Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Władca nie był w stanie ruszyć na krucjatę do krajów, gdzie nie było piwa, bez którego nie potrafił się obejść. Szef parsknął śmiechem. - I co na to papież? Ja na jego miejscu rzuciłbym klątwę na władcę i interdykt na cały kraj... - Odpowiedź nie zachowała się, ale władca na krucjatę nie pojechał. Widocznie w Rzymie uznano go za wytłumaczonego... Pan Tomasz uśmiechnął się do swoich myśli. Niebawem położyliśmy się spać. Obudził mnie śmiech szefa. Otworzyłem oczy i z trudem zogniskowałem wzrok. Stał przy oknie i patrząc na zasnute chmurami niebo uśmiechał się szeroko. - Co się stało? - wymamrotałem, ciągle jeszcze półprzytomny. - Wymyśliłem, Pawle, gdzie mogą być dokumenty majątkowe PPR-u - powiedział. - W nocy spłynęło na mnie natchnienie. - Natchnienie to ważna rzecz - powiedziałem - Podobno Mendelejew także we śnie zobaczył swój układ okresowy pierwiastków. - Ciekawe, czy ty byś się domyślił - uśmiechnął się. - No, nie wiem. Mogę prosić o jakąś wskazówkę? - Jasne. PZPR pozostawiła po sobie długi. Długi wobec skarbu państwa, państwowych firm i ZUS-u. Zamyśliłem się. - Ktoś usiłuje je wyegzekwować? - zapytałem. - Przecież partii już nie ma, a SdRP i SLD odcięły się od niechlubnej przeszłości... Dziwna ta wskazówka. Nic mi nie przychodzi do głowy. Nawet jeśli ktoś ich podał do sądu, zresztą w jakim sądzie szukać materiałów z ich archiwum? - Pawle, w kilku miastach wojewódzkich istnieją specjalne komisje zajmujące się odnajdywaniem składników partyjnego mienia i ich rewindykacją. - Likwidator majątku byłej PZPR - rzuciłem odkrywczo. - Wstawaj, ubierz się, a potem gnaj do recepcji po książkę telefoniczną! Po piętnastu minutach maszerowaliśmy dziarskim krokiem przez miasto. Likwidator majątku byłej PZPR urzędował w niewielkim biurze, przerobionym chyba ze sklepu spożywczego, bo na tynku został jeszcze nie do końca zatarty napis informujący o kiszonych ogórkach. Weszliśmy. Zza biurka wstał starszy wiekiem, siwy mężczyzna. - Nodar Tuszuraszwili - wyciągnął w naszą stronę dłoń. My również się przedstawiliśmy. - Proszę siadać - wskazał nam dwa krzesła. - Czym mogę służyć wysłannikom Ministerstwa Kultury i Sztuki? - Szukamy mebli cadyka Salomona Storma. W 1945 roku przekazano je na użytek PPR-owi - wyjaśnił pan Tomasz. - Przekazano na użytek czy w użytkowanie? - zapytał nasz gospodarz. - Czy to takie ważne? - zdziwiłem się. - Tak. Wedle ówczesnej maniery sporządzania takich pism “na użytek” oznaczało po prostu darowiznę na rzecz tej instytucji. “Na użytkowanie” zaś oznaczało, że meble pozostawały formalnie własnością skarbu państwa. Szef wyjął z kieszeni ksero i przeczytał. - Na użytkowanie. - Znakomicie - uśmiechnął się nasz rozmówca. - No, to będzie okazja do dokonania konfiskaty, o ile uda się je odnaleźć. Mogą być z tym problemy, minęło wiele lat... Przeszliśmy do rozległego archiwum mieszczącego się w głębi budynku. Kilku pracowników wertowało opasłe skoroszyty. - Mam tu całe archiwum partii - uśmiechnął się nasz rozmówca. - Miało wylądować na śmietniku, ale przydaje się. Dzięki tym papierom - potoczył ręką wokoło - można odnaleźć niezwykłe rzeczy. Na przykład udało się ustalić, gdzie znajdują się obrazy, wypożyczone zaraz po wojnie z muzeum. Partia przetrzymała je dwadzieścia pięć lat, po czym uznała za swoją własność, zgodnie z zasadami prawa zasiedzenia... Przekazali je następnie różnym swoim ludziom, a oni część spieniężyli, a resztę mieli u siebie. A teraz sprzedają mieszkania, by za to zapłacić - uśmiechnął się ponuro. - Meble... Wyciągnął pięć opasłych tomów i położył na stole. - Jakie miały numery ewidencyjne? - zapytał. - Nie wiem. Tu jest tylko numer decyzji. Grzebał kilkanaście minut w księgach, aż wreszcie odnalazł adnotację o przyjęciu kompletu. - No i mamy - uśmiechnął się. - Biblioteczka trafiła do liceum imienia Kopernika, reszta mebli do szpitala, a biurko przekazano towarzyszowi Sperańskiemu