They seem to make lots of good flash cms templates that has animation and sound.
Linki

an image

Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.

Powiedziano, że dziś musi przyjść na nocny dyżur - Pamwa pracował jako pielęgniarz w zespole erki. Rozgrzany w wodzie, teraz zmarzł, a że do tego jeszcze był pobudzony, zaczęło nim trząść tak silnie, że od dreszczy rozbolały go mięśnie. Musiał jeszcze trochę poleżeć w wannie, i na koniec oblał się zimną wodą. Usiadł w kuchni przy stole. Wszystkie drzwiczki kredensu były otwarte, Pamwa od czasu do czasu wstawał, wyjmował coś i znów siadał przy stole. Lubił niespodziewane wezwania. Głównie dlatego, że nade wszystko cenił maksymalne napięcie; to zresztą zawsze bywa ciekawe. Pamwa lubił także rytm precyzyjnych, przemyślanych i rytualnych przygotowań. Wypił potężną kawę, zjadł łyżkę miodu, cztery tabletki aspiryny, w szklance wody rozmieszał glukozę i witaminę C, wydusił sok z dwóch grejpfrutów, dopełnił buteleczkę żeń-szenia koniakiem i wypił wszystko jednym łykiem. W końcu zaparzył mocną herbatę i zapalił. Lecz nie był w stanie usiedzieć, zostawił zapalonego papierosa i poszedł się ubrać. Wtedy wziął magnetofon, czystą taśmę, mikrofon i przyniósł do kuchni. Papieros wypalił się prawie cały, Pamwa zapalił drugiego. Miał na sobie spodnie, buty i koszulkę, szelki zwisały po bokach. Czoło natarł rumem, a ręce kremem z aloesem. Przygotował magnetofon do nagrywania, na plecy narzucił ciężki zimowy płaszcz, a tymczasem dopalił się jeszcze jeden papieros. Tym razem musiał użyć zapałek. Zaczął mówić. Chciał powiedzieć, że czasami wszystko nie to, że się rozpada, ale rozpeł-za się, traci kierunek, i w taki sposób opanowuje powierzchnie i płaszczyzny, że pojawia się destrukcja, która zaprzecza możliwości czystości stylu, rujnuje konstrukcje retoryczne, a logo-centryzm podaje w wątpliwość, uznanie destrukcji przywraca swobodę niewybierania, dlatego można być między wszystkim i ze wszystkim, to nie retoryka, a lingwistyka, chaos chronią przed nieodwracalnością, w przeciwnym razie godzisz się z fak- 109 I tem, że wszystko utrzymuje się dzięki kobietom, które przeżywają orgazm. Pamwa chciał trochę opowiedzieć o takich dniach. O tym, że czasem żyjesz w taki sposób, jakbyś jeden smak zagłuszał innym, ale nawet wtedy nie takim jak trzeba, więc dodajesz innych przypraw, znowu źle, jeszcze, i jeszcze trochę, lepiej, trzeba lekko doprawić, w końcu smak robi się nijaki. Specjalnie dla Anny zaakcentował, że tekst opowieści o dniu zależy od dnia - jego rytmu, gęstości, nasycenia, atmosfery i siły naporu. Lecz od tego momentu nagranie przestało mu się podobać, jeszcze przez chwilę mówił, a potem przewinął taśmę do początku i skasował wszystko, co zapisał. Chciał spróbować jeszcze raz. W końcu musisz powiedzieć to, co rozumiesz. Najważniejsze - Pamwa od razu pragnął sformułować imperatyw - to wiedzieć i powiadomić o tym, że wiesz. Kiedy byli razem, nie trafiała się ku temu odpowiednia chwila, a teraz nie było Anny i bez niej takie oświadczenie zdawało się niepotrzebne, nawet jeśli było przeznaczone dla niej. Pamwa z przyjemnością rozmyślał o tym, co ma się wydarzyć. Lubił wyobrażać sobie, jak Anna przyjdzie tutaj, jak będzie się poruszać w pustym mieszkaniu, zje kolację przygotowaną przez niego, coś wypije, posłucha jego głosu, może wyjdzie na balkon, położy się do łóżka, będzie czekać, zaśnie, by szybciej minęła noc. Pamwa wiedział, że przyjdzie tu w środku nocy choćby na chwilę, ale jeszcze nie wiedział, jak to zrobi. Tę pewność rzeczy prawie niemożliwej odczuwał szczególnie ostro. Włączył radio i wędrował po różnych przestrzeniach eteru. Raptem uświadomił sobie, że skala częstotliwości stanowi silne źródło światła. W jakimś miejscu śpiewał Cohen; Pamwa nagrał go z radia na magnetofon. Miał z tym trochę kłopotu, ale piosenka prawie się zmieściła. Pamwa znowu cofnął taśmę do początku, przesłuchał Cohena i wiedział, że zostawi go dla Anny. W pośpiechu nagrał przez mikrofon swoje ulubione wiersze Brodskiego, z silnym akcentem wymawiając rosyjskie słowa. Na taśmie zapisało się również, jak Pamwa zaciąga się papierosem i jak wydmuchuje dym. 110 W pośpiechu zdjął płaszcz, założył kilka swetrów, naciągnął szelki i znów narzucił płaszcz. Połknął dwie tabletki nitrogliceryny i wyszedł na schody, chowając klucz w umówionym miejscu. Do długiego korytarza na parterze między schodami i bramą wiatr nawiał twardych suchych liści. Poruszały się głośno, skrobiąc betonową podłogę jak pazurki małych zwierząt. Całe podwórze wypełniło się księżycem. Łapał mróz i odnosiło się wrażenie, że to księżycowe światło jest jego przyczyną. Wokół księżyca nie było chmur, lecz coś się poruszało razem z Pamwą szybko przechodzącym przez podwórko - był to albo księżyc, albo najbardziej oświetlony fragment nieba. Zdawało się, że większe kałuże są ciepłe, natomiast mniejsze były skute lodem aż do dna. I tylko tam, gdzie znajdował się jakiś liść, pozostało jeszcze trochę wody