They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

- Uśmiecha się. To dziecko jest częścią ich miłości, ich romansu. Upamiętnieniem Viareggio, Petry, może mniej Nowego Jorku. Chociaż nie zapomniała Ellen. Ellen będzie się cieszyła. - Tak, dziecko. - Dobrze. - Martin delikatnie przesuwa wargi po jej twarzy i całuje ją w usta. Nie mówi nic więcej. Zdaje się, że już śpi. Laura, otulona jego ramionami i sama własnym ciałem otulając ich dziecko, jest zadowolona. Następnego dnia mają miejsce trzy wydarzenia, nie powiązane ze sobą, ale wszystkie równie dla Laury nieoczekiwane. Przyjeżdża siostra Katie, Lizzie, w drodze powrotnej do Londynu z wakacji spędzonych w zachodniej Irlandii. Telefonuje matka Martina, która przyjechała na tygodniowy pobyt i mieszka w domu odległym zaledwie o dwadzieścia mil. I wreszcie Martin z zatroskanym i czułym wyrazem twarzy pyta Laurę, czy brała pod uwagę możliwość usunięcia ciąży. Laura jest przyjemnie zdziwiona własną reakcją na te wszystkie trzy wydarzenia. Zamiast krzyczeć i rwać włosy z głowy, do czego ma wystarczające powody, zdobywa się na niezwykły spokój i rozsądek. Nie tylko ciepło wita Lizzie całując ją w oba policzki, ale nawet proponuje, żeby zrzuciła ze schodów na dół wszystko, co ma do prania. Lizzie odwzajemnia naturalnie zachowanie Laury, mimo że z pewnością wielkim dla niej szokiem było spotkanie z ongiś nieskazitelną, a dziś upadłą szwagierką jej starszej siostry, z tą podziwianą Laurą, która obiera kartofle, podczas gdy jej kochanek siedząc w ogrodzie rozwiązuje krzyżówkę w "The Telegraph". Nie mniejsze wrażenie robi także na Laurze niewinna, o różowych policzkach twarzyczka Lizzie. Martin, wyraźnie uradowany na jej widok (ostatecznie kimże jest, jeśli nie bohaterskim uwodzicielem?), rozkłada dla niej drugi leżak, pytając ją o wrażenia z hrabstwa Kerry. Roy, wróciwszy właśnie na lunch, namawia ją na słodkie sherry i stoi wodząc po swoich gościach wzrokiem hojnego gospodarza, który pamięta, że ma w spichrzu bezpiecznie zwiezione dwieście ton pszenicy i pogoda zapowiada się dobrze dla pięciu pozostałych na polu. Właśnie wtedy dzwoni telefon. W domu jest tylko Laura. Podnosi słuchawkę. - Inchcape 213. - Ach. - Przez chwilę cisza. - Czy mogę mówić z panem Keane. Laura rozpoznaje natychmiast głos matki Martina i jest pewna, że ona także poznała ją po głosie. Odpowiada: - Proszę poczekać. Spróbuję go poszukać. - Odkłada na bok słuchawkę i podchodzi do okna. - Martin! - woła spokojnym głosem. - Dzwoni twoja mama. - W buntowniczym nastroju wraca do telefonu. - Już podchodzi - mówi, żeby mieć pretekst do rozmowy. - Jak się pani czuje? - Ach - powtarza pani Keane, co Laura uznaje za irytującą afektację - przytrafił mi się katar sienny. - Współczuję pani - uprzejmie odpowiada Laura. - Bardzo trudno jest pozbyć się takiego kataru. Następuje przerwa, której Laura postanawia nie przerywać, chociaż zdaje sobie sprawę, że pani Keane musi słyszeć jej dość głośny oddech. - A jak się pani miewa? Laura ma ochotę odpowiedzieć jej jednym miażdżącym zdaniem. "Jestem w ciąży, pani Keane". W tym właśnie momencie pojawia się Martin i z nieco zniecierpliwioną miną bierze słuchawkę. - Halo, mamo, mówiłem, że do ciebie zadzwonię. Laura odchodzi. A więc rozmawiał z matką w Londynie. Wiedziała, że pojedzie do Irlandii. Może nawet wiedziała, że ona jest tu także. Laura wychodzi do ogrodu. Lizzie siedzi z promiennym, wyczekującym wyrazem twarzy. Koło się zamyka. - Masz tremę przed uniwersytetem? - Nalewa Lizzie następny kieliszek sherry. - Niezbyt wielką. Tak długo na to czekałam. Zdaje się, że straciłam trochę zapał. Doprawdy już nie pamiętam, dlaczego się tak do tych studiów paliłam