Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Gdyby Brodick chciał jej wyjawić swoje myśli, z pewnością by to zrobił. Poza tym, w głębi duszy wiedziała, o co mu chodziło. Wkrótce miała przecież wrócić do Anglii, więc bliższa zażyłość między nimi nie miała sensu. Czemu, na litość boską, go pocałowała? Postradała zmysły, czy też była po prostu głupia? Nie potrzebowała dodatkowych kłopotów, bo i tak miała ich pod dostatkiem. Przyszło jej do głowy, by jednak pójść za nim i powiedzieć, że wcale nie chciała go całować, że... po prostu się stało, bo on był dla niej dobry, a ona była ciekawa, jak to jest. A może powinna udawać, że nic się nie stało, pomyślała, dotykając ust koniuszkami palców i wydając z siebie przeciągłe westchnienie żalu. Doszła do wniosku, że kąpiel jest niemożliwa, bo przy tym stanie ducha z pewnością by się utopiła. Umyła się najdokładniej jak potrafiła, a potem ubrała się powoli, zbierając odwagę na powrót do obozowiska i spotkanie z Brodickiem. 149 JULIE GARWOOD Wszyscy Buchananowie siedzieli gromadą na odległym skraju polany, pogrążeni w rozmowie, dopóki jej nie zobaczyli. Ich nagłe zamilknięcie trocheja zaniepokoiło; nie śmiała spojrzeć na Brodic-ka w obawie, że obleje ją rumieniec, dając żołnierzom powód do snucia domysłów. Z opuszczoną głową zaczęła sobie szykować legowisko. Mimo sporej odległości, czuła, że na nią patrzą. Alec rysował patykiem wzory na ziemi. - Jesteś gotowy do snu, Alec? - zawołała do chłopca. - Będę spał z mężczyznami. Dobrze? - Dobrze - przyzwoliła. - No to dobrej nocy. Położyła się na boku, z twarzą zwróconą w stronę lasu, przekonana, że nie zazna chwili wytchnienia, jeśli będą śledzili każdy jej ruch, ale zmęczenie wzięło górę i już po chwili zasnęła. Żeby jej nie przeszkadzać, męczyźni prowadzili dalej rozmowę przyciszonymi głosami. Brodick nie odrywał oczu od Gillian, zastanawiając się, czy aby ma dość koców. Zerwał się wiatr, a niebo zasnuły ciężkie deszczowe chmury przesłaniając księżyc. Z oddali dobiegł pomruk gromu, a powietrze stało się gęste i ciężkie. Im robiło się ciemniej, tym większe ożywienie wykazywał Alec. Robert zgasił ognisko i obóz pogrążył się w niemal całkowitym mroku. Nagle chłopiec porwał swój koc i wstał. - Muszę spać z Gillian - powiedział szybko. - Dlaczego? - spytał Brodick, ciekawy, czy chłopiec przyzna się do lęku przed ciemnością. - Bo ona się boi w nocy. - Nie czekając na pozwolenie, przeciągnął swoje posłanie przez polanę i ułożył się obok Gillian. Położył patyk w zasięgu ręki, ziewnął i skulony przytulił się do pleców śpiącej dziewczyny. Brodick przyglądał się, jak Alec rozpaczliwie walczy z opadającymi powiekami. - Wuju? - usłyszał nagle jego szept. - O co chodzi, Alec? - Nie odjedziesz... prawda? - Nie, nie odjadę. Śpij. Gillian wyrwał z głębokiego snu przeraźliwy krzyk, podobny do wycia męczonego zwierzęcia. Dobrze znała ten niesamowity 150 SZKATUŁKA odgłos. Aleca męczył koszmarny sen. Szybko przewróciła się na drugi bok i przytuliła chłopca, żeby go uspokoić. - Cicho - szepnęła, gładząc go po włosach. - Już dobrze. Jesteś bezpieczny. Krzyk przeszedł w żałosne pochlipywanie. Cały czas tuliła dziecko do siebie i głaskała, dopóki nie usłyszała, że znów spokojnie oddycha. Przerażające wycie zaczęło się ód nowa po godzinie i Gillian powtórzyła rytuał uspokajania. Przed świtem jeszcze raz się obudziła, lecz tym razem z zupełnie innego powodu. Leżała na plecach z lewą ręką odsuniętą od ciała. Ręka zdrętwiała i bolała nieznośnie. Odwróciwszy głowę, stwierdziła, że Alec użył opatrunku jako poduszki. Powoli, żeby go nie obudzić, wyciągnęła rękę spod jego głowy i układała ją ostrożnie na kocu, gdy nagle stwierdziła, że coś leży na jej brzuchu. Była to także ręka, ciężka i nie należąca do niej. Oszołomiona snem przyglądała jej się przez chwilę, a potem powiodła wzrokiem wzdłuż muskularnego ramienia do szerokiej piersi. Zamrugała półprzytomnie. Dobry Boże, spała w objęciach Brodicka. Usiadła na posłaniu i rozejrzawszy się wokół spostrzegła, że znajduje się jakby w środku kokonu. Wszyscy żołnierze Brodicka otaczali ją i Aleca ciasnym kręgiem. Nie miała pojęcia, jak się znaleźli w pobliżu, ani skąd ona się wzięła w ramionach Brodicka. Próbowała się nad tym zastanawiać, ale była tak senna, że oczy same jej się zamykały, więc opadła z powrotem na koce, położyła głowę i rękę na piersi Brodicka i prawie natychmiast zapadła w sen. Po raz pierwszy od bardzo dawna czuła się chroniona. 1 nie nawiedziły ją nocne koszmary. 10 JDrodick obudził ją godzinę po świcie. Wyglądała tak mizernie, że było mu przykro, iż odbiera jej sen, którego tak bardzo potrzebowała, ale czas naglił, a mieli przed sobą trudną drogę przez ziemie wrogiego im klanu. - Musimy się już zbierać, Gillian. - Zaraz będę gotowa - obiecała, biorąc pod pachę swoją torbę i kierując się w stronę jeziora. Umyła się szybko, zaczesała włosy i sięgnęła do torby po wstążkę. Bandaż na lewej ręce przeszkadzał jej w spleceniu warkocza. Po kilkakrotnej nieudanej próbie związania włosów na karku, dała sobie spokój. Czekali na nią, kiedy wróciła do obozu. Liam wziął od niej torbę i rzucił ją Robertowi. - Musisz coś zjeść, milady - odezwał się, wpychając jej do ręki coś, co przypominało spieczony placek. - Nie jestem głodna, dziękuję... Nie chciał przyjąć jedzenia z powrotem. - Musisz jeść, milady - powtórzył z uporem. Nie chciała sprawiać kłopotów, więc zmusiła się do przełknięcia niesmacznego kęsa. - Liam, mógłbyś mi związać włosy tą wstążką? Nie mogę sama... - Urwała, widząc jego oburzoną minę. - Nie wypada? -domyśliła się. - Nie, milady, nie wypada. Tylko nasz lord może dotykać twoich włosów. 152 SZKATUŁKA Tylko lord, rzeczywiście