Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Tylko ich troje i świąteczny program w radiu. Trzeba być miłą. Nad- chodzi czas próby. Spoko, pomyślała, spoglądając na swoje odbicie w lustrze przymierzalni, mąż na pewno nie zdoła się jej oprzeć! Wyglądała jak wcielona pokusa. Trzeba jeszcze kupić parę modnych gadżetów i dobre wino. Erotyzm, koronki 1 szampan - niezawodny zestaw ratujący małżeństwo. Nad- chodził czas pojednania. 80 8 Ledwie rodzina Fordów spróbowała świątecznego indyka, natychmiast rozpoczęła coroczną dyskusję o tym, gdzie i kiedy Lizzie może spotkać miłego faceta, przy którym wreszcie by się ustatkowała. Od niej samej nie oczekiwano, rzecz jasna, udziału w rozmowie, podczas której matka postanowiła nagle podbić stawkę. - Chodzą słuchy, kochanie, że w tym tygodniu ktoś przysłał ci kwiaty. Jakie słuchy? Skąd matka wie o kwiatach? - Skromny bukiecik. - Naprawdę? - Annie zrobiła efektowną pauzę, wodząc spojrzeniem po twarzach zaciekawionych widzów. - Zdaniem Clare, był dość okazały. Clare. No super! Wspaniale, że jest na tyle uprzejma, aby gawędzić z matką Lizzie, ale istnieją przecież niepisane zasady dotyczące ujawniania nowin. - Dostałam kwiaty od znajomego. - Lizzie utkwiła wzrok w pieczonych ziemniakach, ale czuła na sobie zaciekawione spojrzenia brata, jego żony oraz dzieci. - Babciu? Wciąż nie mogła się przyzwyczaić, że Jess i Josh nazywają jej matkę babcią. Jakie to... nieodwołalne i postarzające. - Tak, koteńku? Koteńku? Litości! Jess mimo skończonych dziewięciu lat nadal była nazywana koteńkiem! Tylko patrzeć, jak matka 81 całkiem zdziecinnieje, zacznie chować w rękawie zużyte chus- teczki do nosa i ubierać się na różowo. - Znajomym nie wysyła się kwiatów, prawda? - Jessika rzuciła Lizzie znaczące spojrzenie, jakby chciała dać do zro- zumienia, że doskonale wie, do czego zmierza. Jonathan w mil- czeniu zerknął porozumiewawczo na siostrę. Fordowie znani byli z tego, że potrafią szybko podgrzać atmosferę. Wygląda na to, że dzieciaki mają to w genach i pomimo szczenięcego wieku doprowadzili już tę zdolność do perfekcji. - Kwiaty, kwiaty - powtarzał jak papuga czteroletni Josh. Lizzie upiła łyk wina, szczerze żałując, że nie może się stać niewidzialna choć na parę godzin. - Racja, kochanie. Annie zwracała się do Jessiki, ale patrzyła na Lizzie. Gdy zorientowała się, że ta jest wyraźnie zakłopotana, na jej twarzy z wolna pojawił się uśmiech. Lizzie postanowiła śmiało wyło- żyć wszystkie karty na stół w nadziei, że rodzina przestanie drążyć sprawę. - Poznałam go na gwiazdkowej imprezie mojego radia. Jesteśmy dopiero po pierwszej randce. Przez dwa tygodnie go nie będzie, wyjeżdża na narty. Mam nadzieję, że po powrocie nadal zechce się ze mną spotykać. Pracuje w re- klamie jako copywriter, to znaczy wymyśla hasła reklamowe. Zapomniałam spytać, czym zajmują się jego rodzice, gdzie chodził do szkoły, jaki ma numer buta oraz ile wyciąga rocznie. Promienny uśmiech Lizzie przeznaczony był dla matki, która nie zadowalała się nigdy ogólną informacją i żądała szczegółów. Byłaby uszczęśliwiona, gdyby mogła każdemu potencjalnemu zięciowi podsunąć do wypełnienia pięciostroni- cowy kwestionariusz. Rzecz jasna, Lizzie nie oczekiwała w ogó- le oświadczyn Matta, natomiast zdaniem jej matki każdy znajomy trzydziestodwuletniej kobiety stawał się automatycz- nie kandydatem na zięcia. 82 - Przestań się boczyć, kochanie. - Matka i szwagierka Lizzie wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. A kto się boczy? Lizzie sądziła raczej, że swobodnie żartuje lecz najwyraźniej sprawiała całkiem inne wrażenie. - Jak się nazywa? Powinna była przewidzieć, że Alex przyłapie ją na elemen- tarnym przemilczeniu i zażąda uzupełnienia danych. Chodzą- cy ideał. Jedna z tych matek, które fruwając bez wysiłku między sklepem z markową odzieżą dziecięcą i salonem Prądy, znai- dują także czas na manicure i ćwiczenia w siłowni. Alex miała idealnie płaski brzuch, więc można by podejrzewać, że Jess i Josh pochodzą ze sztucznej hodowli prowadzonej poza iei organizmem. Lizzie dodała umiejętność przesłuchiwania do listy niezliczonych talentów Alex i odparła nieufnie: - Matt... Matt Baker. - Ile ma lat? - spytała Alex takim tonem, jakby zamierzała przerwać krótkie przesłuchanie. - Nie widziałam jego metryki. - Lizzie uśmiechnęła sie z ociąganiem. - Jest chyba w moim wieku. - Z drugiej strony jednak nie mogła wykluczyć, że to dobrze zakonserwowany pięćdziesięciolatek. Po namyśle doszła do wniosku, że ta ewentualność nie wchodzi w grę. Stary wapniak żyłby w innym tempie i nie czułby pulsu teraźniejszości. Lizzie zapewniła rodzinę, że znajomość dopiero się rozkręca a facet da się lubić. Oczywiście nie wspomniała, że już spali ze sobą, pominęła też cyniczne uwagi Clare, która podejrzewała że kochaś Lizzie gzi się z jakąś pokojówką. Biesiadnicy zmienili temat, a Lizzie wypiła za zdrowie Matta szusującego n0 ośnieżonych zboczach. Kochała najbliższych, ale wolałaby teraz być z nim. Dwudziesty piąty grudnia jest chyba najsmutniejszym dniem w całym roku dla bezdzietnego faceta nieszczęśliwego w małżeństwie, który nie ma dzieciatych krewnych, a jego 83 rodzice postanowili spędzić święta u drugiego syna i synowej mieszkających w Ameryce