Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Przy fortepianie siedzi Mindy, która uczy w szkole podstawowej. Na gitarze gra pracownik banku - Pargo. Skrzypce trzyma w ręce Chuck. Chuck to strażnik leśny z Denali. Federalny, ale jest tak do nas przyjaźnie nastawiony, że wszyscy udajemy, iż robi dobrą robotę. Bębny obsługuje Wielki Mikę, kucharz z Lodge. Zapamiętałeś? - Słucham? - Widzę, że wszystkie imiona i twarze pakujesz do kartoteki w swojej głowie. - Warto pamiętać takie rzeczy. - Czasami warto zapomnieć. - Obróciła głowę w prawo. -Ktoś do mnie macha. No tak, Max i Carrie Hawbakerowie. Redagują nasz miejscowy tygodnik, „The Lunatic". Niemal przez cały tydzień byli poza miastem. Teraz chcą przeprowadzić wywiad z naszym nowym komendantem policji. - Wydawało mi się, że to bal sylwestrowy. - I tak cię upolują, gdy tylko przestanie grać orkiestra. - Nie uda im się to, jeśli wymkniesz się ze mną i będziemy kontynuowali nasze przyjęcie gdzie indziej. Odsunęła się i spojrzała mu prosto w oczy. - Czy to była poważna propozycja? - Dlaczego nie miałaby być poważna? - Tylko pytam. Czasami lubię to robić. Nie dając mu wyboru, odwróciła się i pomachała ręką. Potem pociągnęła go za sobą na skraj prowizorycznego parkietu. Po krótkiej prezentacji Meg zniknęła, zostawiając Nate'a na łasce losu. - Bardzo się cieszymy, że w końcu udało nam się pana poznać. - Max entuzjastycznie uścisnął rękę Nate'a. - CarriejK i ja właśnie wróciliśmy z podróży, dlatego nie mieliśmy okazji wcześniej pana powitać. Chciałbym prosić o kilkuminutowy wywiad dla "The Lacy". ;| - Zastanowię się. Możemy od razu usiąść w hallu i... - Nie teraz, Max. - Carrie obdarzyła męża promiennym, uśmiechem. - Dziś wieczorem nie pracujemy. Natomiast nim wrócimy do zabawy, chciałabym zapytać, panie komendancie, czy miałby pan coś przeciwko temu, żebyśmy w naszej gazecie zaczęli umieszczać kronikę policyjną. Myślę, że w ten sposób pokazalibyśmy mieszkańcom, co pan robi i jak pan sobie radzi. Ponieważ obecnie mamy w Lunacy własną komendę policji, chcemy żeby, nasza gazeta ukazywała również pracę stróżów prawa. - Proszę zgłosić się po wszelkie informacje do Peach. Meg przedarła się przez tłum do baru i wzięła następny kieliszek szampana. Usiadła na stołku i sącząc alkohol, obserwowała tańczących. Po chwili obok niej pojawiła się Charlene. - Ja wypatrzyłam go pierwsza. Meg nie odrywała wzroku od tancerzy. - Ważniejsze, na kogo on patrzy, nie sądzisz? - Próbujesz go złapać w sidła tylko dlatego, że ja go pragnę. - Charlene, pragniesz każdego, kto nosi spodnie i ma w nich coś innego niż ty. - Meg jednym haustem wypiła szampana. - Poza tym wcale nie próbuję złapać go w sidła. -Uśmiechnęła się, nie odrywając wzroku od kieliszka. - No idź, kontynuuj tę grę. To nie moja sprawa. - Pierwszy inteligentny mężczyzna, który pojawił się tu od miesięcy. - Charlene nagle nabrała ochoty na pogawędkę, dlatego wychyliła się. do przodu. - Wiesz, że on co rano je śniadanie z małym Jesse'em? Czyż to nie słodkie? Poza tym szkoda, że nie widziałaś, jak uporał się z braćmi Mackie. Co więcej, jest taki tajemniczy. - Westchnęła. - Uwielbiam tajemniczych facetów. - Uwielbiasz każdego faceta, który wciąż jeszcze może. Charlene wykrzywiła usta z obrzydzeniem. - Czy musisz być taka ordynarna? - Siedzisz tutaj i mówisz mi, że chciałabyś przelecieć komendanta policji. Nawet jeśli ładnie to opakujesz i przewiążesz wstążeczką, Charlene, to nadal będzie ordynarne. Ja po prostu nie zawracam sobie głowy wstążeczkami. - Jesteś taka jak twój ojciec. - Zawsze to powtarzasz - mruknęła Meg, gdy Charlene zsunęła się ze stołka. Jej miejsce zajęła Hopp. - Potraficie się kłócić o to, ile deszczu spadło podczas ostatniej ulewy. - Lubimy czasem trochę pofilozofować. Co pijesz? - Chyba wezmę następny kieliszek tego kiepskiego szampana, - Obsłużę cię