Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
W gruncie rzeczy Hamm nie miał stałego personelu, zaledwie kilku przyjaciół, którzy od czasu do czasu mu pomagali, oraz Rodneya Tillmana. Jego biuro wyborcze urządzono w dawnym sklepiku z lampami, a wyposażenie stanowiło biurko, cztery składane metalowe krzesełka, telefon i trzy zakurzone lampy, które zostały po dawnym sklepie. Cecil zadzwonił do Hamma, by się z nim umówić. Trochę się zdziwił, słysząc, że Hamm też go pamięta. Cecil nie zdawał sobie sprawy, że tylko nieliczni potrafili go zapomnieć. Bo iluż mężczyzn w Missouri nosi w klapie żywe kwiaty, a na głowie przypinkę z włosów w kolorze korzennego piwa? Po kilku dniach Cecil wszedł do biura wyborczego, rozejrzał się po obskurnym otoczeniu, po pokoju, w którym panował nieład, po czym potrząsnął głową. Pierwsze słowa, które wyrzekł do Hamma, brzmiały: – Kochany, musisz mieć lepsze miejsce. – Starł dłonią kurz z krzesła, zanim na nim usiadł, po czym powiedział: – Jeżeli zamierzasz wytrwać w swoich zamiarach, musisz mieć jakieś przyzwoite lokum do pracy i trochę lepszej reklamy. Otóż ja mam kupę pieniędzy, więc jeśli naprawdę myślisz poważnie o tym stanowisku, mogę cię wesprzeć. Hamm nie wierzył własnemu szczęściu. Po raz pierwszy w życiu ktoś zaoferował mu pomoc, zanim jeszcze Hamm poprosił o cokolwiek. Zerwał się z miejsca, okrążył biurko, by dojść do Cecila i uścisnąć mu dłoń. – Panie Figgs, jestem poważny jak stan ciężarnej kobiety, a jeśli pan mi pomoże, to przysięgam, że będę walczył do upadłego. Będę pracował bez ustanku. – Nie wątpię – odrzekł Cecil. – Oblicz, ile ci potrzeba, i daj mi znać. Taki jest Cecil. – Podniósł się do wyjścia. Hamm odprowadził go do drzwi. – Niech pan zaczeka. Nie chce pan dowiedzieć się czegoś na temat mojego programu wyborczego? – Nie, kochasiu – zbył go Cecil. – Nie znam się na programach. Po prostu dam ci pieniądze, a zajmowanie się polityką zostawiam tobie. W taki sposób zaczęła się niewiarygodna przyjaźń obu mężczyzn, niepojęta dla nikogo. Nawet oni sami niewiele z tego rozumieli. Kiedy wieczorem zajrzał Rodney, jak zwykle przynosząc butelkę whisky i dwa papierowe kubeczki, zastał Hamma uśmiechniętego od ucha do ucha. – Sie masz Hambo, co jest grane? – Rodney, właśnie zyskałem poważnego poplecznika z dużą kasą. – Kto to? – Cecil Figgs, Król Pogrzebów. Akurat się z nim minąłeś. Powiedział, że zapłaci za całą kampanię, dostarczy mi wszystkiego, czego potrzebuję. Właśnie robię listę. Rodney nie podzielał jego entuzjazmu. Orientował się, ile pieniędzy pochłania taka kampania. – Wiesz co, koleś, zastanawiam się, czy ktoś cię nie nabrał. Nie ma nikogo, kto by był tak dziany. Ale Cecil nie nabrał Hamma. I był tak dziany. Stał się nie tylko Królem Pogrzebów w Missouri, ale przez lata dochodzenia do fortuny wykupił większość zakładów pogrzebowych w siedmiu innych stanach, a także otworzył filie w wielu innych miejscach. Mając zakłady pogrzebowe i interes kwiatowy, a do tego pięćdziesiąt procent udziałów w Spółce Obrzedów Grzebalnych Wieczny Odpoczynek, stał się człowiekiem niezmiernie bogatym i pozbawionym zahamowań w wydawaniu pieniędzy. W jego zawodzie każda chwila przypominała o przemijaniu życia, którego nie da się zabrać ze sobą. Nie miał dzieci, którym mógłby zostawić swoje bogactwo, dlaczego więc nie wydać tych pieniędzy, choćby nawet stawiając na czarnego konia. Co prawda w jego działaniu grały rolę jeszcze inne motywy, było coś, co chciał dostać w zamian, ale na razie nie chciał niczego zapeszać. Hamm natomiast był tak podekscytowany nową sytuacją, że aż go roznosiło. Jedyne, czego potrzebował, to parę ogłoszeń, dobry, popularny zespół country oraz ciężarówka z platformą i dobrym sprzętem nagłaśniającym, a gotów był ruszać w drogę choćby natychmiast. Zadzwonił zaraz do Nashville do wuja Betty Raye, Le Roya Oatmana, który miał zespół country o nazwie Oracze z Tennessee, i natychmiast ich wynajął. Tydzień później Hamm Sparks, mając już ciężarówkę z platformą i zespół Le Roya, który przechrzcił na Oraczy z Missouri, pożegnał się z Betty Raye i z dziećmi i ruszył w drogę. Docierali wszędzie, od smażalni ryb dla weteranów wojennych do wytwornych klubów Ełków, gdzie spożywano naleśniki na śniadanie, do miejsc zebrań klubów Kiwanis*, klubów bingo, a nawet na zjazdy rodzinne... Wszędzie tam, gdzie zbierało się więcej niż dziesięć osób, można było spotkać Hamma Sparksa. Firma Public Relations Coleman i Barnes zajmowała się wszystkimi ogłoszeniami domów pogrzebowych Cecila Figgsa, kiedy więc Cecil zadzwonił do Artura Colemana, speca od ogłoszeń, ten rzucił się do telefonu. Cecil był nie tylko zaprzyjaźniony z jego ŻonąBipsey, ale także zaliczał się do najlepszych klientów. – Jak się masz, Cecil? – Dobrze. – Czym mogę ci służyć? – Kochany, chciałbym, żebyś mi wyświadczył małą przysługę. – Już się robi. Co to ma być? – Czy mógłbyś dyskretnie sprawdzić jedną osobę i powiedzieć mi, co o nim myślisz? * Kiwanis – amerykańska organizacja, której członkowie pracują społecznie na rzecz swego regionu, zajmując się głównie działalnością charytatywną. – Jasne. Z przyjemnością. O kogo chodzi? – Nazywa się Hamm Sparks i ubiega się o urząd gubernatora. Chciałbym mu pomóc, o ile to możliwe, ale w ogóle nie znam się na polityce. – Na co mam zwracać uwagę? – Po prostu zobacz, czy można coś zrobić, żeby polepszyć jego wizerunek publiczny. Ty się na tym znasz, a ja nie. Artur zapisał nazwisko. – Hamm Sparks? Czy to nie ten facet o prowincjonalnym wyglądzie, kiepsko ostrzyżony? – Tak, to ten – westchnął Cecil. Wiadomości dobre i złe Po dwóch tygodniach Coleman zadzwonił do Cecila z raportem. – Sprawdziłem tego gościa. – Roześmiał się. – Trzeba przyznać, że wybrałeś sobie niezły kąsek, ale przynajmniej to barwna postać, to mu trzeba oddać. – Co, twoim zdaniem, powinien zrobić? – Szczerze? Nic a nic