - Coś smutnego miała przy tym w oczach, więc B.J. szybko wziął ją w objęcia. - Nie mów tak. - Dlaczego? - Dlatego że cię kocham. Dlatego że kiedy mówisz takie rzeczy, zapominasz, kim jesteś. Nie wolno ci zapominać, kim rzeczywiście jesteś, Sereno. Principesso Sereno. — Uśmiechnął się do niej tkliwie, ale potrząsnęła głową. - Jestem teraz panią Fullerton, żadną już principessą, i to mi się podoba. — Po chwili zapytała: - Czy ty, Brad, nie zapominasz, kim rzeczywiście jesteś? -Doznawała takiego wrażenia od kilku miesięcy. Zaczęła się orientować w jego dążeniu do bezimienności, któremu sprzyja to, że jest w wojsku i w Europie. -Zdaje mi się, że kocioł garnkowi przygania. - Możliwe. - Przez długą chwilę patrzył w luk. - Właściwie moje pochodzenie zawsze było dla mnie ciężarem. - Nigdy dotąd nie wyznał tego nikomu, dziwił się, że wyznaje to Serenie... przed samym powrotem do Stanów, w dodatku. - Jakoś wcale nie mogłem się dopasować... „Kwadratowy kołek w okrągłej dziurze", znasz takie wyświechtane określenie? Nie wiem dlaczego, ale tak jest. Moi bracia chyba czują się inaczej. Teddy dopasuje się wszędzie z łatwością, a Greg, czy się dopasuje czy nie, w każdym razie będzie się do tego zmuszał. I ja już nie wierzę w te wszystkie nadęte bzdury. Właściwie nigdy nie wierzyłem w wartości uznawane przez Pattie Atherton, moją matkę, mojego ojca. Wszystko, żeby podkreślać własne znaczenie, wszystko na pokaz. Cokolwiek się robi to nie dlatego, że się to uważa za dobre i że się chce to zrobić, i że to ma sens. Och, nie, liczą się tylko pozory i jak patrzy na to świat. Ja już nie mogę prowadzić takiego życia. - Dlatego zostajesz w armii? - Właśnie. Spisuję się w armii względnie dobrze, będę mógł mieszkać w różnych, bardzo miłych miejscach na ziemi, prawdopodobnie dostatecznie daleko od Nowego Jorku, jeżeli mnie na jakimś etapie nie przydzielą do Waszyngtonu. -Przewrócił oczami z żartobliwą zgrozą. - I nie będę już musiał się wysilać, brać udziału w rodzinnej grze. Sereno, ja nie chcę być B.J. Fullertonem Trzecim. Jestem Brad, B.J. we własnej osobie, ktoś, kogo oboje możemy szanować. Po to, żeby być z siebie zadowolony, nie muszę należeć do klubów mojego ojca, ożenić się z córką przyjaciół mojej matki. Nigdy mi się te układy nie podobały i teraz już wiem dlaczego. Po prostu nie jestem tego pokroju. Ale ty - spojrzał na nią z czułością -urodziłaś się jako księżniczka. Nie możesz od tego uciec, ukryć się przed tym, zmienić tego czy odrzucić, nie możesz udawać, że tego nie ma. Bo to jest tobą. Tak samo jak te wspaniałe zielone oczy. - Skąd wiesz, czy ja nie lubię swojego pochodzenia tak samo jak ty twojego? - Stąd że znam ciebie. Tobie w twoim pochodzeniu nie podoba się tylko okazałość, efekt. Nie chcesz wydawać się snobką. Ale zasadniczo nie odrywasz się od swoich korzeni. Należysz do tamtego świata i gdyby tamten świat jeszcze istniał, na pewno bym cię z niego nie zabrał, bo teraz w Ameryce ludzie nie rozumieją takich światów, z jakiego ty pochodzisz. Ale nic lepszego nam się nie trafiło, mała, możemy tylko wyjaśniać to ludziom. Zresztą tym, którzy mają bodaj trochę oleju w głowie - uśmiechnął się - nie będziemy musieli wyjaśniać nic a nic. Bo to, czym jesteś, piękno, wdzięk i dobroć, i czystą wytworność prezentujesz sobą. I choćbyś się nazwała panią Jones, najdroższa, jesteś do głębi duszy księżniczką. - To niemądre. - Serena uśmiechnęła się lekko zarumieniona, zakłopotana. -Gdybym ci nie powiedziała, wcale byś nie wiedział. - Wiedziałbym na pewno. - Nie wiedziałbyś. - Przekomarzała się z nim teraz. W tej pięknej niebieskopluszowej i mahoniowej kajucie objął ją i namiętnie pocałował w usta, po czym wziął ją na ręce i z rozmachem położył na szerokim łóżku. - Nie ruszaj się. Muszę coś załatwić. - Uśmiechnęła się, gdy podszedł do drzwi kajuty, zdjął z haczyka tabliczkę „Nie przeszkadzać", otworzył drzwi i wywiesił ten napis na zewnątrz. - Dla zreflektowania pokojówki. - Odwrócił się, uśmiechnięty, zasunął zasłony i rozluźnił krawat. - Co to ma znaczyć, panie pułkowniku? — Serena filuternie patrzyła z łóżka, księżniczka w każdym calu, poza tymi iskierkami śmiechu rozsrebrzającymi jej oczy. - A jak pani myśli, pani Fullerton? - W biały dzień? Tutaj? Teraz? - Czemuż by nie? - Usiadł na krawędzi łóżka i znów pocałował żonę. - Boże święty! Zajdę. - To wspaniale. Będziemy mieli bliźnięta. — Och, nie mów... Ale zatkał jej usta pocałunkiem. Po chwili już ściągali ładną niebieską atłasową kołdrę, pod którą ukazała się biel prześcieradeł z monogramem tej francuskiej linii transatlantyckiej, schludnie wyhaftowanym niebieską przędzą. Pościel była gładka i chłodna, ręce B.J. były ciepłe na piersiach i biodrach Sereny. Głodna jego ciała, kwiliła cicho, a on przesuwał ustami po jej ustach i oczach, i włosach, i ręce jego czyniły cuda, po czym nagle zaskoczył ją nieomal. - Ooch! - był to jeden przeciągły okrzyk zdumienia i rozkoszy, przebrzmiały w symfonii cichych szeptów i jęków, gdy statek powoli wypływał z basenu portowego i zaczął się ich rejs do domu. Rozdział siedemnasty Dni na Liberte przelatywały zbyt szybko. Pogoda była cudowna i nawet normalny atlantycki czerwcowy wiatr nie zrywał się, by nękać Serenę i BJ. siedzących na leżakach obok siebie