Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
— Zresztą robisz doskonale wiele innych rzeczy. Jesteś mistrzem flirtu... i czegoś znacznie więcej niż flirt. Przysiągłeś, że to ja się w tobie zakocham. I o to chodzi, jak sądzę... Całkiem jak za pierwszym razem, prawda? Żebyś mógł owinąć mnie sobie wokół palca, wytrącić z mojego postanowienia, pokonać mnie, nawet jeśli przy okazji będziesz musiał mnie poślubić. Tyle że ja, chociaż chronologicznie niewiele starsza od dziewczyny, jaką byłam w Brukseli na balu u Cameronów, jestem starsza o całe lata, jeśli chodzi o doświadczenie. Czasami cię nienawidzę. — Nienawiść to już postęp w stosunku do wczorajszej obojętności, ma chere — zauważył. — Czy nie przyszło ci do głowy, że usiłuję doprowadzić do tego, iż się we mnie zakochasz bo sam się w tobie zakochałem? Potrząsnęła niecierpliwie głową i znów złożyła mu dłoń na ramieniu, gdyż na nowo rozbrzmiała muzyka. — Wyjeżdżam z moim bratem i siostrą — powtórzyła. Cały kłopot polega na tym, pomyślał, że ona chyba naprawdę zamierza to zrobić. Duma nie pozwala jej zmienić decyzji... A także jej świeżo nabyta dojrzałość i przezorność. Została zraniona bardzo głęboko, a on niewiele mial na swoją obronę. Trochę miał, to prawda, ale niezbyt wiele. To, że ją kochał każdą uncją swej istoty, nie było żadnym usprawiedliwieniem. Tańczyli w milczeniu, dopóki nie skończyła się tura. Teraz miano zagrać taniec wiejski, ale im, rzecz jasna, nie wolno już było pląsać razem. — Cherie — powiedział — czy nie poszłabyś ze mną na przechadzkę, kiedy się to wszystko zakończy? — Jeszcze dziś? — Spojrzała na niego, unosząc brwi. — Dokąd? Do parku? — Do parku. — Skinął głową. — Po co? Żebyś mnie uwiódł? — Spojrzała na niego wyniośle. —Jesteś szalony? — Tylko zrozpaczony, cherie — powiedział. — Zostało mi niewiele czasu, a widzę, że jesteś zdecydowana zachować kamienne serce i porzucić mnie. Porozmawiajmy. Daj mi jeszcze tę jedną szansę, bym zmienił twoje nastawienie. Przysięgam na mój honor dżentelmena, że bez twojego przyzwolenia nie tknę cię nawet palcem. Daj mi szansę, proszę. — Na twój honor dżentelmena? — powtórzyła cicho, unosząc wzgardliwie brwi. — Ale ja nie zmienię decyzji.Taka szansa nie istnieje. Zmarszczyła brwi i przez moment mignęło w jej oczach coś, co wbrew słowom, które wypowiedziała, dało mu nadzieję: cień wątpliwości, jakaś bezbronność, ślad bólu. — Daj mi szansę mimo wszystko — poprosił. Muzyka umilkła i kolejne pary zaczęły opuszczać parkiet. Za chwilę, jeśli nadal będą stać w tym miejscu, staną się widoczni dla wszystkich. A wiedział, że jeśli ona nie przemówi w ciągu tych paru chwil, będzie dla niego za późno. Straci ją. — Dobrze — powiedziała. —Ale to bezcelowe. Uśmiechnął się do niej i włożył sobie jej dłoń pod ramię. 22 To kompletnie bezcelowe, myślała Morgan. Miniony dzień stał się dla niej udręką z tych samych powodów, dla których innym wydawał się tak udany. Był to dzień wspaniałej uroczystości na cześć jej zaręczyn z Gervase'em. I te zaręczyny ona zerwie pojutrze, kiedy będą stąd wyjeżdżać Freyja i Aidan. Musi opancerzyć serce przeciwko wszelkim argumentom, które mogłyby świadczyć przeciw tej decyzji. Mimo to zgodziła się poświęcić mu trochę czasu, żeby mógł spróbować ją odmienić. A stało się to chłodną, rozgwieżdżoną nocą, kiedy skończyli tańczyć walca, a ją przepełniała burza emocji. Była niemal pewna, że wie, dokąd ją zabiera, choć o to nie spytała. Nie powie ani słowa, dopóki nie odezwie się on. A jemu zdawało się na razie odpowiadać to milczenie. Sądziła, że pospacerują po trawniku... a może zabierze ją nad jezioro albo do letniego domku, gdzie nie będzie ich widać z okien domu? Choć dyskrecja nie wydawała się konieczna. Ger- vase zapowiedział, że wychodzą na przechadzkę, a choć Aidan spojrzał na nich przenikliwie, głośno wyraził opinię, że to zupełnie normalne w przypadku zaręczonej pary, iż chcą powiedzieć sobie „dobranoc" z dala od uważnych oczu obu rodzin. Dlaczego przebrała się w wygodną codzienną suknię i zabrała ciepły płaszcz, skoro się spodziewała, że będzie to krótka rozmowa, w czasie której on postara się za pomocą swych wdzięków nakłonić ją do pozostania, a ona powie krótko i zwięźle „nie"? Bała się, że oszukuje samą siebie, bała się własnej słabości. Zabrał ze sobą latarnię, niepotrzebną, gdy znajdowali się na otwartej przestrzeni, oblanej światłem księżyca i gwiazd. Przydała się jednak, gdy znaleźli się na dzikiej dróżce, gdzie niebo skryło się niemal całkiem za zielonym sklepieniem gałęzi