Upokorzenie smakuje tak samo w ustach każdego człowieka.
Ale tej nocy Gorion wydawał się jakiś nieobecny, zamyślony. Młody najemnik odniósł wrażenie, że ojciec pragnie mu coś powiedzieć. Abdel, jak to miał w zwyczaju, po prostu zapytał ojca, co chodzi mu po głowie. Gorion uśmiechnął się i za chwilę już śmiał się na dobre. – I skrył swą twarz za zasłoną nocy? – zapytał Gorion, parafrazując pewnego barda, którego Abdel niezbyt sobie przypominał. – Staey z Evereski? – Pacys – poprawił Gorion. – Jeśli pamięć mnie nie myli. Abdel skinął głową, a Gorion zadał mu proste pytanie. – Czy pójdziesz ze mną w pewne miejsce? Abdel westchnął głęboko. – Dobrze wiesz, ojcze, że nie mogę tu zostać. Dosyć mam już twoich ksiąg i zwojów... – Nie, nie – przerwał mu Gorion, uśmiechając się smutno. – Nic z tych rzeczy. Miałem na myśli miejsce poza murami Candlekeep. Miejsce zwane „Pod pomocną dłonią”. Abdel roześmiał się. Oczywiście, że znał to miejsce. W tej przydrożnej gospodzie bywał już wielokrotnie. Czasem udawał się tam specjalnie – w poszukiwaniu roboty, wina czy kobiet i zawsze znajdował przynajmniej jedno. Ale jaką sprawę mógł mieć tam jego ojciec, tego nawet nie mógł się domyślać. – Są tam dwie osoby... muszę się z nimi spotkać – rzekł Gorion. – A droga bywa niebezpieczna. – Czy to ma coś wspólnego z moimi rodzicami? ... Z moją matką? – pod wpływem impulsu zapytał nagle Abdel. Nie widział dlaczego to zrobił, ale nie zdążył powstrzymać słów, które same cisnęły mu się na usta. Gorion zareagował tak samo jak zawsze, gdy Abdel pytał o swoich rodziców, których w ogóle nie znał. Jego twarz skrzywiła się w grymasie bólu. – Nie – odparł krótko. Na dłuższą chwilę zapadła nieprzyjemna, nienaturalna cisza. – Nie z twoją... nie z twoją matką. On po prostu chciał dotrzeć do „Pomocnej dłoni”, aby spotkać się z pewnymi ludźmi, którzy mieli dla niego jakieś informacje. To wszystko. Życie Goriona zawsze koncentrowało się wokół spraw związanych z pozyskiwaniem od ludzi różnych informacji, dlatego też Abdel nie mógł dziwić się jego prośbie. Oczywiście zgodził się towarzyszyć ojcu, tym bardziej, że sam prawdopodobnie by się tam udał. Perspektywa wspólnej wyprawy wydała mu się o wiele przyjemniejsza. Tak więc następnego ranka po raz pierwszy razem opuścili Candlekeep, podążając Nabrzeżnym Traktem do gospody „Pod pomocną dłonią”. Podróż była przyjemna, aż do owego feralnego trzeciego dnia marszu, kiedy to tuż przed południem drogę zagrodzili im zabójcy. * * * Na pierwszą niespodziewaną oznakę życia Abdel rzucił się w stronę leżącego ojca. Gorion chrapliwie wciągnął oddech, a Abdel podpełzł do niego niczym tonący w kierunku pływającej deski. Jego ranny bok promieniował falami bólu od pasa po szyję i raz po raz eksplodował w środku głowy. Abdel upadł raczej niż usiadł. Chciał powiedzieć: „Ojcze” albo coś innego jeszcze, ale głos ugrzązł mu w krtani, sprawiając cierpienie. Pomyślał nawet, że samo słowo mogło go zadławić. Ojciec zamrugał zdrowym okiem, źrenica błądziła ślepo po gałce, jego lewa ręka zaczęła wolno sunąć w kierunku kieszeni pasa. Prawa ręka drgała konwulsyjnie, palce zaciskały się na żwirze, jakby próbując zdusić ból. – Mój... – udało się wypowiedzieć Gorionowi. Tylko to jedno, wyraźne słowo. – Tak – szepnął Abdel. Gardło znów mu się zacisnęło, nie pozwalając wydusić ani słowa więcej. W oczach znów stanęły mu łzy na widok broczącego krwią, umierającego ojca. – Powstrzymaj... – rzekł Gorion nadspodziewanie dźwięcznym głosem. Powiedział coś jeszcze, ale co? – tego Abdel już nie zrozumiał. Ręce mnicha wzniosły się w górę. Abdel zdał sobie nagle sprawę, że przygotowuje się on do rzucenia czaru. Gorion dotknął go raptownie, ręce umierającego raczej spadły na niego niż świadomie opuściły. Fala ciepła ogarnęła tułów Abdela i nagle palący ból znikł jak ręką odjął. Gorion z sykiem wciągnął długi, bolesny oddech. Abdel, którego rana już się zasklepiła, prawie całkowicie wyleczony, powiedział: – A teraz twoja kolej. Gorion nie zaczął rzucać następnego leczącego czaru. – Ten był jedyny – wychrypiał mnich. Abdel zapragnął przekląć swego przybranego ojca za to, że zmarnował na niego swą jedyną leczącą modlitwę. – Ty umierasz... – tylko to był w stanie z siebie wykrztusić. – Powstrzymaj wojnę... Ja już nie mogę... Ciało Goriona zatrzęsło się od nagłego, wyczerpującego kaszlu i nagle w gwałtownym spazmie wyciągnął lewą rękę ku Abdelowi, tak że ten aż się wystraszył