Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Raston nie nauczył się dotąd rosyjskiego, więc sens rozmowy pozostał dla niego nie znany, jednak sam widok tych ludzi mógł być mottem do nie napisanego jeszcze artykułu. Pierwsza sesja nowo wybranej Rady Najwyższej miała się zacząć kilka dni przed Nowym Rokiem. Raston musiał niemal zrobić w WOKS-ie awanturę, by zdobyć akredytację na pierwsze uroczyste posiedzenie. Wiedział, że z balkoniku dla prasy zagranicznej zobaczy tylko prezydium, klaszczących z godnością przywódców i entuzjazm na sali. Zresztą stały korespondent „Timesa” powiedział mu, że nic ciekawego nie będzie, poza przywódcami klaszczącymi z godnością i entuzjazmu delegatów. Mocno przykręcono śrubę, myślał Raston. Niesłusznie nazywają niekiedy bolszewików „czerwonymi faszystami”, są twardsi od operetkowych włoskich szubrawców. To raczej można by w nerwach powiedzieć o Mussolinim, że jest „czarnym bolszewikiem”. Na całym świecie jeden tylko człowiek dorównuje Józefowi - Adolf Hitler. Dwudziesty wiek wydał dwie okazałe formy socjalizmu - klasową i narodową. Raston nie odważył się formułować tych myśli dosłownie. Z powodu publikacji o reżymie radzieckim liberalna lewica obwołała go „reakcjonistą”. Liberalna lewica, do której niegdyś sam należał! Zachodnia inteligencja odrzuca rasizm, ale łatwo daje się nabrać na hasła klasowe. Aluzyjnie, poprzez zestawianie analogicznych cech usiłował wykazać, iż oba reżymy są niemal identyczne. Liberałowie, niestety, nie potrafili odczytać jego przesłania. Nawet Feuchtwanger, po ucieczce od nazistów, oklaskuje bolszewików. Pozwolił się ogłupić „publicznymi procesami”. Co prawda Stalin na razie nie morduje Żydów, ale niedługo dojdzie do tego. Pisarze, z wyjątkiem nielicznych, nie rozgryźli jeszcze istoty rzeczy, a tymczasem zbliżają się przerażające wydarzenia. Dwa reżymy, na razie wrogie, niewątpliwie zbliżą się do siebie w niedługim czasie. Później zaatakują Zachód. Niemiecki przemysł i rosyjskie zasoby - taki cios załamie cywilizację atlantycką. Na świecie powstanie ustrój bez liberałów lewicowych i prawicowych. Słowem „liberał” czekiści i gestapowcy będą sobie wycierać tyłki. Po kiego diabła przyjechałem tu, przecież wiem wszystko bez pobytu w Moskwie! Po co jeżdżę do tego kraju? Co mnie kusi? Nawet kochanki tu nie mam. Kobiety pryskają błyskawicznie, kiedy się dowiedzą, że jestem Amerykaninem. Wygląda na to, że czystki, egzekucje i łagry wytępiły w tym kraju wszystko, co żyje. Wydaje się, że nawet tutejsze drzewa są zastraszone. Dawniej można było pogadać z przechodniem na ulicy, można było w pewnym stopniu polegać na tłumaczu. Teraz wszyscy tłumacze WOKS-u są pod ścisłym nadzorem Czeka. Zwykli ludzie uważają tłumaczy za oficerów Czeka i nie ukrywają tego. Jak przetłumaczona zostanie rozmowa i co z tego wyniknie dla rozmówcy? A ja, pijaczek i leń, w ciągu tych lat nie nauczyłem się rosyjskiego. Po co tu przyjechałem i błąkam się po ulicach niczym głuchoniemy, w dodatku nie chodzę samotnie, zawsze z obstawą... Chyba się zgubili, bo wyszedłem na wolną przestrzeń... Tak myślał znany na zachodzie komentator polityczny Thowsend Raston, wchodząc na plac Czerwony, gdzie spacerował na początku naszej opowieści z profesorem Ustriałowem, „przełomowcem”, który zniknął bez śladu, nie spowodowawszy przełomu. Plac został starannie odśnieżony, jakby nie było dzisiaj śnieżycy. W przezroczystym granatowym niebie wyraźnie rysowały się wieże i zębate mury podświetlone reflektorami i ozdobione czerwienią sztandarów. Ogromne portrety przywódców jak zwykle budziły w Rastonie surrealistyczne skojarzenia. Na całym placu, pojedynczo i grupami, bez pośpiechu szli ludzie. Wszyscy w jednym kierunku - do bramy w wieży Spasskiej. Dawniej onieśmieleni stali w kolejce do ciała Lenina, przypomniał sobie Raston, teraz pod Mauzoleum nie ma nikogo prócz warty. O co chodzi? Ach tak, domyślił się, idą na sesję. To są właśnie delegaci, „gospodarze kraju i losu”, jak mu tłumaczono w WOKS-ie. Ludzie mieli wesołe twarze, byli pulchni, ciepło ubrani, może nawet zbyt ciepło. Sporo było między nimi Azjatów, to oni szli w grupkach. Wśród wybrańców ludu o wyglądzie wybitnie ludowym Raston ujrzał nagle twarz inteligencką. Był to mężczyzna w starszym wieku, z bródką, w okularach, miał miękki kapelusz i świetne, stare palto, w ręku trzymał laskę. Warto byłoby porozmawiać z tym panem, pomyślał Raston. Być może, zna języki obce... To był Borys Nikiticz Gradów, delegat do Rady Najwyższej ZSRR z krasnopriesnieńskiego rejonu Moskwy. Idąc na uroczystą sesję, która miała się odbyć na Kremlu, wspominał poranną rozmowę z żoną