Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Miała mętne spojrzenie, a jej rzadkie, potargane przez wiatr włosy sterczały we wszystkie strony dokoła ptasiej twarzy. — Rooney, te drzwi były zamknięte, a zdaje się, że ostatnio po wiedziałaś mi, że nie masz klucza. — Widocznie musiałam znaleźć. - ' -"' K — Gdzie? Bo mój mi zginął. — Więc może znalazłam twój? Oczywiście, pomyślała Jenny. Skafander, który jej dałam; musiał być w jego kieszeni. Dzięki Bogu, że nic nie powiedziałam Eri-chowi. — Czy możesz mi go oddać? — Wyciągnęła dłoń. Rooney sprawiała wrażenie lekko zdezorientowanej. — Nie wiedziałam, że klucz jest w twoim skafandrze. Już ci go oddaliśmy. — Nie wydaje mi się. — Ależ tak. Clyde mi kazał. Sam go przyniósł i widział, jak go potem nosiłaś. — Nie ma go w szafie. — Zresztą, co za różnica? Trzeba spró bować z innej strony. — Rooney, czy możesz mi pokazać swój klucz? Rooney wyciągnęła z kieszeni ciężki, obfity pęk. Każdy z nich miał osobną przywieszkę: dom, stajnia, biuro, stodoła... — Czy to nie są aby klucze Clyde'a? 143 — Chyba tak. — Musisz je oddać. Clyde będzie niezadowolony, jeśli zobaczy, że nosisz jego klucze. — Ciągle mówi, że nie wolno mi ich dotykać. A więc w ten sposób Rooney dostała się do domu. Muszę powiedzieć Clyde'owi, żeby lepiej je chował, pomyślała Jenny. Erich chyba by się wściekł, gdyby się dowiedział, że Rooney ma do nich dostęp. Spojrzała na nią z litością. W ciągu trzech tygodni, jakie minęły od wizyty szeryfa, ani razu jej nie odwiedziła, a właściwie to nawet starała się uniknąć choćby przypadkowego spotkania. — Usiądź i napij się ze mną herbaty — poprosiła. Dopiero teraz zauważyła, że Rooney ściska pod pachą jakąś paczkę. — Co to jest? — Powiedziałaś, że będę mogła zrobić swetry dla dziewczynek. Obiecałaś. — Rzeczywiście. Pokaż je. Po chwili wahania Rooney rozwinęła szary papier i wyjęła dwa błękitno-fioletowe, wykonane supełkowym ściegiem swetry. Wzór był ładny, a kieszenie w kształcie truskawek obrobione zielenią i czerwienią. Wystarczył jeden rzut oka, żeby stwierdzić, że będą idealnie pasować. — Są cudowne — stwierdziła bez cienia przesady. — Wyszły ci znakomicie. — Cieszę się, że ci się podobają. Kiedyś zrobiłam z tej włóczki spódnicę dla Arden i trochę mi zostało. Chciałam jej jeszcze doro bić żakiet, ale właśnie wtedy uciekła. Nie uważasz, że to bardzo ładny błękit? — Istotnie. Będzie doskonale pasował do koloru ich włosów. — Chciałam ci go pokazać, nim zaczęłam robotę, ale tego wie czoru, kiedy przyszłam, właśnie wychodziłaś, więc nie chciałam przeszkadzać. Wychodziłam? Wieczorem? Niemożliwe, ale niech jej będzie. Jenny przekonała się, że bardzo się cieszy z odwiedzin Rooney. Te tygodnie tak potwornie się wlokły. Bez przerwy myślała o Kevi-nie. Co się z nim stało? Zawsze prowadził bardzo szybko, a tym razem jechał obcym samochodem. Drogi były wtedy bardzo śliskie. Może miał wypadek, w którym jemu nic się nie stało, ale zniszczył pożyczony samochód? Czy mógłby wpaść w taką panikę, żeby uciec z Minnesoty? Jednak zawsze pod koniec rozważań natrafiała na 144 fakt, którego nie mogła ominąć: Kevin nigdy nie zrezygnowałby z teatru Guthrie. Czuła się fatalnie. Musi powiedzieć Erichowi o tym, że jest w ciąży. Powinna pójść do lekarza. Ale jeszcze nie teraz, dopóki nie wyjaśni się, co z Kevinem. Wiadomość o dziecku powinna być samą radością. Nie można dzielić się nią w tej napiętej, nieprzyjaznej atmosferze. Wieczorem po przyjęciu Erich uparł się, że zanim pójdą spać, cała zastawa musi być dokładnie umyts a każdy garnek wyskrobany. — Wyglądasz na bardzo przygnębioną, Jenny — powiedział, kiedy kładli się do łóżka. — Nie sądziłem, że ten MacPartland tak wiele dla ciebie znaczył. Nie, przepraszam: domyślałem się tego. Chyba właśnie dlatego nawet nie jestem specjalnie zdziwiony, że miałaś z nim schadzkę. Próbowała mu wszystko wytłumaczyć, ale nawet dla niej samej jej wyjaśnienia brzmiały mało przekonująco i nieszczerze. Wreszcie była już zbyt wyczerpana i zrozpaczona, żeby cokolwiek mówić. Kiedy zasypiała, poczuła obejmujące ją ramiona. — Jestem twoim mężem, Jenny — wyszeptał. — Bez względu na wszystko zostanę przy tobie tak długo, jak długo będziesz mi mówiła samą prawdę. — ... więc jak powiedziałam, nie chciałam ci wtedy przeszkadzać — zakończyła Rooney. — Co? Och, przepraszam. — Jenny zdała sobie sprawę, że w ogóle jej nie słucha. Spojrzała na nią, siedzącą po drugiej stronie stołu.'Oczy Rooney wydawały się nieco przytomniejsze. Jak duża część jej problemów wynikała z obsesji spowodowanej zniknięciem Arden, a jaka z niemal całkowitej samotności? — Rooney, zawsze chciałam nauczyć się szyć. Myślisz, że mo głabyś mi pomóc? Jej twarz wyraźnie pojaśniała. — Och, to wspaniały pomysł. Jeśli chcesz, mogę cię nauczyć nie tylko szyć, ale też robić na drutach i szydełkować