Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Niełatwo byłoby wykurzyć stąd powstańców. Próbowałem odszukać tamtą trójkę - Aloszę, Siergieja i Micha- iła, z którymi nie zdążyłem dokończyć rozmowy, ale niestety ża- den z nich nie dotarł do gór. Misza był ranny i został w szpitalu, a po tamtych dwóch chłopcach pozostały jedynie żetony. O świcie pożegnałem się z powstańcami. Młodsi dowódcy i plu- tonowi przeżyli, wiedzieli, co mają robić i nie musiałem im nic tłumaczyć. Zdumiewała mnie zaciętość i zdecydowanie członków brygad międzynarodowych - byli absolutnie gotowi do walki. Szkoda tylko, że nie z tymi, z którymi należało... - Dariana na pewno wszystko wyjaśni - głosiła z zapałem ostrzyżona na zapałkę miniaturowa dziewczyna, chyba ta sama, przez którą zaczął się ten cały bigos. - Ona po prostu nie wie, co wyprawiają ci brodacze! Nikt jej nie melduje, a przecież nie może zajmować się wszystkim! Jej koledzy byli tego samego zdania. - A ja się pytam, po co w ogóle ściągnęła tu tych z Borga? - rozległ się czyjś głos. - Bo chyba nie stało się to bez jej wiedzy? - Dariana nie może przecież sprawdzać każdego z nich! - pro- testowała zapalczywie ostrzyżona. - Poza tym dlaczego oni mają gnić żywcem w kopalniach, podczas gdy my... - Jasne, może jeszcze mamy się z nimi zamienić? - rzucił twar- do ten sam głos. - Może powinniśmy wyrazić skruchę, uderzyć się w piersi i przenieść się z Nowego Krymu na Borg? - Rozległ się szmer niezadowolonych głosów. - Poczekajcie chwilę, nie wrzeszczcie tak! Nie mam nic przeciwko temu, żeby mieszkali na naszej planecie, ale normalnie, po ludzku, przestrzegając naszych praw i porządków, a nie wprowadzając swoje! Przecież nie są u siebie w domu! - Oni w ogóle nie mają domu! Tam są tylko kopalnie uranu! Nie słuchałem dłużej. Spór do niczego nie prowadził, a mnie czekała długa droga. Wychodziło na to, że wszystko zaczęło się wcześniej, niż przy- puszczałem. Dariana Dark dostała wspaniały pretekst do przepro- wadzenia pacyfikacji zbuntowanej planety, by następnie zasiedlić ją wiernymi do grobowej deski mieszkańcami kopalnianych pla- net. W tej sytuacji mogłem pokrzyżować jej szyki tylko w jeden sposób -jeśli nie liczyć likwidacji samej Dariany. Szedłem przez chaszcze, nie myśląc o głodzie i zmęczeniu, po drodze gasząc pragnienie wodą z czystych strumyków. Z każdym krokiem pod blednącym niebem narastało we mnie nie tyle podej- rzenie, co pewność, że tym razem pani Dark zechce rozwiązać problem Nowego Krymu raz na zawsze. I to tym sposobem, które- go obawiałem się najbardziej - z rosnącą wrażliwością czułem milczącą obecność macic. Nie wątpiłem, że Dariana świadomie prowokowała mieszkańców Nowego Krymu. Okazaliśmy się zbyt niezależni, zbyt czupurni. Należało nas usunąć i to w takim mo- mencie, żeby pozostałe planety Federacji zgodnym chórem krzy- czały wraz z Dariana: „Ukrzyżować ich, ukrzyżować!" Ile mieliśmy czasu? Spalony przeze mnie biomorf potrzebował do ostatecznej transformacji kilku tygodni. Ile takich biomorfów jest na planecie? Ile macic szykuje się do lotu nad Nowym Krymem? Gdy dotarłem do bunkra, rodzina powitała mnie tak, j akbym wró- cił z zaświatów. Siostry płakały, ale mama trzymała się dzielnie. - W mieście dzieją się niestworzone rzeczy - mówił szybko ojciec, gdy z wilczym apetytem pochłaniałem obiad. - Dariana roz- braja wszystkie brygady, wyobrażasz sobie? Na posterunkach sto- ją wyłącznie brodaci. Trwają aresztowania. Biorą przede wszyst- kim rodziny tych buntowników, których zdołali zidentyfikować. - Będzie jeszcze gorzej - odpowiedziałem z pełnymi ustami. - Dariana zacznie aktywować macice i albo skontaktujemy się z im- perialnymi, albo planeta zamieni się w jeden wielki cmentarz. Wszyscy zastygli i pobledli. Obrzuciłem rodzinę ciężkim spoj- rzeniem. - Nie odważy się... ma tutaj przesiedleńców... - zaprotestował słabym głosem Gieorgij. - Kto wie, gdzie kończy się jej władza nad Rojem? Może Da- riana potrafi mu rozkazać, kogo ma atakować, a kogo zostawić przy życiu? - odezwała się Swieta. - Ta dyskusja nie ma sensu. Tato, musimy skontaktować się z Michaelem. Wiem, że to przykre, ale wyłącznie desant imperial- ny da nam jakąkolwiek szansę. - I Nowy Krym stanie się polem bitwy... - westchnęła Lena. - Szkoda. Wszystko spalą, zniszczą, zatrują... - Mamy prosić o pomoc tych nazistów?! - warknął Gieorgij. - Ani się obejrzymy, jak wprowadzą tu nowe porządki, i to takie, że zatęsknimy za Darianą! Zapomnieliście, na ilu planetach nadal ist- nieje „ograniczenie praw" i co ono oznacza? Ilu naszych znowu ześlą na Swaarg... w najlepszym razie? A może w ogóle nie będą sobie zawracać głowy transportem, tylko rozstrzelają na miejscu, wrzucą do rowu i zasypią wapnem? - Dość tego! - Ojciec uderzył pięścią w stół. - Jak tam było u Błoka? „Żar zimnych liczb"? Jesteśmy teraz niczym kamień mię- dzy żarnami i nie wiadomo, czy żarna zetrą nas na proszek, czy się rozpadną. Zgadzam się z Rusłanem. Król małp Hanuman będzie miał szansę tylko wtedy, gdy jego wrogowie, tygrys i lew, zaczną ze sobą walczyć. - Cytujesz przewodniczącego Mao, mój drogi? - Mama uśmiech- nęła się ironicznie. - Był niegłupim człowiekiem - obruszył się ojciec. - W każ- dym razie na setce chińskich planet księgi jego cytatów są nadal w obiegu, a do jego ciała na Nowym Pekinie wędrują pielgrzym- ki. Rus, jak skontaktować się z tym twoim Michaelem? Moje rodzeństwo milczało ponuro, gdy wysłaliśmy wiadomość, a ja, nie pozwalając sobie na zbyt długi odpoczynek, ruszyłem w drogę powrotną. Powstańcy (i ja razem z nimi) musieli wziąć szturmem Błękitne